Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Już nie chcę mroku

- Nie mogę prezentować się cały czas w ten sam sposób, bo to będzie nudne, jak odgrzewanie kotleta - mówi Ralph Kaminski*, jeden z gości specjalnych tegorocznej edycji festiwalu Spring Break.

. - grafika artykułu
fot. Wiktor Malinowski

Zacznę od gratulacji - pięć dni temu zakończyłeś trasę koncertową promującą "Morze". Jak się z tym czujesz?

Chwila oddechu, krótki odpoczynek i raptem za szesnaście dni premiera nowej trasy - "Lato z Tobą", z całkiem innym, orkiestralnym, dziewięcioosobowym składem. Z My Best Band In The World skończyliśmy grać.

Tak na dobre?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Niedzielny koncert był ostatnim koncertem z MBBITW, ale nie wiemy na jaki czas.

Na scenie pewnie były emocje?

Ogromne! Już w sobotę się zablokowałem, a gdy w Rzeszowie graliśmy ostatni koncert z moim pierwszym perkusistą, to na piosence pożegnalnej się tak poryczałem, że nie byłem w stanie zaśpiewać.

Ta zmiana - przerwa w zasadzie - jest nam bardzo potrzebna. Zakończyliśmy współpracę w zgodzie, mamy ogromny szacunek do siebie i nadal uwielbiam te osoby, ale każdy z nas idzie w swoją stronę, mój nowy projekt dostanie świeżej energii na wakacje. Już nie chcę takiego mroku.

W "Morzu" rzeczywiście jest dużo mroku, jest też bardzo intymny, prawda?

Materiał jest intymny i osobisty, ale tak jak prezentowaliśmy go jesienią, czyli mrocznie i teatralnie, tak latem chcemy pokazać trochę inną stronę. Będziemy po prostu się dobrze bawić na festiwalach i czerpać z tego przyjemność. Zanim jednak przyjdzie zabawa to czekają nas ogromne ilości prób, przygotowania scenografii i kostiumów. Wszystko jeszcze się cały czas tworzy i ja, niestety, nie mogę imprezować w tym roku na Spring Break, tylko wracam do hotelu i pracuję.

Aranżujesz, komponujesz, piszesz, śpiewasz, a także... odpowiadałeś za kostiumy w swoich teledyskach.

Tak, na początku nie stać nas było na kostiumologa, więc wszystkie kostiumy, oprócz teledysków "Morze" i "Lato bez Ciebie", zrobiłem sam. Tak samo teraz, na bis dwóch koncertów wieńczących trasę, wychodziliśmy ubrani cali na biało i to ja stworzyłem te stroje. Uwielbiam to robić!

Wziąłeś udział w talent show i zobaczyłeś jak ten biznes wygląda od kuchni, potem wydałeś debiutancką płytę, z którą zjeździłeś muzyczny półświatek: Spring Break, Open'er, OFF, trafiłeś nawet na Festiwal w Opolu. Jakie teraz, półtora roku po premierze "Morza" jest twoje podejście do biznesu, skoro nie jesteś już anonimowy, a Ralph Kamiński stał się pewną marką?

Moje podejście jest takie, jakie było wcześniej. Cieszę się, że moje marzenia festiwalowe zostały spełnione i cieszę się, że udało się wyrobić markę w zadowalającym stopniu rozpoznawalną, co umożliwia mi dalsze tworzenie i pokazywania swojej twórczości szerzej. Gdy pracowałem nad pierwszą płytą, nie miałem swoich odbiorców, nie wiedziałem co się z czym je. Teraz rozumiem jakie zachodzą procesy i gdy będę tworzył drugi album wiem, że mam już grupę słuchaczy, do której mogę go skierować.

Jak wrażenia po współpracy z Mateuszem Holakiem?

Było super! To jest ogólnie śmieszne, ponieważ dużo osób myślało, że jak wydałem płytę spokojną i bardziej klasyczną brzmieniowo, to będę w kółko się kręcił w takim nurcie, a mi chodzi o to, żeby pokazać różne oblicza, bo lubię zaskakiwać słuchaczy. Nie chcę być ciągle taki sam, więc ta współpraca to dla mnie mega podjarka. Uwielbiam Holaka i naszą piosenkę "Najlepsze Najgorsze Wakacje". Dzięki niej pokazałem się z innej strony - co już spotkało się krytyką, bo nie brzmię "jak ja" - ale chyba o to chodzi w pokazywaniu siebie, prawda? Nie mogę prezentować się cały czas w ten sam sposób, bo to będzie nudne jak odgrzewanie kotleta. Podobnie jest z projektem "Albo inaczej", zahaczającym o rap, a na nową płytę braci Kacperczyk zrobiłem piosenkę, która jest wręcz rockowym protest-songiem.

Próbowałeś rapowania?

Rapowałem na sesji nagraniowej, ale ostatecznie, niestety, to nie weszło. Ogólnie wszyscy byli zdziwieni, że potrafię. Ja jestem przecież zawodowy, muszę potrafić wszystko! (śmiech).

Powiedz proszę czy dalej robisz animowane filmy w Paintcie?

