Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

ERA JAZZU. Vinx i poznaniacy rozpoczęli festiwal

Bez fajerwerków i bez fanfar, za to z bardzo dobrą, bardzo komunikatywną muzyką, podczas długiego koncertu, rozpoczął się w Blue Note we wtorkowy wieczór festiwal Era Jazzu 2015.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

- Przepraszam, zapomniałem, że to festiwal jazzowy - mówił ze śmiechem wokalista Vinx w trakcie wtorkowego koncertu, gdy wraz z towarzyszącymi mu poznańskimi muzykami wykonał bardzo energetyczny utwór o niemal rockowej dynamice. Nie było jednak chyba za co przepraszać. Publiczność bawiła się znakomicie i, zdaje się, szczególnie przypadł jej do gustu szeroki wachlarz stylistyczny, jaki artyści zaproponowali. Oczywiście, oklaskiwano także klasę wykonawczą i wspomniane już poczucie humoru muzyków.

Powrót?

Czym jest Era Jazzu właściwie nie trzeba przypominać. To zainaugurowany w tej samej sali siedemnaście lat temu cykl koncertów jazzowych gwiazd, a czasami też mniej znanych (choć niemniej oryginalnych) wykonawców z kręgu muzyki improwizowanej. Cykl zainaugurowany w Poznaniu, który w późniejszych latach coraz częściej pojawiał się w innych miastach - szczególnie w Warszawie.

I jeśli dziś określenie "powrót Ery Jazzu" do Poznania jest  uznawane za niesłuszne, bo - jak przekonywał Dionizy Piątkowski - "Era nigdy stąd nie zniknęła", to jednak jest w tym wydarzeniu coś z wielkiego powrotu. Dlatego, że od lat ta impreza nie pojawiała się w stolicy Wielkopolski z taką intensywnością, jak w bieżącym tygodniu (osiem koncertów w siedem dni). Dlatego również, że nawiązuje do swej głośnej, chlubnej przeszłości gdy w latach 1999 i 2000 odbywały się, podobne do tegorocznej, tygodniowe, festiwalowe edycje tego przedsięwzięcia.

Spotkanie

W tym kontekście również koncert inauguracyjny tegorocznego festiwalu nabiera symbolicznych znaczeń. Można by sobie bowiem wyobrazić, że pojawi się tu jakaś spektakularna gwiazda, ktoś z "dużym" nazwiskiem. Organizatorzy wybrali inną ścieżkę, inną filozofię. Zaprosili Vinxa, artystę nienależącego przecież do kategorii wielkich gwiazd. Posiadającego za to kilka ważnych cech - sceniczną charyzmę i spontaniczność, umiejętność oczarowania, ale i rozbawienia publiczności, a wreszcie gotowość do artystycznego eksperymentu - i wejścia w sceniczny dialog z poznańskimi muzykami.

To ostatnie ma też swoje niebagatelne, symboliczne znaczenie: to, że festiwal rozpoczynają artyści związani z naszym miastem i że są to artyści młodego pokolenia. Tacy, o których można mówić, że są nadzieją polskiego jazzu, którzy niosą ze sobą pewną spontaniczność, głód i radość grania.

W takich warunkach koncert nie musi być obezwładniającym artystycznym wydarzeniem, by spełnił swe zadanie, by spodobał się publiczności i był znaczącym początkiem kolejnego rozdziału Ery Jazzu.

On i oni

Vinx naprawdę nazywa się Vincent De Parette. Pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Na muzycznych estradach funkcjonuje od kilku dekad - zdążył już dziewiętnaście lat temu być w stolicy Wielkopolski. Grał wówczas w ramach festiwalu Poznań Jazz Fair z autorskim triem. W przeszłości proponował muzykę o wielu obliczach: m.in. klasyczną jazzową wokalistykę, ale również utwory osadzone w tradycji afrykańskiej, a także nagrania o funkowym pulsie. Współpracował z ważnymi postaciami świata jazzu czy muzyki świata, ale też z członkami legendarnego awangardowo- metalowego zespołu Living Colour.

Obok niego stanęło na scenie Blue Note'u pięciu młodych, bardzo wrażliwych i muzykalnych artystów. Oczywiście, słychać było i widać, że spotykają się po raz pierwszy, bo co prawda wspaniale się bawią, rozpędzając się w improwizacjach (również zbiorowych), ale też czasami nieśmiało włączają się w muzyczną akcję.

Nad całością panował Vinx, obdarzony charakterystycznym, mocnym, ciemnym głosem, wspaniale wpisującym się w repertuar z kręgu soulu, czy nawet gospel, bluesa i ballady - jakiego sporo słyszeliśmy tego wieczora. Artysta świetnie spełniał się też w bardziej rytmicznych utworach - także wówczas, gdy towarzyszył sobie na bębnie, odwołując się też do tradycji Afryki czy elektrycznych, jazz-rockowych klimatów, przywołując żartem także echa muzyki klubowej.

Bardzo udanie partnerowali mu poznańscy muzycy. Świetne wrażenie robił Dawid Kostka zarówno z wyczuciem grający w tych wolnych, "klimatycznych" utworach,  jak i wtedy, gdy mógł ostrzej zabrzmieć na gitarze elektrycznej. Udanie kręgosłup rytmiczny utrzymywali jego brat - Damian Kostka na kontrabasie i gitarze basowej oraz perkusista Mateusz Brzostowski. Wiele braw zebrał też Jacek Szwaj, towarzyszący liderowi na fortepianie i instrumentach klawiszowych. Niezwykłego smaku całości dodawało muzykowanie Kacpra Smolińskiego na harmonijce ustnej. Co prawda Vinx ubolewał nad nim w żartach, że jego instrument dobrze brzmi tylko w lirycznych, melancholijnych utworach, artysta zaprezentował jednak sporo pięknych, świetnie brzmiących partii.

Będzie jazz

To nie był koncert, który zmieniałby losy świata, ale też z pewnością nie na tym polegały plany wykonawców. Stanowił raczej cenne doświadczenie dla artystów i szansę dla słuchaczy na przeżycie wieczoru w przyjaznej, ciekawej muzycznie atmosferze. Był też obiecujący w kontekście dalszego ciągu festiwalu, bo przed nami jeszcze sześć koncertowych dni.

Tomasz Janas

  • Era Jazzu: Vinx & Poznań Jazz Project
  • 13.10
  • Blue Note