Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Abstrakcja i absurd w czasach Nikodema Dyzmy

Artur "Sosen" Klimaszewski i Maciej "Maciora" Balcewicz z zespołu Dyzmatronik opowiadają,skąd wziął się pomysł na nietypowy mariaż muzyki teatralnej i hip-hopu, kim jest Pixel-Man i jaki udział w ich płycie miał Ryszard Kapuściński.

Artur Klimaszewski i Maciej Balcewicz, czyli Dyzmatronik. Fot. Kuba Grygiel - grafika artykułu
Artur Klimaszewski i Maciej Balcewicz, czyli Dyzmatronik. Fot. Kuba Grygiel

Czym jest projekt Dyzmatronik?

Artur Klimaszewski: Maciek wymyślił tę nazwę. Stwierdziliśmy, że dobrze brzmi, bo z jednej strony jest to odniesienie do literatury i naszych czasów, które są czasami Nikodema Dyzmy. Z drugiej nawiązuje do muzyki elektronicznej lat 80., w których dorastaliśmy. Sami stworzyliśmy sobie własną szufladę muzyczną, którą nazwaliśmy "trup-hop".

"Trup-hop"?

A.K.: To właśnie Dyzmatronik. Wystarczy posłuchać. Mówiąc poważnie, chodziło nam o to, żeby był element hip-hopu, czyli właśnie Maciek ze swoimi tekstami, ale też element muzyki ilustracyjnej, innej. To właśnie jest ten "trup" (śmiech).

Skąd czerpiecie inspirację?

A.K.: Podoba nam się wiele różnych rzeczy.

M.B.: Lubię teksty Marii Peszek. Lao Che też jest spoko tekstowo i muzycznie.

A z hip-hopu?

M.B.: Z hip-hopu ciężko będzie... w Polsce to wyłącznie powielanie wszystkiego, co już było. Chociaż ciekawy jest na przykład raper Łona.

To niewiele...

A.K.: Mnie się wydaje, że hip-hop zszedł do getta i zamyka się w swoim nurcie, a nas interesują historie, które wychodzą poza nurty i starają się zahaczać o coś innego, ciekawszego.

Wszystko, co dzieje się w waszej muzyce, słowach, teledyskach jest odrealnione, oderwane od rzeczywistości. Dlaczego?

M.B.: Wychodzę z założenia, że nie ma po co pokazywać typowych problemów, z którymi zmagamy się na co dzień.

Czyli nie będzie o miłości i polityce?

M.B.: O polityce nie, ale o miłości jak najbardziej. Utwory "Dowcipy" i "Parasolka" są właśnie piosenkami o miłości.

Jak udało się wam wydać płytę?

A.K.: Nie znaleźliśmy sponsorów, więc wydaliśmy ją własnym sumptem. Wokale nagraliśmy w February Studio Adama Wójtowicza, który płytę masteringował, a resztę muzyki w moim studio domowym. Wydawcy są nieufni w stosunku do młodych ludzi (śmiech). A nawet jeśli niemłodych, to takich, którzy robią coś nowego.

Podobnie było w przypadku pierwszej solowej płyty Maćka "I tak ci to ukradną"?

M.B.: Jej sponsorem było państwo polskie (śmiech). Wziąłem dotację z Urzędu Pracy na otworzenie własnej działalności. Była to innowacyjna rzecz jak na tamte czasy (2002 r. - przyp. red.). Nawet słuchając jej dziś, wiele osób myśli, że jest nowa, bo wszystko co na niej zawarłem, jest nadal aktualne. Wtedy niestety nie sprzedała się dobrze.

Nie zniechęciło cię to do tworzenia muzyki?

M.B.: Przez pewien okres tak. Wyjechałem z Polski, ale wróciłem, bo najważniejsze dla mnie to robić coś własnego, a nie być biernym obserwatorem.

Kim jest "Pixel-Man", graficzny ludzik z okładki waszego albumu?

A.K.: To projekt Krzysia Ignasiaka, który jest zresztą autorem całej oprawy graficznej naszej płyty. To są dwie literki: "d" i "t", czyli Dyzmatronik. W pewnym sensie chodzi też o nawiązanie do lat 80., bo muzyka, którą prezentujemy na tym albumie, w dużym stopniu nawiązuje do gatunku disco. Tematycznie też jest płytą klubową, bo w wielu tekstach zahacza o clubbing Maćka, na przykład w "Dowcipach" czy "Kacu".

Kogo jeszcze zaprosiliście do współpracy?

