Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Wirtuoz-architekt

Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce dla koncertu muzyki organowej niż poznańska fara - wnętrze stanowiące wizytówkę "baroku triumfującego", onieśmielające wielkością i przepychem...

. - grafika artykułu
fot. Cezary Zych

Trudno wyobrazić sobie lepszą porę niż zmierzch, kiedy światło wydobywa z półmroku rzeźby apostołów nad kapitelami i zdobienia na polichromiach, a w nawach pojawiają się gęste cienie. Trudno wreszcie o lepsze warunki pogodowe dla wykonania najpiękniejszych dzieł organowych niż gwałtowna burza z błyskawicami rozświetlającymi okna świątyni.

Duńskiemu wirtuozowi, Allanowi Rasmussenowi, który 5 lipca zagrał w ramach cyklu Brzmienie Dawnego Poznania, sprzyjały nie tylko starania organizatorów, ale i same Niebiosa. Nie sposób jednak odmówić osobistych zasług artyście - bez udziału szczególnych warunków zewnętrznych koncertowy efekt byłby równie imponujący.

Sprostać wzniosłości

Z muzyką organową kojarzy się wszystko, co potężne i monumentalne. To z jednej strony dobrze - wielkie wrażenia artystyczne, doznanie wzniosłości, poczucie kontaktu z Siłą Wyższą wydają się zapewnione publiczności niezależnie od starań wirtuoza. A z drugiej źle - bo nie każdy potrafi sprostać ogromowi i okazałości muzyki organowej Bacha czy Mendelssohna. Nie każdy potrafi stanąć naprzeciw muzycznego ogromu, wspartego wielowiekową tradycją wykonawczą, aby go ujarzmić i zmusić do tego, by, dumny i niewzruszony, uległ woli artysty ustanawiającego hierarchię między frazami, decydującego o niuansach i pierwszeństwie planów harmonicznych.

Rasmussen z wpisanym w wykonywany repertuar (i, jakże dobitnie, sugerowanym przez okoliczności) patosem poradził sobie bardzo dobrze. Bez niepotrzebnej ostrożności, ale i rezygnując z pokusy łatwego wyzyskania efektu wzniosłości, bez nieznośnych retardacji i bez ogłuszających, przeciągniętych w wieczność forte, którymi mniej subtelni organiści lubią podkreślać kadencje. Rasmussen uniósł organową potęgę niemal z lekkością.

Organowe konstrukcje

Jakość wykonania znać było już od pierwszych akordów koncertu. Rasmussen grał wyjątkowo przejrzyście - z precyzją i starannością. Prezentacja kolejnych dzieł (wśród których szczególnie ciekawie zabrzmiała Sonata g-moll Hartmanna i chorał Vater unser im Himmelreich z wariacjami Mendelssohna) miała w sobie coś ze ścisłości wynikania konstrukcji architektonicznych - całości wzrastały dzięki wnikliwej realizacji partii poszczególnych manuałów i linii melodycznych, których wzajemne odniesienia, nieprzypadkowe i przemyślane, tworzyły większe części muzycznych budowli. Zaplanowane przez kompozytorów plany melodyczne w interpretacjach Rasmussena pozostawały ze sobą w uchwytnych związkach - to nakładając się na siebie, to oddzielając, zawsze w sposób uchwytny dla słuchacza, który, jeśli miał na to ochotę, mógł podążać za procesem konstruowania każdej z warstw i śledzić ich emanacje w kolejnych frazach.

Jeśli koncert sprostał wymagającemu wnętrzu fary i potędze żywiołów szalejących nad miastem, stało się to nie dzięki chwilowym i ulotnym doznaniom wzniosłości, lecz dzięki architektonicznemu zmysłowi Rasmussena. Asystowanie drobiazgowemu konstruowaniu dzieł organowych mistrzów było dla melomanów nie tylko przyjemnością, ale i wyjątkowym przywilejem.

Agata Szulc-Woźniak

  • Allan Rasmussen w koncercie z cyklu "Brzmienie Dawnego Poznania"
  • Fara Poznańska
  • 5.07
  • kolejne koncerty cyklu: 19 i 28.07