ATELIER. Gagarin, jamajski kaczor i gender

Wstępem do sobotnich pokazów w ramach festiwalu Polskiego Teatru Tańca Atelier były zaprezentowane przez studentów Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu fragmenty spektaklu "W". Opiekę artystyczną nad przygotowaniami sprawował Witold Jurewicz.
Choreografia przedstawienia odwzorowywała ruchy, jakie zachodzą w organizmie ludzkim. Młodzi tancerze ubrani byli w białe kostiumy. Raz poruszali się, przywodząc na myśl ruch robaczkowy jelit, innym razem żywo i ruchliwie odgrywali plemniki. Każdy z nich był innym elementem ciała, ale ostatecznie tworzyli jeden organizm.
Taneczny program telewizyjny
Właściwą cześć festiwalu otworzył natomiast spektakl zatytułowany "Absurdy życia w więcej niż 2 aktach" z choreografią Josefine Patzelt. Artystka, zanim dołączyła do zespołu PTT, uczyła się tańca w Kolonii i Tilburgu. Przy tworzeniu choreografii do spektaklu zainspirowała ją telewizja i ogrom informacji, który ta bezustannie serwuje widzom. W swoim spektaklu pyta o to, ile z nich jesteśmy w stanie przyswoić i zrozumieć, oraz ile z nich jest nam w ogóle potrzebnych.
Patzelt już na poprzedzającej festiwal konferencji prasowej zaznaczyła, że jej debiutancki spektakl będzie eksperymentem. I rzeczywiście, decydując się na przeniesienie znanej nam wszystkim medialnej papki na teatralną i zarazem taneczną scenę, zaryzykowała. W tym przypadku nie mogliśmy zmienić kanału. Tancerka zaprosiła widzów m.in. na dość ciekawy taneczno-przyrodniczy program, którego bohaterem był jamajski kaczor i jego wzwód. Poinformowała też gości w języku rosyjskim o kosmicznej wyprawie Gagarina oraz, za pomocą kiczowatej reklamy, próbowała namówić publiczność na radosne wakacje pod palmami. A wszystko to w rytmie znanych przebojów, m.in. The Turtles, Bena Frosta czy Paula Anki.
Uniseks
Debiut Patzelt wydaje się być udany, ale w zestawieniu z propozycją, która zwieńczyła festiwal, wypada dość blado. Mowa o spektaklu "Nondescript" z choreografią Urszuli Bernat-Jałochy, który zebrał gromkie brawa zgromadzonych i okazał się wisienką na torcie drugiego, finałowego dnia festiwalu.
Premierowy spektakl Bernat, która szkoliła się pod okiem fachowców ze Scottish School of Contemporary Dance, jest taneczną refleksją nad różnicami płci i gender. Artystka, niczym genialny chirurg, przeprowadza - przy muzyce Michela Legranda, Sakamoto czy Biosphere - wiwisekcję na ciągle żywym stereotypie, traktującym o płci kulturowej. I dowodzi tym samym, za Jane McLoughlin (autorką "The Demographic Revolution"), że na przestrzeni ostatnich lat prym na świecie wiedzie, symbolizujący siłę kobiet i słabość mężczyzn, uniseks, który rzekomo nie dyskryminuje żadnej z płci.
Artystka pyta także o to, czym jest człowiek - ubierając swoich tancerzy w kostiumy, nie zastanawia się nad ich płcią. Artur Bieńkowski, Zbigniew Kocięba, Marcin Motyl, Josefine Patzelt i Adriana Cygankiewicz mają na sobie taki sam, opięty i cielisty strój oraz czepek, który idealnie maskuje ich fryzurę i kolor włosów. Człowiek w spektaklu Bernat ukazany zostaje tym samym jako bezosobowy i androgeniczny twór, który składa się wyłącznie z ciała. A to z kolei, zdaniem choreografki, nie ma ograniczeń, przez co znowu wydaje się być nieludzkie.
Spektakl "Nondescript", choć traktuje o poważnych kwestiach, rozbawił publiczność. Chyba każdy widz, jeżeli nie głośno, to pod nosem uśmiechnął się na widok tancerek, przedstawiających stereotypowych mężczyzn, i tancerzy, którzy bez najmniejszych problemów odnaleźli się w roli kobiet.
Na sukces spektaklu wpływ miała także świetna reżyseria światła. Jego umiejętne wykorzystanie spotęgowało wrażenia, jakie wywołali pląsający po scenie, niczym pływacy synchroniczni, tancerze.
Monika Nawrocka-Leśnik
- VII Festiwal Atelier Polskiego Teatru Tańca
- 25-26.04, g. 20
- hala 2 na terenie MTP