Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Sztuka na temat i temat dla sztuki

Czy poznańscy teatromani są obojętni na problemy współczesnego świata? Czy artyści potrafią wzbudzić ich zainteresowanie? Obchodzi mnie to.

Spektakl "Melancholia i manifestacje" zobaczymy w zamku 24 i 25.03 - grafika artykułu
Spektakl "Melancholia i manifestacje" zobaczymy w zamku 24 i 25 marca, fot. mat. organizatorów

"# nie jesteś mi obojętny" to hasło, które sygnuje program teatralny CK Zamek. Kurator Marcin Maćkiewicz zadał sobie sporo trudu, żeby zaprosić do Poznania bardzo uznanych (można by rzec "topowych") artystów, którzy w swojej twórczości stawiają przede wszystkim na "temat" (ważny, współczesny, drażliwy, budzący emocje), a nawet na "sprawę" (domagającą się i nagłośnienia, i rozwiązania). Maćkiewicz nie nazywa proponowanego przez nich teatru zaangażowanym, tylko angażującym. Nie wierzy przy tym w doraźną, interwencyjną moc sztuki, a raczej w to, że najważniejsze jest danie widzowi możliwości wyrobienia sobie własnego sądu. Rolą artysty miałoby tu być naświetlenie tematu z możliwie wielu stron i stworzenie przestrzeni do dialogu. Na poziomie założeń trudno z tym polemizować. Diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach.

Za nami odsłona pierwsza: Constanza Macras otwiera oczy

Pierwsze część zamkowego cyklu zatytułowana była "#WStronęInnego". Główny punkt programu stanowił spektakl "Open for Everything" Constanzy Macras i DorkyPark. Artystka podróżowała po Europie Środkowej i poznawała mieszkających tam Romów. Prowadziła też warsztaty, które zaowocowały zaproszeniem kilkorga z nich do pracy nad przedstawieniem. Przedsięwzięcie szlachetne, wartościowe, pożądane. A jednak pozostawiło mnie obojętną: nie na Romów i ich problemy, ale na działania artystów, którzy postanowili się tymi problemami zająć.

"Open for Everything" to ciąg bardzo luźno powiązanych ze sobą scen: niemal dokumentalnych monologów, tanecznych etiud, fragmentów koncertowych... Artyści zwracają się bezpośrednio do widzów, opowiadając swoje historie dotyczące romskiej codzienności (tej naznaczonej nacją i tej, która jest uniwersalna), niechęci do Romów czy też fascynacji Romami. Mamy więc Romkę w depresji, mamy Roma niemogącego znaleźć pracy, mamy romskiego tancerza zafascynowanego breakdancem i Roma, który jest właśnie w trakcie zmiany płci. Mamy też Niemkę, która wyraża agresywnie, niechętne sądy pod adresem Romów i - dla przeciwwagi - adeptkę nauk kulturoznawczych, która z pasją (graniczącą z obsesją) chce się z nimi bratać. Pełen wachlarz możliwości czy pełen zestaw stereotypów? Dla mnie, niestety, to drugie. Być może wynika to z faktu, że mam swoje własne "romskie" doświadczenia, swoją własną "kulturoznawczą" przeszłość i bardzo silnie zakorzenione poczucie, że granice między ludźmi zawsze są umowne oraz służą wyłącznie temu, żeby je przekraczać we wzajemnym poszanowaniu.

Niewątpliwym walorem spektaklu jest to, co jest walorem każdego spotkania żywych ludzi - sam fakt, że do niego doszło. Takich spotkań nigdy za wiele. Od teatru oczekuję jednak głębszego namysłu nad światem. Zdanie relacji z artystycznej podróży w skali (niemal) 1:1 i założenie, że widz ułoży sobie z tych "obrazków" własną całość, to trochę za mało.

Zostanie mi po tym przedstawieniu w pamięci bardzo sugestywne zagęszczenie postaci na scenie, pewna "natrętność" ich pulsującej obecności, bo to ona zadziałała najsilniej. Znacznie silniejsze jest jednak wspomnienie Alladyna - spotkanego przed laty nad basenem w Częstochowie chłopca romskiego (on zresztą mówił o sobie "Cygan"), który nie znał baśni o lampie Alladyna, więc mu ją z przyjaciółmi opowiedzieliśmy, a on zrewanżował się swoimi historiami. Znacznie silniejsze jest wspomnienie papierosów wypalanych wspólnie z Romką regularnie oferującą wróżenie z ręki na przystanku tramwajowym przy ulicy 28 Czerwca. Paliłyśmy i gadałyśmy bez wróżenia, skupiając się na tym, co wspólne, a nie na tym, co różne. Znacznie silniejsze jest wspomnienie młodych Romów robiących duże zamieszanie w jednej z poznańskich restauracji i próba zwrócenia im uwagi, że przeszkadzają innym: nie dlatego przecież, że są Romami. To wszystko byli konkretni ludzie - raz uroczy, raz intrygująco egzotyczni, raz nachalni, raz męczący. Nie sądzę, żeby dojście do konkluzji, że nie należy do nich przykładać łatki nacji, wymagało specjalnego artystycznego projektu. Wystarczy wyjść na ulicę we własnym mieście i nie zamykać oczu. Ale może się mylę, skoro tą konkluzją dzieli się z nami uznana artystka. Jeśli zatem spektakl Constanzy Macras otworzył komuś oczy, to dobrze. Jeśli otworzył jakieś szanse przed romskimi artystami, którzy wzięli w nim udział to jeszcze lepiej.

