Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

ANIMATOR. Nie bierzcie z nas przykładu [rozmowa]

Rozmowa z Yvesem Nougarede, gościem Animatora, członkiem komisji selekcyjnej największego festiwalu animacji na świecie - w Annecy.

. - grafika artykułu
Yves Nougarede. Fot. materiały festiwalu Animator

Co wyróżnia Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych w Annecy?

To najstarszy i największy festiwal poświęcony tylko animacji. Zakończona już 39. edycja zgromadziła 8 tys. widzów. Pod tym względem dorównujemy filmowemu festiwalowi w Cannes.

Jesteś współtwórcą programu festiwalu. Na co zwracasz szczególną uwagę wyberając filmy?

Film musi spełniać podstawowe kryteria: powinien być dobrze zaanimowany, udźwiękowiony, mieć interesującą fabułę i ciekawą stylistykę. Dostajemy wiele produkcji, które spełniają te wymogi, jednak czasami to nie wystarczy. Razem ze mną program festiwalu tworzą cztery osoby. Każdy z nas ma inną osobowość, inne podejście do filmów. Przy wyborze próbujemy to wykorzystać i wybrać jak najlepsze produkcje. To czy dana animacja dostanie się na festiwal jest okupione godzinami rozmów.

Istnieje jakiś schemat estetyczny we francuskiej szkole animacji, który jest najbardziej rozpoznawalny?

Tak, najlepszym przykładem jest szkoła Gobelins w Paryżu. Powstałe tam prace charakteryzują się unikalną stylistyką postaci oraz nietypowym sposobem animacji. Kiedy przysyłają do nas swoje filmy, potrafimy po kilku pierwszych ujęciach poznać, że są właśnie stamtąd. Wiele szkół ma własną, charakterystyczną tożsamość i nie myślę tylko o Francji. Na przykład w Anglii znajduje się bardzo ceniona placówka NFTS (National School of Film and Television). Potrafią w niezwykle kreatywny sposób wykorzystywać prace innych twórców i wykreować z nich coś oryginalnego. Najbardziej sobie cenię, kiedy studenci podejmują ryzyko, próbują się wyrwać z narzuconej kanwy przy tworzeniu swoich filmów. Wychodząc naprzeciw, poszukują nowych umiejętności, nowych sposobów tworzenia. Te dwie szkoły są tego najlepszym przykładem.

W którą stronę zmierza francuska animacja?

Tak się składa, że następna edycja festiwalu w Annecy będzie poświęcona właśnie francuskiej animacji. Dlatego zapytaj mnie o to w przyszłym roku [śmiech]. Muszę jednak przyznać, że 2015 rok nie był dobry dla naszej twórczości. Dwa lata temu w rękach francuskich animatorów powstawały dużo lepsze prace. Wyśmienite wręcz. Mieliśmy nawet problem, by nie wybierać do konkursu samych rodzimych produkcji, by nie być posądzanymi o faworyzowanie Francuzów. Obecnie nasz rynek animacji przypomina jazdę na kolejce górskiej. Ciągłe wzloty i upadki. Ciężko przewidzieć jaka czeka nas przyszłość. Naszym głównym problemem jest praktyka wielkich graczy na rynku, takich jak Pixar czy Dreamworks, którzy rekrutują najzdolniejszych francuskich studentów, jeszcze zanim ci otrzymają dyplomy, co prowadzi do zmniejszenia liczby ciekawych projektów.

Poza pokazami filmowymi organizujecie także targi dla producentów i dystrybutorów, zwane MIFA.  Kogo można na nich spotkać i w jaki sposób pomagają one animatorom?

Na tych targach spotykamy wszystkich najważniejszych uczestników branży. W zeszłym roku wzięło w nich udział ponad 2 tys. osób. Przez trzy dni w jednym miejscu spotykają się twórcy, dystrybutorzy, producenci. Dla studentów to okazja, aby zaprezentować i sprzedać swoje filmy, dzięki czemu zostaną zaprezentowane szerszej publiczności. W czerwcu na naszym festiwalu targi MIFA obchodziły swoje trzydziestolecie.

W jaki sposób rozwijające się festiwale, taki jak poznański Animator, mogą czerpać z doświadczenia francuskiego festiwalu?

Na Animatorze jestem trzeci rok z rzędu. Szczerze? Lubię wasz festiwal bardziej od Annecy, na którym pracuję od 20 lat [śmiech]. Poznańskie przedsięwzięcie jest bardziej przyjazne dla widzów, widać jego "ludzką twarz". Kiedy w latach 60. powstawał festiwal w Annecy, tworzyła go garstka animatorów, dziś jest wielką machiną organizacyjną. Stało się to w latach 80., kiedy rozwinął się rynek animacji i zaczęto zarabiać na nim pieniądze. Sam nie orientuję się we wszystkich wydarzeniach. Doba ma tylko 24 godziny, a pokazów jest tyle, że często trzeba odpuścić projekcje, kosztem innych. To trochę frustrujące. W Poznaniu mam czas na spotkania ze wszystkimi znajomymi i daję radę obejrzeć każdą projekcje. Nie bierzcie z nas przykładu, róbcie swoje! Festiwale powinny mieć własną tożsamość, coś co będzie je wyróżniać.

Rozmawiał Dawid Wódzki