Podczas występu w Starej Gazowni, kończącego tegoroczną Maltę, pogoda zdecydowanie nie dopisała - ale czy ktokolwiek z około dwutysięcznej publiczności zdołał zdać sobie z tego sprawę? Chyba nie, bo artysta już podczas pierwszego utworu całkowicie zawładnął uwagą i zmysłami słuchaczy. Zresztą, ta angielska aura miała również swoje dobre strony - doskonale dopełniła bardziej melancholijne, refleksyjne i rozkołysane kompozycje, których nie brak m.in. na uznanym za najbardziej osobisty w karierze Albarna debiutanckim albumie "Everyday Robots".
Nowe i stare
Koncert rozpoczęło "Lonely Press Play", a dalej było już tylko coraz lepiej. Mistrz ceremonii wie, jak sprawić, aby publiczność była w pełni skoncentrowana - utwory z nowej płyty przeplatał kompozycjami ze dawnych, tłustych lat spędzonych w Blur ("Out Of Time", "All Your Life") czy przy projekcie Gorillaz ("Tomorrow Comes Today", "Slow Country", "Kids With Guns", "El Mañana"), w zespołach The Good The Bad & The Queen ("Kingdom of Doom") i Rocket Juice & the Moon ("Poison"). Warto podkreślić rolę sekcji wokalno-instrumentalnej - Albarn przywiózł ze sobą genialnych muzyków (The Heavy Seas) i kilkoro chórzystów gospel, którzy nadali kompozycjom jeszcze bardziej intrygującą oprawę.
Masowe porozumienie dusz
Muzyk, który swoim imponującym dorobkiem artystycznym mógłby obdzielić kilka innych gwiazd, potrafi nawiązywać szczególny kontakt z publicznością - żartując, kokietując, wygłupiając się, tańcząc i wreszcie - grając (na klawiszach, gitarze) i śpiewając. Podczas niedzielnego koncertu sprawił, że czas płynął jakby obok i przestał mieć znaczenie. Trudna do wyjaśnienia intymność i niesamowita energia, która wytworzyła się podczas występu Albarna - można ją chyba (z pewną nieśmiałością, bo narażając się na banał) z małym przymrużeniem oka nazwać masowym porozumieniem dusz - sprawiły, że chyba nikt nie opuścił terenu zabytkowej Starej Gazowni rozczarowany.
Wisienka na torcie
Gdy wydawało się, że koncert dobiegł końca - muzycy zeszli ze sceny, a światła zgasły - apetyt publiczności na kolejne utwory był tak ogromny, że Albarn właściwie nie miał wyjścia i musiał pojawić się ponownie (trzeba przyznać, że sprytnie to sobie zaplanował). Entuzjazm maltańczyków został sowicie nagrodzony - najmocniejsze uderzenie, swoista dominanta, wyczekana wisienka na torcie, czyli słynny "Clint Eastwood" Gorillaz przesłoniła wszystkie wcześniejsze punkty repertuaru Anglika. Ktoś, kto nie był na koncercie, nie jest w stanie wyobrazić sobie reakcji widowni - dwutysięczny tłum harmonijnie falował w rytm nieśmiertelnego przeboju, wtórując idolowi i śpiewając na całe gardło. Potem usłyszeliśmy jeszcze wykonywany po raz pierwszy z The Heavy Seas "Don't Get Lost in Heaven" oraz zamykający koncert "Heavy Seas of Love".
Albarn dopiero zaczyna
Za sprawą swoich polskich wielbiciel Albarnowi w dalszej podróży będzie towarzyszyła podarowana mu pluszowa głowa słonia, czyli bohater niedzielnego wykonania hitu "Mr. Tembo". Fani muzyka spisali się na szóstkę - nie tylko euforycznie reagując na swoje ulubione utwory, ale również przynosząc, a następnie podnosząc w górę czarno-białe fotografie podczas trwania "Photographs".
Niektórzy uważają, że genialny koncert wieńczący Maltę i tak nie dorównuje epickiemu (słowo obecnie nadużywane, ale doskonale pasujące do kontekstu), wielce wyczekiwanemu koncertowi Blur na zeszłorocznym Open'erze. Moim zdaniem jednak Damon Albarn po raz kolejny udowodnił, że mimo monumentalnego bagażu doświadczeń i długiej listy hitów, które weszły już do kanonu muzyki popularnej, ma jeszcze sporo do zaoferowania. Świetnie napisane, urzekające swoją prostotą utwory, o imponującej rozpiętości emocjonalnej, umiejętność wywoływania w słuchaczach zarówno euforii, jak i wzruszeń oraz odwaga i konsekwencja popychające go do podążania własną drogą dobitnie wskazują na to, że ten pan wcale nie kończy - on dopiero zaczyna.
Karolina Gumienna
- Malta Festival Poznań 2014
- Koncert Damona Albarna
- 29.06
- Stara Gazownia