Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

TRANSATLANTYK. Życia różne kształty i smaki

Od kilku dni nie wychodzimy z kina. Zmieniają się tylko "krajobrazy" na ekranie...

. - grafika artykułu
"Valentine Road". Fot. mat. Transatlantyk

Trudna lekcja tolerancji

"Valentine Road", reż. Marta Cunnigham. Kolejna projekcja: 9.08, g. 17.30

Luty 2008 roku w G.O. Green Junior High School, w niewielkim miasteczku Oxnard w Kaliforni. Czternastoletni Brandon McInerney podczas lekcji informatyki wyciąga broń i dwukrotnie strzela w tył głowy szkolnego kolegi - piętnastoletniego Lawrence'a "Larry'ego" Kinga. Choć media w USA często donoszą o kolejnych strzelaninach, w które zaplątani są nieletni, sprawa zabójstwa Larry'ego Kinga wzbudziła wyjątkowo wiele kontrowersji.

Marta Cunningham w "Valetnie Road" próbuje zrozumieć co właściwie wydarzyło się w Oxnard? Według wspomnień przyjaciół, Larry King był "najsłodszym dzieckiem, które wyzwala instynkty opiekuńcze". Był mulatem i transseksualistą, za przyzwoleniem nauczycieli przychodził do szkoły w wysokich obcasach. Kilka dni przed tragedią Larry prosi Brandona, żeby został jego walentynką. Brandon, biały, bardzo krótko ostrzyżony nastolatek, nie pali trawy, nie nadużywa alkoholu i nie sprawia problemów wychowawczych. Dopiero po strzelaninie wychodzi na jaw to, że sympatyzował z ruchem białych suprematystów. Dlaczego sięgnął po broń?

Cunningham dogłębnie relacjonuje przebieg procesu i reakcje podzielonego społeczeństwa. Z kolażu archiwalnych zdjęć, nagrań, elementów animacji, wywiadów z rodziną, przyjaciółmi, ławą przysięgłych, adwokatami buduje pełnowymiarowe portrety nastolatków, którzy wychowali się w patologicznych środowiskach. Uderza brak wypowiedzi sprawcy. Jak wyjaśniła po środowej projekcji reżyserka: - Gdybym przeprowadziła wywiad z Brandonem byłoby to niesprawiedliwe, ponieważ nigdy nie będzie już możliwe oddanie głosu Larry'emu.

Dla policjanta z wydziału zabójstw, który zajmował się sprawą Brandona, wyjaśnienie jest jasne: nastolatek z premedytacją zabrał pistolet i zabił z nienawiści. Cunningham rzetelnie przypomina, że w chwili popełnienia przestępstwa Brandon był niepełnoletni, jednak podkreśla, że to nie jest argument, który może go usprawiedliwiać. Stara się zachować bezstronność, choć momentami można wyczuć, że przychodzi jej to z trudnością. Ujęcia, w których nauczycielka Shirley Brown mówi, że to Larry sprowokował  zajście przez to, że otwarcie mówił o tym, co powinno pozostać w sekrecie, a jedna z członkiń ławy przysięgłych sugeruje, że morderstwo było "rozwiązaniem problemu" wypełnia emocjonalne napięcie.

"Valentine Road" nie daje prostych odpowiedzi, zadaje trudne pytania o rolę szkoły w procesie wychowania. Cunningham pozostawia wydanie wyroku sądowi, ostrze krytyki wymierza w hipokryzję pozornie tolerancyjnego społeczeństwa. 

Aleksandra Glinka

Uczta dla ciała, uczta dla duszy

Kino Kulinarne, film "Jadoo" (reż. Amit Gupta) oraz kolacja z menu autorstwa Jakuba Adamczyka

- Nie ufam ludziom, którzy nie lubią jeść - mówi Radża, jeden z głównych bohaterów filmu "Jadoo", który zamknął tegoroczny cykl Kina Kulinarnego na Transatlantyku. I coś w tym chyba jest, bowiem jedzenie to jeden z przyjemniejszych wynalazków ludzkości. Tysiące przepisów z całego świata układają się w niezwykłą historię nas samych, naszych gustów i upodobań oraz pierwszych wspomnień jakie wynosimy z rodzinnego domu. To właśnie na więzach rodzinnych przerwanych irracjonalną kłótnią pomiędzy dwoma braćmi, z których każdy dziedziczy inną część rodzinnej książki kucharskiej, opiera się fabuła filmu Amity Gupta, który tuż przed projekcją mówił: - Film którym chcę się z Państwem podzielić jest bardzo osobisty, a pierwsza restauracja, która się w nim pojawia to restauracja mojej mamy. Sam tytuł w języku Hindi oznacza "magiczny" i taki właśnie jest ten film. Pozornie lekka i prosta komedia, która niesie w sobie arcyważne przesłanie o tym, jak bardzo pochodzenie determinuje to, kim jesteśmy i co tak naprawdę liczy się w życiu.

