Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Zostawił nam wyzwania

Jarka Maszewskiego - w 10 rocznicę śmierci - wspomina Andrzej Niziołek.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Nie wiem, co myśli Jarek Maszewski, gdy patrzy na nas stamtąd, z góry. Wiem, co myślę o nim i jego braku ja, a pewnie i wielu innych ludzi, dziesięć lat po jego śmierci. Myślę, że są ludzie niezastąpieni. I że dziesięć lat bez niego pokazuje to dobitnie.

Zmarł na ciężką chorobę 5 czerwca 2003 roku. Miał 52 lata. Był profesorem poznańskiej ASP, znakomitym aranżerem wystaw, spektakli czy akcji na ulicach miasta. Z wykształcenia architekt wnętrz, od 1978 roku pedagog - od 1991 kierownik autorskiej Pracowni Zjawisk Teatralnych - w latach 80. XX w. zaangażowany był w działalność opozycyjną. Jako twórca objawił się dopiero na początku lat 90. Polem działań Jarka Maszewskiego była przestrzeń. Czy to przestrzeń wnętrza, czy przestrzeń otwarta - obie opanowywał i kształtował na potrzeby działań artystycznych, które podejmował. Przestrzeń była dla niego wyzwaniem, a to, jak sobie z nią radził, jest dla nas nie tylko spuścizną - także wyzwaniem. Trojakiego rodzaju.

Dialog z przestrzenią

Pamiętam ogromne wrażenie, jakie na oglądających zrobiła wystawa rysunków i grafik Salvadora Dalego w Sali Wielkiej CK Zamek w 1999 roku. Maszewski wykreował w trudnej do zaadaptowania sali całkowicie nową rzeczywistość. Wraz ze swoimi współpracownikami (głównie studentami ASP, ale także innymi twórcami) z rozmachem przetworzył Salę Wielką w czerwono-czarną arenę hiszpańskiej corridy, zawiesił w niej prace Dalego i wprowadził do środka widzów. A wystawa Odwilż, dotycząca polskiej sztuki około roku 1956, w Muzeum Narodowym? Wchodząc na nią, natykało się na potężną ścianę sięgającą niemal szklanego dachu atrium, symboliczną Żelazną Kurtynę. Gdy się ją obeszło, ukazywało się prowizoryczne rusztowanie, przegroda nieskutecznie oddzielająca Polskę od sztuki Zachodu, a za nim różnoraka rzeczywistość obrazów i rzeźb tworzonych po socrealizmie. Albo wystawa malarstwa Henryka Rodakowskiego. Rodakowski był akademikiem, więc Maszewski zaprojektował szereg rożnej wysokości kolumn - odwołujących się do kolumn klasycznych - na których zawisły obrazy. Maszewski aranżował wystawy odważnie, z wyobraźnią pełną rozmachu, nieraz prowokacyjnie wobec miejsc, w których przyszło mu działać. Ale była to prowokacja nie contra, lecz pro - jego pomysły rozsadzały zamknięte i dominujące przestrzenie sal, ale zarazem podejmowały dialog ze specyfiką wnętrz i pokazywanych obiektów. Swoje pomysły Maszewski merytorycznie osadzał w ideach wystaw. Tworzył np. dla obrazów czy plakatów przestrzenie przyjazne i dobrze je eksponujące - ale z drugiej strony niezależne, wolne, będące wartością same w sobie. W skrajnym przypadku wystawy Dalego aranżacja była chyba wręcz ciekawsza aniżeli same prace surrealisty. Nic dziwnego, że pomysły Maszewskiego zaskakiwały odbiorców. A wystawy przez niego aranżowane stawały się wydarzeniami w skali ogólnopolskiej.

