Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Nie słyszę zła

Wydawało się, że po Synu Szawła László Nemesa nie da się już nic więcej oryginalnego powiedzieć o rzeczywistości obozów koncentracyjnych, a ogromna popularność niskich lotów literatury obozowej, która coraz bardziej infantylizuje temat, jest tylko tej tezy potwierdzeniem. A jednak - Jonathan Glazer, luźno opierając się na powieści Martina Amisa Strefa interesów, stanął w pewnym sensie w kontrze do Nemesa i stworzył dzieło wybitne.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Rudolf Höss, komendant obozu w Auschwitz, wieść o awansie przyjmuje z niechęcią. Zdążył już się zadomowić w pobliżu miejsca swojej pracy, a teraz ma wziąć odpowiedzialność za całą logistykę i administrację związaną z nazistowską eksterminacją, co wymusza na nim zmianę miejsca zamieszkania. Jego żona Hedwig nie zgadza się jednak na przeprowadzkę i postanawia pozostać w Auschwitz, by móc wychowywać dzieci w rodzinnej atmosferze i poczuciu bezpieczeństwa, pielęgnować swój malowniczy ogród i wiernie czekać na męża. Nie wyobraża sobie bowiem lepszego miejsca do życia niż tuż obok muru, za którym eksterminowani są więźniowie obozu.

Twórczości Glazera nie da się łatwo zaszufladkować - dotychczas jego dwa najbardziej znane tytuły to Sexy Beast, opowieść o starzejącym się gangsterze, który zostaje zmuszony do powrotu z emerytury, oraz Pod skórą, enigmatyczne science fiction ze Scarlett Johansson w roli głównej, w którym ważniejsza niż scenariusz, a wręcz kluczowa, okazała się hipnotyzująca atmosfera. W jego Strefie interesów trudno zatem dopatrzyć się jakiejś kontynuacji stylu - to raczej projekt artystyczny stworzony i przemyślany całkowicie od zera. Punktem wyjścia nie było dla Glazera to, co on chciałby pokazać, ale to, co chciałby, by poczuł widz.

Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć reżyser zakomunikował operatorowi Łukaszowi Żalowi, że film będzie pozbawiony znacznej części typowo filmowych zabiegów, jak zbliżenia kamery, zmiany kątów ujęć i tym podobne. Ostatecznie ekipa rozmieściła kamery po całym planie filmowym, które niczym w Big Brotherze rejestrowały wszystko dookoła. Bez cięć, powtórzeń, Glazer i Żal ze specjalnego pomieszczenia wypełnionego ekranami obserwowali, jak toczyło się życie postaci tuż obok muru obozu Auschwitz.

I kamery pokazują życie rodzinne, zwyczajne, wypełnione pracami, gdzie panuje przysłowiowy niemiecki porządek - wszystko ma swoje miejsce, każdy zakątek został należycie zagospodarowany, jak ogród wypełniony tulipanami, słonecznikami i ziołami, jak krzewy bzu z rozkazu komendanta posadzone u podnóży wież wartowniczych obozu i pielęgnowane z należytym pietyzmem. Rozmowy toczą się w tym samym tonie bez względu na to, czy dotyczą marzeń o wakacjach we Włoszech, nowych perfum czy wprowadzania kolejnych ulepszeń technologicznych w maszynerii zagłady. Oko kamery nie ma dostępu do świata za murem, ale tenże nieustannie towarzyszy postaciom w warstwie dźwiękowej - przytłumione krzyki przerażenia i rozpaczy, strzały, odgłosy pieców przemysłowych oraz nowych transportów.

Tak jak ogromna siła Syna Szawła tkwiła w całkowitym, również emocjonalnym zanurzeniu widza za pomocą środków filmowych w rzeczywistości obozowej, tak Glazer od tej rzeczywistości widza całkowicie separuje. Strefa interesów nie pokazuje jednak perspektywy kata, nazisty, nie jest też osądem, szukaniem czy wskazywaniem źródeł zła. Jest ciągłym, niemal podprogowym wytrącaniem widza z równowagi, dysonansem wzrokowo-słuchowym, uwierającym moralnym dyskomfortem. To kino bez puenty, bez morału, choć zawierające światełko w tunelu, ukryty kontrapunkt dla banalności zła - do odnalezienia przez każdego z nas, widzów. Wielkie kino.

Adam Horowski

  • Strefa interesów
  • reż. Jonathan Glazer

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024