Nie od dziś wiadomo, że je się także oczami. To, na ile potrawa przypadnie nam do gustu zależy nie tylko od jej smaku i zapachu, ale także od sposobu w jaki jest podana. Pomysł na połączenie kina kulinarnego z rzeczywistą kolacją to zatem strzał w dziesiątkę. Tym razem goście tego cyklu mieli okazję spróbować m.in. wyśmienitych małży św. Jakuba, marchewkowej chałwy  czy cieciorki w kardamonie. To niezwykłe obserwować, jak podczas posiłku zupełnie obcy sobie ludzie nawiązują rozmowy - początkowo o jedzeniu właśnie, następnie na każde możliwe tematy. Atmosfera widocznie się rozluźnia, w festiwalowym namiocie narasta gwar i śmiech, a kolacja trwa blisko trzy godziny, niemalże do północy. Tak właśnie wyobrażam sobie istotę jedzenia. Jako niespieszną celebrację. Symbolem takiego podejścia był z pewnością upominek, jaki każdy z gości znalazł w kinowym fotelu - jabłko papierówka. O niebo lepsza od tradycyjnej coli i popcornu.

Anna Solak

Smak życia

"Grań", reż. Pablo Iraburu i Migueltxo Molina

Annapurna to jedno z czternastu marzeń alpinisty. Ciekawe tylko czy Nancy nadal tak uważa, bo to ona właśnie została w bazie głównej i organizowała akcję ratunkową - po mężczyznę, którego kochała.

"Grań" to zdobywca wielu nagród na festiwalach filmów sportowych i górskich. Trudno jednak oceniać jego temat, zdjęcia czy muzykę, kiedy wiemy, że Annapurna pochłonęła kolejne życie. Ta prawdziwa historia, która wydarzyła się w 2008 roku, zawsze będzie przykładem odwagi i współpracy między ludźmi. Bohaterowie tego dokumentu - alpiniści, po raz kolejny dowiedli, że łączy ich dużo więcej niż pasja. Pokazali, że są społecznością, w której potrafią się solidaryzować i wykazać dobrą wolę - pomimo ryzyka, które często się za nią kryje. "Grań" to hołd złożony ludziom, którzy wierzyli. Alpinistom, którzy wychodzą w góry, żeby poznać smak życia - nie po śmierć...

Monika Nawrocka-Leśnik

Jak zacząć życie po pięćdziesiątce?

"Oto Martin Bonner", reż. Chad Hartigan

Ojciec Chada Hartigana, mając na karku ponad pięćdziesiąt lat, przeprowadził się do zupełnie obcego miasta. Nie znał tam nikogo, więc w pewnym sensie musiał zacząć życie od nowa. Często odbierał telefony od syna, ciekawego, jak radzi sobie w nowej sytuacji, jak nawiązuje przyjaźnie... Takie są początki Martina Bonnera - postaci, która podbiła serca publiczności tegorocznego festiwalu Sundance.

Martin Bonner jest siwowłosym mężczyzną, rozwiedzionym ojcem dwojga dorosłych dzieci. Przeprowadza się do miasteczka Reno w Nevadzie, by tam pracować jako wolontariusz. Śledzimy jego zajęcia, czas wolny, czasami dziwne zwyczaje. Widzimy, jak powoli zadomawia się w nowym mieszkaniu i, z różnym skutkiem, próbuje nawiązywać znajomości. Nie jest w tych problemach odosobniony. Działa bowiem w organizacji pomagającej osobom wychodzącym z więzienia wrócić do normalnego życia po kilkuletnim odcięciu od społeczeństwa. Jednym ze świeżo uwolnionych więźniów jest Travis - drugi główny bohater filmu. To poczciwiec (trudno tak o nim nie pisać, mimo że siedział za zabójstwo!) w niemodnych swetrach, równie zagubiony, co Bonner, i zmagający się z podobnymi trudnościami. Świetnie zagrał go Richmond Arquette. Nie mogło być inaczej - Hartigan pisał tę rolę specjalnie dla niego.

Reżyser porusza niełatwe tematy, takie jak relacje rodzinne czy problemy religijne. Przy tym dobrze dobrana muzyka i humorystyczne akcenty sprawiają, że "This is Martin Bonner" to obraz niebanalny, prawdziwy i, wbrew zamiarom swego twórcy, optymistyczny.

Urszula Modrzyk