To nie pierwsza daleka i wymagająca podróż, w którą Glawogger zabiera widzów. W trzech swoich najważniejszych, uznanych i nagradzanych filmach ("Śmierć człowieka pracy", "Chwała dziwkom" i "Megamiasta") podróżuje z kamerą po pięciu kontynentach, w każdym odnajdując konkretne, warte zatrzymania historie. Trochę podobnie, a trochę inaczej rzecz ma się z jego ostatnim filmem - "Bez tytułu".
W 2013 roku reżyser postanowił wybrać się w długą podróż przez Bałkany do Afryki. Bez konkretnego planu, pomysłu, tezy, rozpisanej punkt po punkcie trasy. Filmował to, co akurat go zatrzymało i z jakiegoś powodu zafascynowało. Pracownicy kopalni diamentów ziarno po ziarnie przeczesują wielkie sita. Na gigantycznym śmietnisku gdzieś w sercu Bałkanów buszują w poszukiwaniu łupów dzieciaki i kozy. Objuczony mauretański muł niesie na grzbiecie kilkakrotnie większe od siebie towary. Rodzina z małej chorwackiej (a może albańskiej?) wioski przygotowuje się do świąt Bożego Narodzenia. Przez niekończącą się pustynię przejeżdża towarowy pociąg, wypełniony pasażerami "na gapę". W cerkwi trwa właśnie nabożeństwo. Cygańska rodzina z dumą prezentuje urządzone z przepychem wnętrza swojego domu. Młodzież i dzieciaki okupują ulice jednego z ruchliwych miast Sierra Leone. Żywiołowy mecz piłki nożnej rozgrywają na jednej z afrykańskich plaż beznodzy zawodnicy...
Kawałek po kawałku reżyser układa swój filmowy patchwork, zszywa elementy do siebie pasujące, ale i trochę przypadkowe. Do tych swoistych mikrodokumentów, z których każdy śmiało mógłby stanowić zamkniętą, odrębną całość, można dostawiać kolejne elementy, kolejne ujecia z nowopoznanych miejsc. Bo film "Bez tytułu" nie tylko nie ma tytułu, ale także wyraźnego początku i końca. I puenty. Jakby kadry istniały tu dla samych kadrów. "Ten film jest celebracją samego patrzenia. Celebracją kina" - pisał w recenzji filmu Tadeusz Sobolewski, krytyk "Gazety Wyborczej". I trudno się z nim nie zgodzić. Ten akt "czystego patrzenia", "celebracji kina" zostaje jednak zakłócony - silącymi się na poetyckie komentarzami czytanymi z offu. W zderzeniu ze zdjęciami wypadają pretensjonalnie.
Z napisów początkowych dowiadujemy się, że Glawogger nie dokończył swojej podróży - w trakcie zdjęć w Liberii zmarł na malarię. Film, na podstawie notatek reżysera, zrealizowała współpracująca z nim przez wiele lat montażystka, Monika Willi. Nie wiemy, jak duży jest jej udział w tym, co ostatecznie oglądamy na ekranie. Co znalazła w notatkach? Jak dużo rozmawiali o filmie z jego autorem? ...Ale może nie pytajmy? Oglądajmy.
Sylwia Klimek
- Off Cinema
- Inauguracja festiwalu - projekcja filmu "Bez tytułu", reż. Michał Glawogger, Monika Willi, 18.10, Sala Wielka CK Zamek
- kolejna projekcja: 22.10, g. 21, kino Pałacowe
- Retrospektywa M. Glawoggera: "Megamiasta" (19.10, g. 16.30, 21.10, g. 18.30), "Śmierć człowieka pracy" (20.10, g. 16, 22.10, g. 21) i "Chwała dziwkom" (21.10, g. 18.30), Sala Wielka CK Zamek lub kino Pałacowe