A.K.: Jest Mark Maksymovich, zwany Carem Piły, oraz Basia Wilińska, która śpiewa głosem białym i gra na lirze korbowej. Oprócz tego Paweł Binkowski z wokalem i Radek Palus na gitarze.

Mało kto wie, że utwór "Biel" to bezpośredni cytat z "Imperium" R. Kapuścińskiego, zaczynający się od słów "Biel, wszędzie biel, oślepiająca, niezgłębiona [...]". Dlaczego wykorzystaliście akurat ten fragment?

M.B.: Kiedy czytałem ten tekst stwierdziłem, że jest aktualny, a wyrwany z kontekstu może być interpretowany inaczej niż pierwotnie. Ktoś kto nie czytał książki, będzie go kojarzył wyłącznie z narkotykami. Ten kto czytał, będzie wiedział, że chodzi o coś zupełnie innego. Był dla mnie wyrazisty i ciekawy właśnie dlatego, że można go odbierać na te dwa sposoby.

Jakie macie doświadczenia z fanami?

A.K.: Po naszym pierwszym poważnym koncercie w Pasażu Kultury podszedł do mnie facet i powiedział, że to, co robimy, jest bardzo dziwne, ale interesujące. I chyba tak należy na nas patrzeć, tak właśnie chcemy być odbierani.

Wasze pomysły są strasznie pokręcone. Nie boicie się, że poprzez swoje działania będziecie odbierani wyłącznie jako ciekawostka, coś na co można popatrzeć, bo jest barwne i zabawne, ale nic poza tym?

A.K.: Wydaje mi się, że robimy coś innego niż na przykład Bracia Figo Fagot. My też posługujemy się swego rodzaju pastiszem, jednak w bardziej subtelny sposób. Wiele osób to docenia i myślę, że to dobry kierunek.

M.B.: Na naszych koncertach nie ma małolatów, są ludzie dorośli. Liczymy na ich zrozumienie i dlatego swoją muzykę adresujemy do inteligentnych odbiorców, tyle że z przymrużeniem oka. W każdym naszym dowcipie i tekście jest puenta, która mówi o poważnych sprawach. Wolimy zainteresować mniejszą, ale za to ambitniejszą grupę.

Wasz teledysk do "Singla" wzbudził wiele kontrowersji w Internecie, a to za sprawą bardzo odważnej puenty, w której dochodzi do przemocy wobec pary pojawiającej się na imprezie singli. Działanie zamierzone czy przypadek?

A.K.: Nie było naszym zamiarem, żeby klip był kontrowersyjny. Jego autor Julek Pęksa stwierdził, że tak będzie po prostu ciekawie.

M.B.: Sami nie wiedzieliśmy, jaki będzie efekt końcowy.

Nie chodziło o to, żeby było o was głośno?

A.K.: Nie taki był cel. Choć później, kiedy obejrzałem teledysk, stwierdziłem, że generalnie to miało sens. Bo to oburzenie ludzi jest ciekawe. Pokazuje, że są ślepi na to, co się dzieje w zwykłych "Wiadomościach". Nagle stwierdzają, że sytuacja, którą pokazujemy w naszym teledysku - dosyć teatralna tak naprawdę - oburza ich. A my chcieliśmy po prostu pokazać sytuację single kontra para, która nie kończy się happy endem.

Wszystkie wasze dotychczasowe pomysły znalazły się na tej płycie, czy zostawiliście coś na kolejną?

A.K.: Są takie kawałki, które nie weszły na płytę, ale chcemy iść dalej i cały czas robić coś nowego. Może jak pomrzemy tak jak Freddy Mercury, ktoś wyda naszą pośmiertną płytę z tymi ścinkami i będzie robił na tym pieniądze (śmiech).

M.B.: Jest już trochę muzyki, pomysłów i tekstów na nowe kawałki. Ale to musi się rozwinąć, więc nowa płyta pojawi się najwcześniej za rok.

Czyli mamy spodziewać się jeszcze większej dawki abstrakcji i absurdu?

A.K.: Myślę, że takie są czasy, że inaczej się nie da. Tylko abstrakcja i absurd mogą opowiedzieć o czasach, w których żyjemy. No bo jak opowiedzieć o nich wprost?

Rozmawiała Anna Solak

Dyzmatronik - poznański projekt muzyczny oscylujący na pograniczu muzyki teatralnej i hip-hopu. Tworzą go Maciej "Maciora" Balcewicz (teksty) i Artur "Sosen" Klimaszewski (muzyka). Ich premierowa płyta "Dyzmatronik" ukazała się 15 lutego w najniższym opłacalnym nakładzie 500 egz.