Co mamy na myśli, kiedy mówimy "muzyka afrykańska"? Takie pytanie mogli zadać sobie słuchacze, którzy dotarli na pierwsze dwa czwartkowe koncerty tegorocznego Ethno Portu. Oba występy pokazały bowiem jak sensowne jest unikanie stereotypów w myśleniu o kulturze. Jak ważne są poszukiwania, otwartość, gotowość do spotkań z drugim - inną kulturą czy świeżym spojrzeniem na własną tradycję.
Te dwa koncerty były szalenie odmienne w nastrojach, emocjach, pomyśle na brzmienie i sceniczne zaistnienie. Ale oba były też wybitnymi przykładami artystycznej wyobraźni i otwartości. To pisanie przez wybitnych twórców własnej historii, która czerpie z tradycji, ale opowiada ją po swojemu. A jeżeli tak bardzo zachwyca publiczność, to właśnie dlatego, że wytrąca ją z przyzwyczajeń, ze stereotypowego myślenia.
Nomadzi
Artyści to wszak nomadzi - w dosłownym i metaforycznym sensie. Wędrują przez świat, by trafić ze swą sztuką do słuchaczy, ale też - z drugiej strony - wędrują w poszukiwaniu natchnień, inspiracji. Z takich podróży rodzą się spotkania: jak to walijskiej arystokratki muzycznej Catrin Finch z senegalskim griotem Seckou Keitą. Albo kiedy wybitny specjalista od gry na lutni ngoni Bassekou Kouytae decyduje się podłączyć swój instrument do prądu i wzmocnić transowość swej muzyki.
Skoro "wszyscy jesteśmy migrantami" to powinniśmy podchodzić do innych bez uprzedzeń. Nie szukać w nich - także w ich scenicznej prezentacji - tylko ekstrawagancji, egzotyki; raczej wsłuchać się w opowieść, pozwolić na bezpośredni kontakt. I znów - oba piątkowe koncerty pięknie, i niebywale różnorodnie, takiemu postulatowi zadośćuczyniły.
Dwie harfy
Najpierw w Sali Wielkiej Zamku pojawili się Catrin Finch i Seckou Keita. Ona - gruntownie wykształcona Walijka, harfistka, wybitna interpretatorka repertuaru klasycznego, wsławiona m.in. autorskim opracowaniem i wykonaniem na swym instrumencie "Wariacji Goldbergowskich" Bacha, przed kilkoma laty oficjalna harfistka Księcia Walii, jest gwiazdą scen muzyki poważnej. On - jedna z żyjących legend muzyki senegalskiej, charyzmatyczny interpretator własnej tradycji, wirtuoz kory, czyli harfy afrykańskiej. W sensie muzycznym pomysł na ich współpracę opiera się na współbrzmieniu dalekich kulturowo, ale jakże bliskich sobie instrumentów.
Miałem to szczęście, że na informację o ich płycie trafiłem dwa lata temu, tuż po jej ukazaniu się, potem pospiesznie dotarłem do muzyki. I od samego początku miałem wielką nadzieję, że może nadejdzie ten dzień, kiedy zagrają wspólnie w Poznaniu. Zagrali. I oczarowali publiczność, a huraganowe oklaski przywołujące ich do dwukrotnego bisu nie były tylko grzecznościowe.
Między strunami
Na wcześniejszej konferencji prasowej Keita powiedział, że w ich współpracy wszystko zaczęło się układać, gdy Catrin porzuciła nuty i zaczęła grać intuicyjnie, improwizować. To chyba słuszne spostrzeżenie. Tym bowiem, co napędza ten projekt, czyni z niego coś więcej niż ciekawostkę, jest właśnie nieudawany dialog - kultur i samych artystów. Dialog, który wynika z ich doświadczeń, ale jest spontaniczny i szczery.
Finch i Keita z jednej strony bowiem celebrują swoje spotkanie, cyzelują brzmienie, są finezyjni i wyrafinowani, a drugiej strony - w innych momentach bezpretensjonalnie bawią się muzyką. Nie podchodzą do siebie, swej tradycji, swej współpracy na koturnach, cieszą się nią. Ich sceniczne żarty i uśmiechy dodają całości uroku i równoważą metafizyczny niemal stan wspólnego uniesienia, gdy rozpędzali się w improwizacjach. Ujmujące i urocze były też te momenty, gdy zerkali na siebie między strunami jej harfy.