Pegazy z Poznania

Równocześnie z działaniami we wnętrzach Jarek Maszewski zaczął swoimi pomysłami rozsadzać na ulicach zamknięty w sobie, stateczny i poważny Poznań. To drugie wyzwanie, jakie nam zostawił. W 1992 roku stworzył parateatralną grupę Asocjacja Kołka Graniastego, z którą organizował w rożnych miejscach i na ulicach miasta akcje, pochody, orszaki, happeningi. Idea czy pomysł zawsze wychodziły od Maszewskiego - inspirował nimi młodych współpracowników, od których twórczych pomysłów i aktywności zależał już konkret. Jednym z ich pierwszych dokonań były obchody 50. urodzin malarza Jerzego Piotrowicza. Potem przyszły głośne artystyczno-towarzyskie imprezy organizowane w ogrodzie Maszewskiego na Gorczynie, wreszcie przygotowywane podczas festiwalu Malta, na Imieniny Miasta 29 czerwca, korowody i akcje. Maszewski wraz ze współpracownikami stali się kreatorami miasta. Zaczarowywali na chwilę konserwatywny, mieszczański Poznań. Wyprowadzali na ulice przebierańców, metalowe Pegazy, bębniarzy, pod ratuszem z nieba zlatywały kartki ze słowami listu św. Pawła o miłości, a uczestnicy parad dzielili się z mieszkańcami chlebem. Wszystkie dokonania artystyczne Maszewskiego z natury były ulotne - wystawy i parady się kończyły. Paradoksalnie ostatnim aktem ingerencji Jarka w przestrzeń publiczną - jedynym, które pozostało na stałe - stała się praca nie jego, ale Magdaleny Abakanowicz: 112 rzeźb Nierozpoznanych kroczących po Cytadeli. Zamarzył, żeby praca uznanej w świecie polskiej artystki stanęła w Poznaniu, i potrafił do jej realizacji doprowadzić. Mało jest dzisiaj podobnych działań w przestrzeni miasta, które zmieniałyby ducha Poznania. Choć pomysły są. Piotr Tetlak, uczeń Maszewskiego kierujący po nim Pracownią Zjawisk Teatralnych, podzielił się ze mną kiedyś pomysłem: marzy mu się, żeby stalowe Pegazy, które tworzyli z Jarkiem do parad, a ktore znają chyba wszyscy poznaniacy, stanęły między jezdniami na Świętym Marcinie. Stanęły na stałe! Nie jak krasnale z Wrocławia - jak Pegazy z Poznania!

Dlaczego nie ma?

Najtrudniejsze wyzwanie, jakie pozostawił nam Maszewski, dotyczy przestrzeni miasta, w której na co dzień żyjemy. Przestrzeni publicznej i wspólnej. Poznania - jako domu. Bolały go w naszym mieście chaos i brzydota, niedopasowanie stawianych w nim nowych obiektów, niszczenie dziedzictwa przeszłości (np. neonów), wolna amerykanka reklam i banerów, które poprzesłaniały nam domy i perspektywy. Minęło 14 lat od wywiadu na ten temat, którego Maszewski udzielił poznańskiej "Gazecie Wyborczej". I nic się nie zmieniło. "W Poznaniu nie ma woli stałego i cierpliwego kształtowania urody miasta poprzez wprowadzenie i egzekwowanie zasad" - mówił. "Nasze miasto przypomina mi piękną kobietę o wiecznie zaniedbanej urodzie - jak już podejmuje się jakieś działania, to niekompletne - tu kawałek makijażu, tam element ubioru. A trzeba zacząć od rzeczy drobnych, wcale nie wielkich, bo na nie nie ma pieniędzy, od osiągnięcia konsensusu ponad grą opozycji i władzy. (...) Są też inne fatalne decyzje, np. te pomarańczowe kosze w mieście czy wściekle żółte skrzynki gazowni, żółte w imię idiotycznych norm bezpieczeństwa. (...) To miasto potrzebuje studiów kolorystyki czy panoramy. Paradoks dzisiejszych czasów polega na tym, że demokracja nie gwarantuje, że wykreujemy coś wspaniałego dzięki dyskusjom. (...) Nie mogę zrozumieć, dlaczego w Polsce nie ma np. policjantów miejskich, specjalnie przeszkolonych, którzy zdejmują nielegalnie założone szyldy i wlepiają mandaty". Coraz więcej poznaniaków to rozumie i działa oddolnie. Czternaście lat! Czy to nie wstyd? Zastanawiam się, czy pamiętamy o Jarku Maszewskim? Tuż przed śmiercią otrzymał Nagrodę Artystyczną Miasta Poznania. Dla niego to był wielki laur. Dla władz miasta, ale i dla nas - jeśli nie traktujemy jej tylko jako kwiatka do kożucha - ta nagroda powinna być zobowiązaniem. Bo jak powiedział ktoś po jego śmierci: "Gdyby Poznań miał więcej Maszewskich, byłby lepszym miastem".

Andrzej Niziołek

  • Koncert "W świecie Jarka". W 10. rocznicę śmierci Jarka Maszewskiego zaśpiewają m.in.: Hanna Banaszak, Mariusz Lubomski, Mirosłąw Czyżykiewicz.
  • Teatr Nowy - Duża Scena (ul. Dąbrowskiego 5)
  • 23.06, g. 20
  • Rezerwacja zaproszeń: office@uap.edu.pl