Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Sztuka balansu

Dla tych, którym teatr operowy kojarzy się z nieprzyjemnym przepychem, popisem i przerysowaniem, "Czarodziejski flet" w najnowszej realizacji Teatru Wielkiego może być odświeżającą odmianą.

. - grafika artykułu
fot. B. Barczyk

Nie jest to wszak spektakl w żadnym aspekcie rewolucyjny ani nawet nowatorski. Można w nim za to odnaleźć zaspokojenie wielu potrzeb operowego widza, a kluczem do sukcesu okazało się ustalenie między nimi odpowiednich proporcji. 

List do Paminy

Reżyser spektaklu Sjaron Minailo nie pokazał bajki o przygodach poszczególnych bohaterów. Libretto "Czarodziejskiego fletu" jest zresztą napisane w taki sposób, że nie potrzeba na scenie dublować tego, co mówią słowa. Z drugiej strony jest to realizacja przygotowana raczej dla widza, który zna już choć z grubsza dzieło Mozarta. Zrezygnowano z dialogów i partii mówionych, a zamiast nich dodano tekst napisany przez Krystiana Ladę, odpowiedzialnego za dramaturgię spektaklu. Sześć monologów praojca przybrało formę listu do Paminy, pełnego jakby zmysłowych, mających pobudzać wyobraźnię opisów, osadzonych we współczesności, a oplecionych przy tym czymś w rodzaju próby myśli filozoficznej. Same w sobie mogłyby się nawet podobać, z pewnością rozsmakowaliby się w nich adepci tego typu literatury. Trudno jednak ocenić, czy wpisały się w któryś z licznych kontekstów "Czarodziejskiego fletu". Osobiście odebrałam je jako lekko oderwane od rzeczywistości scenicznej i zupełnie - od fabularnej.

Równowaga nie musi być kompromisem

I może o to właśnie chodziło - żeby osiągnąć balans, o którym mowa zresztą w jednym z monologów. Równowagę pomiędzy pokazaniem dzieła i jego interpretacji, między warstwą dosłowną a symboliczną, zewnętrzną a podskórną, kolorowo bajkową a kosmicznie poważną. Dlatego też nie neguję tych rozwiązań realizatorskich, które do mnie nie trafiły. Cieszy mnie, że Sjaron Minailo, choć przedstawiany jest przede wszystkim jako performer, nie postawił sobie za cel ani szokowania publiczności (co praktykowane jest w teatrze równie często, jak bezskutecznie), ani też ukrycia dzieła pod nieprzeniknioną twierdzą nowych kontekstów, a równocześnie nie starał się na siłę przypodobać wszystkim, utrafić w każdy target. 

Przyjemnie oglądało się aktorów w dopasowanych, niewymuszonych kostiumach na tle minimalistycznej i estetycznej scenografii. Oba te elementy realizacji nie odwracały niepotrzebnie uwagi widza od treści spektaklu, ale współgrały z reżyserią, pozostawiając dyskretnie pole do dodatkowych interpretacji. Przestaje mnie dziwić podjęcie w kolejnej już (m.in. po "Halce" i "Pajacach") poznańskiej premierze próby dosyć dosłownego zachęcania widza, aby odnalazł siebie w bohaterze zbiorowym w spektaklu, ale reżyser nie ma przecież obowiązku zdawać sobie sprawy z tej osobliwości Sceny pod Pegazem. Okazuje się zresztą, że motyw ten jest dla realizatorów wciąż inspirujący - tym razem został wyrażony za pomocą lustrzanych pasów odbijających w trakcie uwertury częściowo twarze publiczności, które tworzyły w ten sposób ciekawą iluzję wspólnego przebywania widzów wraz z aktorami na scenie. Nie przekonuje mnie jednak podejmowanie tego wątku akurat w "Czarodziejskim flecie", ale na szczęście tym razem nie był on nachalnie kontynuowany.

Postaci opowiedziane głosem

Wśród śpiewaków pojawiło się kilka nowych twarzy i nazwisk - nowych na poznańskiej scenie, bo każdy z nich legitymuje się występami w polskich i zagranicznych teatrach operowych. W premierowej obsadzie szczególnie wyróżniły się Ilona Krzywicka jako Pierwsza Dama - zarówno solowym śpiewem, jak i świetnym przewodnictwem w ansamblach - oraz Aleksandra Olczyk w dramatycznej i wyjątkowo emocjonalnej kreacji Królowej Nocy. Bez zarzutu odebrałam występ Pawła Brożka (Tamino), śpiewającego bardzo lirycznie i epicko zarazem, który właściwie całą swą postać opowiedział głosem. Zupełnie inny pomysł na rolę zaprezentował z kolei solista poznańskiego Teatru Wielkiego Jaromir Trafankowski, który zwłaszcza w scenach niemych doskonale odnajdował się aktorsko jako poczciwy Papageno, biorąc tym samym na siebie w tej realizacji "Czarodziejskiego fletu" cały bajkowy pierwiastek.

W premierowym przedstawieniu w rolę Paminy wcieliła się Roma Jakubowska-Handke, jeden z największych wokalnych skarbów Teatru Wielkiego. Śpiewała jak zawsze przepięknie i niezwykle muzykalnie, a przejmującą arią "Ach, ich fühl's" po raz kolejny dowiodła mistrzowskiego poziomu swojej sztuki wokalnej, choć emocjonalnie jej interpretacja charakteryzować by mogła raczej postać kobiety dojrzałej, bogatej w doświadczenia i mądrość życiową, a nie zrozpaczoną, stojącą na skraju samobójstwa z miłości Paminę. I tu zaskakują mnie pewne decyzje dotyczące doboru obsady spektaklu, między innymi właśnie relacji Paminy i Królowej Nocy - zarówno aktorskiej, jak i w zakresie walorów głosowych. Można to jednak potraktować jako jeszcze jedną parę szal na drodze do balansu: pomiędzy rozwiązaniami służącymi oczom i uszom, scenie i muzyce, albo wreszcie - jako zrezygnowanie z nadrzędności którejkolwiek z nich.

Zasłużony w służbie muzyce

Wieczór premiery "Czarodziejskiego fletu" został wybrany także na ważną uroczystość przyznania dyrektorowi artystycznemu Teatru Wielkiego w Poznaniu, Gabrielowi Chmurze, Złotego Medalu Zasłużony Kulturze - Gloria Artis. Laudację przygotował wieloletni dyrektor poznańskiej opery Mieczysław Dondajewski. Pięknie się złożyło, że wydarzenie to odbyło się akurat tuż po wykonaniu dzieła Mozarta, w którym ani orkiestra nie błyszczy, ani śpiewacy nadmiernie się nie popisują, a dyrygent pełni rolę służebną. Charakteryzuje to niebywałą pokorę maestro Gabriela Chmury wobec wykonywanej muzyki, godną najwyższej pochwały.

Magdalena Mateja

  • Wolfgang Amadeusz Mozart "Czarodziejski flet"
  • Teatr Wielki w Poznaniu
  • kierownictwo muzyczne: Gabriel Chmura 
  • reżyseria i kostiumy: Sjaron Minailo 
  • dramaturgia: Krystian Lada
  • scenografia: Douwe Hibma
  • premiera: 10.06