Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Vaya con Dios, Dani Klein!

Belgijska diva schodzi ze sceny u szczytu swoich możliwości. Będzie jej bardzo brakować.

. - grafika artykułu
Poznański koncert był jednym z ostatnich w karierze Vaya Con Dios, fot. mat. organizatorów

Ani zamieszanie z biletami ani pechowy mikrofon, odmawiająca współpracy gitara, czy garnitur, który nie dotarł na czas nie zdołały zepsuć koncertu Vaya Con Dios. W Sali Ziemi zgromadziły się tłumy wiernych słuchaczy, przedstawicieli kilku pokoleń, którzy przybyli tu z różnych stron Polski po to, by móc po raz ostatni posłuchać na żywo przejmującego głosu charyzmatycznej wokalistki Dani Klein, która wraz z zespołem od 1986 roku zdołała sprzedać ponad 10 milionów płyt. Każdy z wydanych przez nią albumów cieszył się sporą popularnością. Połączenie popu, soulu, elementów jazzu i bluesa, piosenki francuskiej, muzyki cygańskiej i latynoskiej oraz flamenco okazało się strzałem w dziesiątkę. Single "Puerto Rico", "What's a Woman", "Nah Neh Nah", "Heading for a Fall" oraz "Time Flies", które można było usłyszeć na poznańskim koncercie, były hitami dyskotek końca lat 80-tych i pierwszej połowy 90-tych, z powodzeniem konkurując z "hiciorami" Shakin' Stevensa czy dance'owo-popowymi lukrowanymi kompozycjami niemieckiego duetu Modern Talking.

Dani Klein, rocznik 1953

Podczas czwartkowego występu Danielle Schoovaerts (tak brzmi jej prawdziwe nazwisko) udowodniła, że jest jak dobre wino - czas służy zarówno jej samej, jak i wykonywanej przez nią muzyce. Zadebiutowała na scenie w musicalu poświęconym Twórczości Jacques'a Brella. W jej repertuarze znajdziemy zarówno piosenki w języku angielskim, jak i francuskim - w Poznaniu można było usłyszeć kilka utworów z ostatniej nagranej przez nią płyty "Comme on est venu...". Bardzo skromna - jej strój (czarne spodnie i lekko połyskująca jasna marynarka) oraz włosy upięte w kok wyrażają upodobanie do klasycznej elegancji i stanowią świadectwo dobrego smaku. Szczera, dowcipna, bezpośrednia, z wielkim dystansem do siebie i świata. Twardo stąpa po ziemi - gdy gitara Francisa Pereza nagle przestaje wydawać dźwięki, oczekując na naprawę usterki, artystka opowiada o kryzysie, który dotknął jej kraj. Urzeka swoją normalnością, nie kreuje się na gwiazdę, unika rozgłosu, nie zwierza się dziennikarzom ze swoich sercowych rozterek. W połowie koncertu na scenie pojawiają się krzesła. Wówczas z dumą wyznaje, że w styczniu skończyła 60 lat i uważa, że w tym wieku może już sobie pozwolić na to, by przez chwilę posiedzieć. W przeciwieństwie do amerykańskich oraz rodzimych celebrytów, nie boi się starości, twierdząc że dla niej jest to cudowny moment, w którym niczego już nie musi udowadniać. Po 27 latach od rozpoczęcia kariery dojrzały głos wokalistki ani trochę nie stracił na sile, wręcz przeciwnie - nabrał wyrafinowanego, lekko szorstkiego brzmienia. Piosenkarka liczy się ze zdaniem swoich fanów - na oficjalnej stronie Vaya Con Dios można zagłosować na piosenki, które chciałoby się usłyszeć podczas ich ostatniej trasy koncertowej.

Praca zbiorowa

Muszę przyznać, że na ten koncert szłam raczej z negatywnym nastawieniem - wydawało mi się, że piosenki, którymi rodzice "katowali" mnie w dzieciństwie, raczej nie zdołają mnie niczym zaskoczyć. Ale z każdym kolejnym utworem moja niechęć powoli topniała. Nawet przeboje maltretowane od lat przez wszystkie komercyjne stacje radiowe, w nowych akustycznych aranżacjach i z rozbudowanym instrumentarium brzmiały świeżo i intrygująco. Dani Klein udało się namówić do współpracy same talenty. Słowa uznania należą się nie tylko wspomnianemu wcześniej Perezowi oraz pianiście, kompozytorowi i aranżerowi, Williamowi Lecomte'owi. Wielkie wrażenie na publiczności wywołał również fenomenalny skrzypek albańskiego pochodzenia Reda Gjeci, który w piosence "Je l'aime, je l'aime" odebrał na moment show bohaterce wieczoru. Wielkie brawa należą się także kontrabasiście jazzowemu Salowi la Rocca, trębaczowi Timowi de Jonghe'owi oraz perkusiście Hansowi van Oosterhout'owi. Nostalgiczne kompozycje, w dużej mierze autobiograficzne teksty w oprawie lekko chropowatego głosu Dani Klein i kameralna atmosfera - wszystko to sprawiło, że impreza wielkiego formatu zamieniła się w wycieczkę do małej zadymionej belgijskiej knajpki, gdzie przy akompaniamencie lodu uderzającego o dno szklanki leniwie sączy się kolejne love story bez happy endu.

Merci, Madame!

Po czwartkowym koncercie z pełnym przekonaniem mogę polecić twórczość Dani Klein (zwłaszcza tę z ostatniego okresu, słuchaną na żywo), która moim zdaniem powinna - obok czekolady, frytek z majonezem, komiksów o Tintinie, obrazów René Magritte'a i piosenek Jacques'a Brella - znaleźć się na liście belgijskich dóbr narodowych. Niestety Ci, którzy tak jak ja, odkrywają ją dopiero teraz, muszą się pogodzić z tym, że po raz drugi w swojej karierze artystka rezygnuje ze sceny (w 1999 roku z powodów osobistych na osiem lat zawiesiła działalność zespołu). Miejmy nadzieję, że i tym razem zmieni zdanie. Ostatnia trasa koncertowa po Europie jeszcze trwa, ale w Polsce będzie można ją usłyszeć już tylko w poniedziałek w warszawskiej Sali Kongresowej. Owszem, są jeszcze płyty. Ale to zdecydowanie nie to samo. Dani Klein należy bowiem do wokalistek, których talent w pełni objawia się dopiero na scenie. Artystka pożegnała się z poznańską publicznością słowami "Vaya con Dios" (tłum. "idźcie z Bogiem"). Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć jej tego samego.

Karolina Gumienna

  • Koncert Vaya Con Dios
  • Sala Ziemi MTP
  • 21.03, g. 20