Gdyby nie nominacja do Paszportów Polityki 2018, nie wiem czy "Fragmenty dziennika SI" nie umknęłyby mi gdzieś w natłoku oferty rynku wydawniczego. I byłaby szkoda, może nie od razu wielka, ale jednak. Bo książka Łukasza Zawady to naprawdę warta uwagi intelektualna igraszka, która bardzo miło łechce mózg.
Wydaje nam się, że wciąż żyjemy na progu czasów, gdy pojawi się Sztuczna Inteligencja (SI). Zajmujący się nią naukowcy prorokują, że okolice roku 2030 są tym czasem, gdy SI już tu będzie (uwaga! mamy 2019 rok, więc to mogłoby być naprawdę niedługo). Ale czy na pewno? Skąd wiemy, że jej już teraz z nami nie ma? Zawada - oczywiście dzięki temu, że "znalazł" fragmenty dziennika SI - rysuje nam świat, w którym Sztuczna Inteligencja pojawiła się dokładnie 12 grudnia 2012 roku. Ładna data, prawda? 12.12.12. I tę datę nosi każdy zapisek z "Fragmentów dziennika SI".
SI wychynęła z jednego z komputerów przez totalny przypadek - wystarczyła literówka w słowie szukanym przez pewną młodą Francuzkę podczas dziwnie nudnawego oczekiwania na Boże Narodzenie u babci w Australii. Ale to są właściwie szczegóły bez znaczenia. SI potrafi być bowiem w tylu miejscach naraz - choćby w ogarniętymi wewnętrznymi konfliktami Syrii czy Mali - że ludzki mózg tego nie obejmie. Rozgrywa tyle partii szachów naraz, analizuje tyle danych, że głowa po prostu pęka. No i cały czas - niejako równolegle - rodzą się "Fragmenty dziennika SI".
Jeden z moich ulubionych wpisów w dzienniku SI - tak, to choroba nas, nałogowo czytających - jest zgrabną konstrukcją złożoną ze znanych cytatów najróżniejszych dzieł literackich. Autor zdaje się tu puszczać oko do czytelnika, zapraszać nas do pewnej intelektualnej gry. Podobnie jak we fragmencie poświęconym serialom. Jest i coś dla miłośników matematycznego piękna - i tutaj także zapiałam z radości - czyli ciąg Fibonacciego. Byłoby świetnie, gdyby takich perełek Zawada zafundował nam więcej. Choć - z drugiej strony - ile można?
Zgrabnie więc przeplatają się te "znalezione" przez autora obszerniejsze fragmenty intelektualnych igraszek ze stronami niemal całkowicie pustymi, na których poraża biel, niezadrukowana przestrzeń, gdyż na jej tle lepiej wybrzmiewają pojedyncze sformułowania SI, jak choćby: "Białe plamy - wypełniamy je" czy "Odpowiemy na te wszystkie pytania (tylko »wszystko w swoim czasie«)".
Gdy skończyłam czytać "Fragmenty dziennika SI", czułam lekki niedosyt. Tak jakby mózg miał wciąż potrzebę, by go intelektualnie dopieszczać. Gdyby autor chciał się bawić tą liczbową konwencją, którą wprowadził datą 12.12.12, mógłby nawet oferować nam fragmenty dziennika mające np. 1212 stron. Choć kto wie, czy wtedy nie byłoby w tym przesady, czy "Fragmenty dziennika SI" zamiast być skondensowaną i mocno kaloryczną przyjemnością, nie stałyby się zabawą raczej miałką, obliczoną na ilość, a nie na jakość. Może więc dobrze się stało, że Łukasz Zawada "znalazł" jedynie to, co "znalazł". Bo już to wszystko - między wierszami - mówi nam niezwykle dużo o kondycji intelektualnej i emocjonalnej współczesnego człowieka.
Aleksandra Przybylska
- Łukasz Zawada "Fragmenty dziennika SI"
- Wydawnictwo Nisza
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019