Bardzo chciałbym do tego wrócić. Jeszcze na początku studiów to robiłem, a moje koleżanki z ASP mówiły, że mega szacunek, bo to jest czasochłonne. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzę, bo mogłem kreować świat od samego początku do końca. Robiłem dość kontrowersyjne filmy, na przykład o "Żanecie żylecie", która była prostytutką. Chciałbym opowiedzieć jej historię na nowo.

Na jakim następnym festiwalu chciałbyś wystąpić?

Chciałem na Orange Warsaw Festival, to występuję (śmiech), ale tak serio to na każdym ciekawym festiwalu chętnie zagram. Chciałbym ponownie pokazać się na Open'erze, na OFFie... Myślę o  zaprezentowaniu się na zagranicznych showcase'ach, ale tych europejskich, bo do Stanów Zjednoczonych mnie nie ciągnie. Ogólnie wystarcza mi na razie to, co mam tutaj w Polsce.

Gdy półtora roku temu pojawiłeś się na TIDAL, to jednak byłeś powiewem świeżości, nową jakością - nieznany facet, który świetnie śpiewa, pisze i komponuje ambitny, jak sam określasz, artystyczny pop. Na koncertach są emocje, łzy, brokat i cały ten glam. Czy pobyt w Rotterdamie wpłynął na jakość Twojej twórczości?

Tak, brokatu teraz mamy jeszcze więcej! (śmiech). Niemniej to nie jest wpływ Rotterdamu. Miałem takie podejście od samego początku i to nie jest jakość zachodnia - w ogóle nie lubię tego określenia. To jest jakość polska, jestem Polakiem, robię to w Polsce tylko po swojemu, bezkompromisowo, nie wzorując się na Zachodzie. Rotterdam to była przygoda, ale z ręką na sercu, niewiele to we mnie zmieniło.

Z perspektywy czasu, koncertów i scenicznego doświadczenia, zmieniłbyś coś w "Morzu"?

Nie. To jest etap zamknięty. Jestem bardzo dumny z tego albumu, bo jest moją wizytówką - przedstawia mnie takim, jakim wtedy byłem. Wiadomo, że dzisiaj jestem gdzie indziej i bardzo się zmieniłem od tamtego czasu, ale cieszę się, że ten etap mojej twórczości i życia został zamknięty w takiej formie. Pracowałem nad tym od dziewiętnastego roku życia, pisałem piosenki, co roku robiłem coś ku temu małymi kroczkami, a to, co udało mi się osiągnąć, przekroczyło moje marzenia.

A o czym marzysz teraz?

Moim marzeniem jest mieć siłę, by wykonywać dalej ten zawód, by nie poddawać się presji, tylko delektować się całym procesem tworzenia. Ogólnie mam bardzo realne marzenia i one są jak najbardziej osiągalne tylko na nie potrzeba czasu, a ja jestem trochę niecierpliwy. Długo zajęło mi wydanie płyty, ponieważ chciałem mieć całkowitą wolność i ostateczne zdanie w kwestiach artystycznych. Przy drugim albumie chcę pracować z ludźmi, których poznałem, i którzy podzielają moją wizję.

Wiadomo już coś na temat nowego krążka?

Nie chcę i nie mogę o tym mówić, ale zapewniam, że będzie się działo! Póki co mam na głowie moją letnią i jesienną trasę.

Jest coś, czego muzycznie nie chciałbyś robić?

Nie chciałbym robić tego, co ktoś mi każe.

A gdyby za godzinę zadzwonił do ciebie znany producent i zaproponował górę pieniędzy za produkcję, po którą prywatnie byś nigdy w życiu nie sięgnął?

Ciężko mi odpowiedzieć, ale wątpię. To mi się kojarzy trochę z muzyczną prostytucją, a tu nie o to chodzi. Nie robię tego dla pieniędzy, bo gdybym robił, to grałbym z trzema muzykami, a nie z dziewięcioma (śmiech).

Z kim marzy ci się współpraca?

Ze Stanisławą Celińską i Beata Kozidrak. Nie żartuję! Jestem ogromnym fanem Bajmu. Posikałbym się ze szczęścia, gdybym zaśpiewał z panią Beatą.

Co cię rozczarowało w ostatnim czasie?

Muzycznie to ostatnia płyta Adele, "25" - tym, że przestała być organiczna, tylko poszła w produkcję biznesową. Kocham Adele i jej dwie pierwsze płyty, ale nie "25". No i to, że Frank Ocean nie gra koncertów swojej ostatniej płyty "Blonde". Zagrał ich bardzo mało i stwierdził, że nie będzie występował na scenie. Rozumiem, że może nie chcieć grać, bo czasami jest bardzo ciężko. Mnie też momentami bardzo ciężko jest wyjść na scenę...

rozmawiał Damian Nowicki

*Ralph Kaminski - wokalista, autor tekstów oraz kompozytor tworzący autorską muzykę nawiązującą stylistyką do artystycznego popu z elementami muzyki filmowej, mocno okraszoną dźwiękami skrzypiec i fortepianu. Na festiwalu Enea Spring Break wystąpił wraz z zespołem My Best Band in the World.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018