Przed nami odsłona druga: Lola Arias zaprasza do domu

Niezależnie od mojej opinii o pierwszej odsłownie projektu, z dużym zainteresowaniem czekam na drugą. Powodów jest kilka. Lola Arias pochodzi z Argentyny, a jej przedstawienie odnosi się do krwawych kart historii tego kraju, która coraz żywotniej zaczyna obchodzić także Europejczyków za sprawą wyboru nowego papieża. Poza tym doświadczenia społeczne mają tu być zderzone z doświadczeniami bardzo osobistymi, wręcz intymnymi, a taki punkt widzenia wydaje mi się szczególnie interesujący. Artystkę zajmują relacje między dziećmi i rodzicami, a także stan starości i depresji.

Lola Arias pisze: "Kiedy się urodziłam, jajnik mojej matki wybuchł i krew zalała wszystko wokół: szpitalne łóżko, podłogę, ubrania pielęgniarek. To było w 1976 roku. Wtedy też inna eksplozja wstrząsnęła całym krajem: miał miejsce przewrót wojskowy. Mama i ja przeżyłyśmy oba wybuchy.

Parę dni później matka bardzo posmutniała. Poszła do lekarza, który powiedział jej, że ten smutek nazywa się depresja i że jeśli chce wyzdrowieć, powinna brać tabletki. Z biegiem lat mama zaczęła żyć pomiędzy dwiema skrajnościami: najpierw miesiącami nie wychodziła z domu, prawie nic nie jadła i z nikim się nie spotykała, po czym następowały miesiące, kiedy w euforii krążyła po całym mieście, mówiąc o sprawach, o których nikt nie miał odwagi mówić, niczym jakieś radio w kraju, w którym nie ma cenzury".

Jak pisze Marcin Maćkiewicz, ten spektakl to "dziennik choroby matki opowiedziany ustami najbliższego świadka, ustami własnej córki. Ta poetycka historia łączy w sobie i przeplata wspomnienia z dzieciństwa, inwentarze skradzionych przedmiotów, myśli samobójcze i kroniki protestów politycznych. Na scenie córka, matka i grupa około 75-letnich emerytowanych aktorów rekonstruują obrazy z przeszłości w formie niepokojącej ilustrowanej księgi."

Spektaklowi towarzyszą wydarzenia kontekstowe. Od 11.03. trwa wystawa "Seniorzy w Akcji" przygotowana wspólnie ze Stowarzyszeniem Inicjatyw Twórczych "ę". Wykład "#MiędzyPokoleniami" poprowadzi dr hab. Hanna Mamzer.

Można też oglądać instalację Tino Sehgala "This is Exchange", która towarzyszy całemu projektowi "# nie jesteś mi obojętny". Ona wydaje się szczególnie interesująca. Projekty Sehgala opierają się bowiem na bezpośrednim kontakcie z publicznością. Artysta angażuje do nich (na zasadzie castingu) konkretnych ludzi, którzy w różny sposób przedstawiają swoje racje i poglądy. Sehgala zajmują procesy społeczne i systemowe, prawa ekonomii oraz sposoby, w jaki przypisywane są role społeczne. Chce o tym rozmawiać tworząc miniaturowe sceny nazywane "constructed situations". Kogo spotkamy w Zamku? O czym z nim porozmawiamy? Warto się przekonać.

Ewa Obrębowska-Piasecka

  • "Melancholia i manifestacje"Loli Arias
  • 24 i 25.03, g. 20
  • Sala Wielka CK Zamek
  • bilety: 50 zł (normalny), 30 zł (ulgowy), 20 zł (dla seniorów 60+)
  • program wydarzeń kontekstowych:
  • 25.03, g. 18 w Kawiarni Świetlica wykład kontekstowy dr hab. Hanny Mamzer "#MiędzyPokoleniami"raz dyskusja
  • do 25.03 w Holu Głównym wystawa "Seniorzy w Akcji"
  • do 25.03, w g. 14-22 w Holu Głównym (Tuba) instalacja Tino Sehgala "This is Exchange"

Więcej o twórcach: Lola AriasTino Sehgal