Wspólna sztuka tych dwojga artystów to wzajemne zaplatanie w siebie wątków, brzmień, własnej wrażliwości. I właśnie dlatego ich lekko nostalgiczny, liryczny koncert był tak wspaniały.
Zderzenie
Przejście na rozpoczęty już wówczas przed Zamkiem koncert Bassekou Kouyate i jego Ngoni Ba nie było proste. Wyrafinowane, wysubtelnione brzmienia duetu harf zostały tu bowiem (dosłownie) zderzone z melodyczno-rytmicznym huraganem. Wystarczyła jednak chwila, by dać się ponieść porywającej, dynamicznej, rozedrganej muzycznej fali, która nieustanie płynęła ze sceny. Siedmioro artystów kołysało się miarowo i generowało pozytywną energię, której poddawały się z ochotą tłumy słuchaczy pod sceną. Słuchaliśmy niemal riffowego, niemal gitarowo brzmiącego grania. Zgodnie z nazwą zespołu jego propozycja zorganizowana jest wokół brzmienia lutni ngoni, na której gra nie tylko lider, ale też kilku innych instrumentalistów. Podłączone do prądu, z subtelnymi przetwornikami zyskują niezwykłą barwę - i ogromną moc.
Trans
Bassekou Kouyate był sensacją światowych scen przed siedmioma laty, gdy ukazała się jego niezapomniana pierwsza autorska płyta "Segu Blue". Przyniosła ona mocno zrytmizowaną muzykę, głęboko osadzoną w klimacie, tradycji zachodniej Afryki, a zarazem w swej sile wyrazu, energii, dynamizmie godną rockowych mistrzów. Na kolejnych krążkach artysta właściwie udoskonala te formułę, a podczas koncertów rozwija ją jeszcze w formę specyficznego, pełnego pozytywnej furii rytuału. Równie ważną rolę co lider, pełni jego żona Amy Sacko, która jest główną wokalistką w zespole i momentami ma się wrażenie, że to również ona, albo właśnie ona, nadaje zespołowi odpowiednie tempa i przydaje mu scenicznego dynamizmu - oraz charyzmy.
Artyści przybyli do Poznania po raz drugi i wypada cieszyć się, że organizatorzy odeszli nieco od swoich zasad, że nikt na festiwal nie powraca. Na usprawiedliwienie dodajmy, że w 2012 Kouyate i Ngoni Ba, zagrali nie na "właściwym" festiwalu, a w ramach jego prologu / zapowiedzi. Zresztą, nie trzeba żadnych usprawiedliwień, kiedy grają jedni z najwspanialszych artystów na świecie i swą wyrafinowaną - choć bardzo komunikatywną - sztuką porywają tłumy. Zbiorowy muzyczny trans malijskich artystów nie pozastawiał chyba nikogo obojętnym.
Nie tylko Afryka!
Zarówno duet Finch - Keita, jak i autorska twórczość Bassekou Kouyate są uważane za jedne z największych objawień muzyki świata w ostatnich latach, w skali międzynarodowej. Wspaniale, że mieliśmy szansę ich posłuchać w Poznaniu, wspaniale, że wystąpili jednego dnia. Na pytanie jaka jest muzyka afrykańska (choć tym razem z dużą domieszką sztuki walijskiej) możemy odpowiedzieć: różnorodna i niezmiennie fascynująca.
Dla publiczności ważne to o tyle, że przed nami jeszcze trzy dni festiwalowe, podczas których w dalszym ciągu nie zabraknie artystów afrykańskich, ale też twórców z innych kontynentów. Będzie też szeroka - i naprawdę godna uwagi - reprezentacja polskiej sceny. Przybywajcie na Ethno Port, póki trwa!
Tomasz Janas
- Ethno Port 2015: Catrin Finch & Seckou Keita oraz Bassekou Kouyate & Ngoni Ba
- CK Zamek Sala Wielka, Scena na Trawie
- 11.06