Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Zapasy z kulturą

Tytuł tego odcinka Zapisków z lamusa mógłby równie dobrze brzmieć Niezły cyrk, ale taki już kiedyś powstał, a powielanie jest w złym tonie. I nie zawsze się udaje. Nie zawsze sukcesem kończą się także nietypowe pomysły, jakich ponoć jeszcze nie było, a które polegają na tym, że łączy się w sposób nieprzemyślany dwa zupełnie odmienne światy. Taki sport chociażby i kulturę.

Mężczyzna z nagim torsem pozuje tyłem prężąc swoją muskulaturę. - grafika artykułu
Józef Keker-Szczerbiński, 1926, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Olbrzymie afisze rozlepione na słupach miejskich głoszą wszem wobec i każdemu z osobna, że do miasta naszego zjeżdża «wielki sportowy» cyrk «Colosseum», który rozbije swe namioty przy ul. Ratajczaka. «Światowe atrakcje» i «Wielki Międzynarodowy Turniej Zapaśniczy» złożą się na program tej nieznanej dotąd w Poznaniu imprezy cyrkowej"* - pisał "Kajot." w "Nowym Kurierze" (nr 103/1929) w artykule Na cyrkowej arenie. Tekst opublikowany został 3 maja, jednak autor napisał go dzień wcześniej, o czym świadczy umieszczona przy nim data. I może nie wybrzmiewa tu sarkazm i ironia, ale jeśli spojrzenie czytelnika gazety wróci do tego, co napisano pod samym tytułem, pojmie od razu, jakiej natury będzie to recenzja: "Światowe atrakcje czy kabaret z pipidówki - Pornograficzne świństwa - Din-Don - A muzyczka gra - Turniej zapaśniczy - O palmę pierwszeństwa - Nietakt dyrekcji". Szczególnie ta "pipidówka" mogła zatrzymać uwagę czytających...

Dalej pisze już autor o ziszczeniu się oczekiwania wszystkich zainteresowanych udziałem w tym niecodziennym i - jak można było się spodziewać - dość oryginalnym wydarzeniu. Choć w tym miejscu zatrzymam się na chwilę i wspomnę, że opisywane tu rozrywki swego czasu były dość popularne i nawet pożądane! O tym, że chęci by na własne oczy zobaczyć wszystkie te tak reklamowane atrakcje były ogromne, świadczyć miała niebotycznych rozmiarów kolejka, która ustawiła się przed cyrkową kasą w dniu poprzedzającym pokaz. "Mimo mocno wygórowanych cen", co podkreślił "Kajot.", kasy "były oblężone, a tłumy ludzi odeszły bez biletu". Czy cena odpowiadała wartości samego występu?

"Tymczasem rozpoczyna się przedstawienie. Orkiestra, a raczej imitacja orkiestry gra marsza, na arenę wchodzi para taneczna, która usiłuje odtańczyć jakiś dziwaczny taniec, nazwany na afiszu szumnie «czeczotki». Niestety ani rusz nie idzie - «ani wefte ani wefte» stronę. Galerja zaczyna gwizdać" - czytamy. I przyznać trzeba, że nie był to dobry początek. Należy to raczej uznać za zwiastun rzeczy, których ani słyszeć, ani oglądać się nie chce. Jakiegoś nagłego, pozytywnego zwrotu akcji brak. Zamiast tego "następują inne tandetne produkcje kabaretowe, jedna gorsza od drugiej, których nie odważonoby się pokazać publiczności nawet w ostatniorzędnym tinglu". Zwieńczeniem tego był występ duetu Din-Don, "który poza niesmacznemi wycieczkami przeciwko znakomitemu i znanemu duetowi Bim-Bom (bracia Staniewscy) oraz ordynarnemi pornograficznemi świństwami - zdradził swe pochodzenie z pod warszawskich Nalewek". Publiczność mogła poczuć się bardzo zawiedziona, żeby nie powiedzieć - oszukana i zażenowana. Kupić bilet na światowe atrakcji, a zostać uraczonym najniższych lotów rozrywką. To się po prostu nie godzi!

Dla tych, dla których w całym programie ważniejszy był sport i dotrwali do części drugiej wydarzenia, czekała atrakcja większa i bardziej udana. Cztery walki zapaśnicze sprostały oczekiwaniom i być może nieco złagodziły fatalne pierwsze wrażenie. "W pierwszej walce Petrowicz (Serbja) pokonał w 6 minucie podwójnym nelsonem Górskiego (Łódź). Druga walka, bezwzględnie najciekawsza, pozostała nierozstrzygnięta. Walczyli znakomity zapaśnik polski Becker Szczerbiński z Niemcem Köhlerem. Górował Szczerbiński wspaniałą techniką i szlachetnym sposobem walki" - relacjonuje reporter. Od siebie dodam, że polskich zapaśników o nazwisku Szczerbiński w tamtym czasie było dwóch: Józef Keker-Szczerbiński i Karol Nowina-Szczerbiński. Podejrzewać można, że w tym wypadku chodzi raczej o pierwszego, choćby z uwagi na podobieństwo brzmienia "Keker" i "Becker". Mogło się przecież zdarzyć, że w treść artykułu wkradł się chochlik. W trzeciej walce Szwajcar Grüneisen zmierzył się z Vogtmanem, a w czwartej Chorwat Stibor pokonał Litwina Bürholza. Wszystkie walki sędziował Józef Brański z Warszawy.

I wydawać by się mogło, że ostatecznie dobrze się wszystko skończyło, jednak nie - dodał recenzent jeszcze jedną uwagę, która zawstydzić miała dyrekcję cyrku. A brzmiała ona tak: "W całym świecie kulturalnym przesyła się redakcjom bilety t.zw. recenzyjne. Niestety Dyrekcja «wielkiego sportowego» cyrku «Colosseum» jest innego zdania. Nietylko nie wysłała redakcjom biletów, ale na interwencję jednego z dziennikarzy odpowiedziała w sposób niepraktykowany na całym kulturalnym świecie. Program kosztuje 70 gr i wzwyż. Komentarze chyba zbyteczne".

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024