Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Skandynawski kurz

-  Często, gdy  rozmawiałem z ludźmi w Danii, mówili, że Jante jest "tam". Ono nigdy nie jest "tu". Zawsze "tam" -  mówił we wtorkowy wieczór  Filip Springer. -  [...] na Jante zawsze patrzy się przez ramię w trakcie ucieczki. Być może książka Uciekinier przecina swój ślad nie objawia najważniejszego, że nie da się uciec od Jante, póki nie poukładasz wszystkiego w swojej głowie - tłumaczył w wypełnionej po brzegi Sali Wielkiej CK Zamek. O pracy reportażysty, mentalności Skandynawów oraz mechanizmach rządzących społeczeństwem opowiadał gość Zamku w trakcie kolejnej odsłony cyklu Zamek Czyta.

. - grafika artykułu
fot. Jacek Mójta

- W jaki sposób znany reportażysta i spec od architektury dowiaduje się o prawie Jante? - zapytał  na samym początku spotkania moderator, Przemysław Czarnecki. - Tak bez gry wstępnej widzę - odparł żartobliwie Springer. - Najszybsza odpowiedź brzmi: nie pamięta. Gdy pracowałem w 2012 roku nad książką Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach, zainteresowałem się norweskim pochodzeniem Hansena.  [...] W swojej twórczości autor podkreślał skandynawskie podejście do krajobrazu, człowieka w krajobrazie i tego, jak to przekłada na architekturę. Żeby go zrozumieć, zacząłem czytać o skandynawskim designie, architekturze w Norwegii i w każdej z tych książek prawo Jante się pojawiało - wytłumaczył pisarz, a następnie przytoczył anegdotę z dzieciństwa: - Kiedyś na moim podwórku jeden z kolegów oznajmił, że jego wujek przyjechał z jednego z krajów Północy. Wujek rozdał obrzydliwe cukierki i pokazywał swoje białe spodnie, tłumacząc, że tam, gdzieś na górze mapy, jest tak czysto, że można w nich usiąść na chodniku. W stajesz - są czyste. Jakoś wszyscy w ten brak kurzu uwierzyliśmy. Był koniec lat 80., polska rzeczywistość składała się głównie z kurzu. Fajnie było w to uwierzyć. [...] Kiedy odkryłem prawo Jante, zrozumiałem jednak, że  znalazłem ten kurz.

Nie sądź... my osądzimy!

Chwilę później Filip Springer, ulegając namowom Czarneckiego, przybliżył uczestnikom spotkania specyfikę prawa Jante, przytaczając tworzące je zasady. - Nie sądź że, jesteś kimś wyjątkowym; nie sądź, że nam dorównujesz; nie sądź, że jesteś od nas mądrzejszy; nie wyobrażaj sobie, że jesteś lepszy od nas; nie sądź, że wiesz więcej niż my; nie sądź, że jesteś kimś więcej niż my; nie sądź, że się do czegoś nadajesz; nie sądź, że możesz się z nas śmiać; nie sądź, że komuś na tobie zależy; nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć - odczytał reportażysta. -  W dalszej części książki pojawia się jeszcze jedno: myślisz, że jest coś, czego o tobie nie wiemy? Prawo to wzięło się stąd, że w latach 30. pewien pisarz, Axel Sandemose, wyjechał z Danii i opublikował w Norwegii książkę Uciekinier przecina swój ślad, w której opisał życie niewielkiej społeczności w fikcyjnym mieście Jante - kontynuował Springer. - Życie w nim toczy się wedle wymienionych zasad. Mieszkańcy Jante to społeczność niezwykle opresyjna, w której rządzi przemoc fizyczna i psychiczna. Bohater ucieka ze społeczności, ale fakt, że się w niej wychował, doprowadził do tego, że stał się mordercą - tłumaczył. - Prawo Jante z czasem oderwało się od swego źródła i stało się rozpoznawalnym w Skandynawii popularnym kodem kulturowym. [...] Stało się pojęciem opisującym stosunek społeczności do jednostki.

Prawo... uniwersalne?

