Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Rozterki polskiego Supermana

Na scenie Teatru Polskiego Szymon Kaczmarek próbuje odświeżyć "Granicę" Zofii Nałkowskiej.

. - grafika artykułu
Fot. Michał Ramus / mat. TP

"Granicę" Zofii Nałkowskiej z czasów licealnych można kojarzyć dobrze lub źle, lecz kojarzyć się musi. Trudno oczekiwać zaskakujących zwrotów akcji w spektaklu będącym adaptacją szkolnej lektury, znakomita większość publiczności wie, jak skończy Zenon Ziembiewicz. Nikt chyba jednak nie przypuszczał, że w tej roli Piotr B. Dąbrowski wpadnie na scenę w stroju Supermana, owinięty biało-czerwoną flagą.

A więc będzie współcześnie i politycznie. Będzie się mówić o ubraniach szytych w Chinach i Bangladeszu, o kondycji polskich szpitali, o wyłudzaniu pieniędzy od seniorów metodą "na wnuczka", o poznańskiej komunikacji miejskiej i wyrastających jak grzyby po deszczu przestrzeniach handlowych. Dowcipu tej satyrze dodadzą rozterki polskiego inteligentna, a zwłaszcza dziennikarza teatralnego, oraz przeciętnego Polaka, który odlicza dni do weekendu, miesiące do urlopu, lata do emerytury i do śmierci. Te słodko-gorzkie narzekania zawieszone są w czasie bliżej nieokreślonym - ni to dziś, ni to w międzywojniu. Reżyser Szymon Kaczmarek konsekwentnie wykonuje zatem wszystkie zabiegi, które zakurzoną lekturę mają wpisać we współczesne konteksty, uatrakcyjnić (obok Supermana zajrzy też Leon Zawodowiec) i wydobyć jej uniwersalne przesłanie. Niby wszystko działa poprawnie, komiczne wstawki rzeczywiście bawią, współcześni mieszczanie czują się dotknięci, ale końcowy efekt tych starań nie skłania widzów do gromkich owacji.

Mimo prób uwspółcześnienia, "Granica" w Teatrze Polskim pozostaje historią Ziembiewicza wśród kobiet - żadna z nich nie doczekała głębszego portretu psychologicznego, niż tępa wariatka, dobra żona czy stara ciotka. Nasz superbohater zaś cierpi, bo z Justyną "przespał się z nudów czy też z depresji", ale trudno wykrzesać dla niego współczucie czy okazać zrozumienie jego rozterkom dotyczącym przekraczania moralnych granic. W spektaklu uwypuklono za to granice społeczne, dodając wątek marginesu - nie tylko tego spod podłogi, ale też i zza murów, wręcz zza sceny - w tle słychać pijatyki, co jakiś czas można podejrzeć życie wykluczonych. Jednak podobnie jak kobiety, stanowią oni tylko pewnego rodzaju tło dla poważnej polityki.

"Granica" Kaczmarka ciągnie się niczym serialowy tasiemiec pełen bardziej i mniej dramatycznych zwrotów, wręcz z wątkiem sensacyjnym. Reżyser stawia na krótkie ujęcia, dynamiczne cięcia, sztuczną krew, strzały. Są i trupy - specjalnie dla nich postawiono na scenie zamkniętą celę Justyny, by śmierć, bardziej wiarygodną widocznie na ekranie niż na scenie, pokazać okiem kamery.

Ta filmowość jest być może ukłonem w stronę młodego widza, którego nuży teatralne tempo i metafora. Wszak do nich przede wszystkim powinien trafić spektakl. Trudno jednak powiedzieć, czy to zabieg skuteczny, bo nawet na "Hobbicie" nie trzeba wysiedzieć trzech godzin - a "Granica" przecież znacznie mniej efektowna i główny bohater mniej sympatyczny. Naprawdę można się znudzić, mieć dość wynurzeń, spowiedzi i utyskiwań tych wszystkich poszkodowanych przez los oraz Polskę Polaków.

Adaptacja Kaczmarka jest niczym nie do końca udany retusz, męczący podwójnie - to chaosem poszatkowanych epizodów, to przegadaniem. Powieść Nałkowskiej niekoniecznie potrzebuje takich usilnych zabiegów, bo dużo lepiej się broni jako powieść psychologiczna, niż film akcji, który przekracza wyłącznie granice cierpliwości.

Anna Rogulska

  • "Granica", Zofia Nałkowska
  • reż. Szymon Kaczmarek
  • Teatr Polski
  • premiera: 14.12
  • kolejne spektakle: 16-20.12