Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Kwintet bez ograniczeń

Utwory znane z wydanej przed czterema laty znakomitej debiutanckiej płyty, ale też tematy, które znajdą się na czekającym na wydanie drugim albumie wykonała podczas niedzielnego koncertu grupa Vołosi. To był piękny wieczór.

. - grafika artykułu
Fot. Tomasz Nowak

Vołosi to zespół zjawiskowy. Jego artystyczna oferta jest bowiem tyleż brawurową co ryzykowną koncepcją. Precyzja i wirtuozeria wykształconych klasycznych instrumentalistów zostaje tu zderzona, w twórczym eksperymencie, z naturalnością i żywiołem muzyki z polskich Beskidów. Ten przepis się znakomicie sprawdza - potwierdzają to zarówno międzynarodowe sukcesy i występy na prestiżowych estradach, jak i mniejsze, klubowe koncerty - takie, jak ten niedzielny w Poznaniu.

Kwintet

Na scenie pojawiają się w piątkę. Elegancko ubrani mężczyźni wyłącznie z instrumentami smyczkowymi w dłoniach. Czy taka formuła może trafić do szerszego kręgu słuchaczy? Udaje się to bez kłopotu. W Poznaniu zagrali wiolonczelista Stanisław Lasoń, skrzypkowie Krzysztof Lasoń i Bartłomiej Bunio oraz beskidzcy górale: Jan Kaczmarzyk - altówka i Robert Waszut - kontrabas. Od pierwszych dźwięków zachwycili zgromadzonych w klubie słuchaczy.

Artyści proponowali temat za tematem, jeden bardziej atrakcyjny od drugiego. Przy czym "atrakcyjność" nie oznacza tu trywialnej muzycznej błyskotki, tylko utwory prawdziwie poruszające na każdym poziomie - nienaganne wykonawczo, porywające publiczność. W tych utworach tempo, czasem melancholijne, czasem taneczne, czasem przechodzące w jakiś zwichrowany galop, zyskuje ukoronowanie w postaci pięknej melodii, czasem też zbiorowego wykonawczego szału. Warto bowiem zespół również oglądać: ruch sceniczny artystów, ich swoisty taniec pokazuje, jak zaangażowani są w graną przez sobie muzykę. Pokazuje, jak bardzo angażują w nią swoje emocje. W tymże wykonawczym porywie czasem zbliżają się do siebie, jakby zyskiwali dzięki temu dodatkową energię, czasem rozchodzą po scenie.

Wędrówka

Ich twórczość jest na pozór wykoncypowana, starannie, na chłodno przemyślana, dokładnie poukładana, z drugiej strony - pełna spontaniczności, dzikiej, autentycznej energii. Oczywiście, to owa artystyczna dyscyplina plus wybitne umiejętności instrumentalistów sprawiają, że na scenie mogą się "po prostu" bawić muzyką (tak to przynajmniej brzmi - jak zabawa). A ileż radości mają z tego słuchacze!

Muzyka zespołu to - jak już wspomniałem - błyskotliwa mieszanka wątków pochodzących z tradycji beskidzkiej, karpackiej z elementami muzyki klasycznej. Proporcje się tu jednak mieszają, a melodyjność niektórych tematów przebija popowe przeboje, energia wykonawcza godna jest rockowych wzorców. Vołosi zdają się ze swymi pomysłami wędrować po Europie. Odnajdujemy tu echa, odblaski, wątki muzyki węgierskiej, rumuńskiej, bałkańskiej, oczywiście także tej z Beskidów. Wszystkie one zostają jednak przetworzone, zostają zdefiniowane w oryginalnym, rozpoznawalnym języku zespołu.

Atmosfera

Niestety, klubowy bar ma swoje prawa i po niespełna trzech kwadransach grania muzycy zeszli ze sceny na półgodzinną przerwę. Kłopot w tym, że udało im się już wejść w swego rodzaju trans, że ich emocje udzieliły się publiczności, że fascynująco rosła dramaturgia koncertu i ta przerwa oczywiście wszystkie te elementy zniweczyła. Naturalnie, muzycy są takimi osobowościami - i takimi profesjonalistami - że po paru chwilach drugiej części owa atmosfera znów ożyła. Faktem jest jednak, że owa przerwa nie miała artystycznego uzasadnienia.

Członkowie zespołu przedstawili spójny program. Zgrabnie połączone były ze sobą utwory pochodzące z debiutanckiej płyty sprzed czterech lat i nowe kompozycje, które znajdą się na krążku, który ma się ukazać za kilka tygodni.

W materiałach promocyjnych oraz zapowiedziach koncertów grupy znaleźć można podkreślane informacje o tym, że artyści występowali dla głów państw i innych notabli. Przyznam, że w muzyce kwintetu bardziej niż jej "arystokratyczność" kusi mnie i fascynuje jej "anarchiczność", niezależność, nieszablonowość. Bo też jeśli czytam, że artyści "niechętnie postrzegają siebie w kategorii muzyki folk", gdyż "ich muzyka wykracza daleko poza te ramy", również mam swoją teorię. Dla mnie Vołosi są raczej kwintesencją muzyki folk, właśnie dlatego, że ich muzyka przekracza schematy i stylistyczne ograniczenia. Nie warto chyba jednak spierać się o definicje. Warto cieszyć się i sycić muzyką, kiedy jest tak ożywcza jak ta, którą gra zespół Vołosi.

Tomasz Janas

  • Vołosi
  • Blue Note
  • 26.04