W dalszej części rozmowy Springer wyjaśniał, iż mechanizm, który opisuje Sandemose, znany jest lepiej lub gorzej każdemu z nas. Prawo Jante to nic innego jak dulszczyzna, a trwałe przypisanie go społecznościom skandynawskim jest dla nas niezwykle wygodne. - Pozwala nam to pozbyć się refleksji nad tym, ile mamy go w sobie - mówił pisarz. - Kiedy wbijamy w to pojęcie patyczek z flagą, przekonujemy się, że to nie my, tylko oni. Tymczasem sam Sandemose pisał, że to prawo jest wszędzie: w Norwegii, Kanadzie, Danii... geografia nie ma tu nic do rzeczy. To mechanizm bardzo uniwersalny. W  przypisaniu temu  fenomenowi skandynawskości duży udział mieli dziennikarze - tłumaczył.

Autosugestia a fakty

Interesujący wątek rozmowy stanowił pobyt reportażysty w Nykøbing, mieście uważanym za pierwowzór powieściowego Jante. - Być może to miasto jest takim samym miastem jak wszystkie inne - mówił Springer. - Natomiast ja tam przyjechałem z pewną agendą. W związku z tym odczytywałem wszystko przez pryzmat tego, co mam w głowie. [...] Gdy wynająłem pokój, zasunąłem wieczorem roletę. Rano właściciel domu powiedział: "Zauważyłem że zasłoniłeś okno". "Tak, czy to jakiś problem?" - zapytałem. "Nie", odpowiedział. "Po prostu zauważyłem, że zasłoniłeś". [...] Być może był po prostu bardzo miły, a ja sobie resztę domyśliłem - skomentował reporter. - Były jednak sytuacje bardziej jednoznaczne. Słyszałem, że ludzie w Nykøbing wieszają w swych domach na ścianach prawo Jante. Pierwsza osoba, którą o to zapytałem, pracownica biblioteki, powiedziała, że to brednie, że głupot mi ludzie naopowiadali. Pewnego razu udaliśmy się do biblioteki, gdzie mieści się archiwum Sandemosego [...]. Ona otwiera archiwum, a tam... wisi na ścianie prawo Jante. [...] W trakcie pobytu w Nykøbing  spotkałem się jednak z wieloma ludźmi, którzy bardzo mi pomogli w pisaniu książki.

Fikcja jako narzędzie poznawcze

- Chciałem odnieść się do  tajemniczego zjawiska braku kurzu w Skandynawii - zabrał głos jeden z uczestników spotkania, gdy mikrofony zaczęły wędrować po sali. - W roku 1973, jako piętnastolatek, udałem się z mamą do Szwecji. Mama nie była zszokowana samochodami, sklepami mięsnymi i odzieżowymi, lecz tym, że gospodyni tylko raz na jakiś czas ściera kurze, a nadal jest czysto... - Pan jest tym wujkiem! - przerwał Springer, nawiązując do swojej anegdoty i rozbawiając publiczność. - To jest właśnie część non-fiction tej książki! - No to mnie pan zdekonspirował - zripostował słuchacz. Ciekawy spostrzeżeniem podzieliła się z zebranymi także Maria Krześlak-Kandziora z księgarni Bookowski: -  Właśnie stworzyłam sobie w głowie coś, co nazywam "pętlą Sandemosego" - zwróciła się do Springera. - Czytasz książkę, która w dodatku istnieje w egzemplarzu, który zawiera imiona bohaterów z przypisanymi do nich imionami mieszkańców, tworzysz książkę, w której występuje autentyczna postać, której nadajesz fikcyjny życiorys, a na dodatek Filip Springer staje się w tej książce postacią fikcyjną - zauważyła. - Bardzo mało  rozmawialiśmy o fikcji. Dyskutowaliśmy, jakie jest Jante, czym jest prawo Jante, dla mnie jednakże to dzieło to też doskonała próba Springera prozaika [...] - Nie powiem ci, co jest fikcją, a co jest prawdą, ale zdziwiłabyś się, jak dużo jest prawdą - odparł reporter. - Ale ja wcale nie oczekuje odpowiedzi - odgryzła się Krześlak-Kandziora. - I bardzo dobrze! - ucieszył się Springer. - Wielką frajdę sprawiło mi wyzwolenie się z granic reportażu. Do tej pory narzędzia, jakie zapewniał mi reportaż, wystarczyły mi do prowadzenia procesu poznawczego. [...] W pewnym momencie  pisania tej książki okazało się, że użycie innych narzędzi rozszerza mi ten proces, dowiaduję się więcej. [...] Jeśli ktoś zechce zabawić się w fact-checking, ta książka zacznie się rozsypywać - podsumował gość.

Jacek Adamiec

  • spotkanie z Filipem Springerem wokół książki Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz
  • CK Zamek, Sala Wielka
  • 3.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019