Światowa radiowa premiera jego najnowszej płyty "A Feast of Consequences" odbyła się w programie Trzecim Polskiego Radia. To dziesiąty studyjny solowy album Fisha. O okolicznościach jej powstania opowiadał w radiowym wywiadzie. Wszystko zaczęło się od wycieczki po Francji przed dwoma laty: "Mój przyjaciel Simon, przewodnik turystyczny specjalizujący się w historii wojennej, zaproponował mi wycieczkę na miejsce bitwy pod Sommą. Gdy stąpasz po polu, na którym brytyjska armia straciła jednego dnia tak wielu żołnierzy, to bardzo dramatyczne odczucie, nie można nie uronić łzy. Simon sprawdził opis bitwy dzień po dniu i okazało się, że byliśmy w pobliżu okopów, w których dokładnie 95 lat wcześniej okopywał się mój dziadek! W pobliżu był też wyjątkowy las i kiedy go zobaczyłem poczułem, że do mnie przemówił. I ten las nie dawał mi spokoju" - wspominał Fish. Tak powstała pięcioczęściowa suita "High Wood", która trafiła na najnowszy album, stanowiąc jego znaczącą część. Artysta dodaje jeszcze, mówiąc o swych inspiracjach w kontekście najnowszej płyty: "Kiedy uświadomiłem sobie, że muszę nagrać nowy album wystraszyłem się, że to zbyt duże wyzwanie. Nie wiedziałem o czym pisać, nie miałem tematów. Na szczęście moje podróże, m.in. wizyta na Kubie, czy w Wietnamie, stworzyły coś na kształt fundamentu, na którym mogłem dalej budować". Dodajmy, że pochodząca z najnowszego albumu piosenka "All Loved Up" pnie się mozolnie do góry na liście przebojów radiowej Trójki, zajmując w tej chwili 24 miejsce.
Wszyscy bywalcy koncertów tego szkockiego artysty, także poznańska publiczność, doskonale wiedzą, że podczas występów na żywo Fish się nie oszczędza. Radiowym dziennikarzom zdradził tajniki swoich przygotowań do scenicznych trudów: "Mam 55 lat i czuję się rewelacyjnie. Widać też u mnie oznaki zbliżającej się trasy koncertowej, bo odstawiłem alkohol, rzuciłem papierosy i chodzę na siłownię. Przyznam, że dziwnie czasem wygląda taki spocony 55-latek, wśród młodych ludzi o wspaniałych ciałach. Mnie często tchu brakuje, ale nie poddaje się"...
Co zatem usłyszymy podczas czwartkowego koncertu? Oczywiście, zabrzmią utwory pochodzące z "A Feast of Consequences", ale w repertuarze wieczoru - wedle zapowiedzi - znajdzie się także miejsce na starsze, klasyczne już piosenki, zarówno z etapu solowej działalności Fisha, jak i czasów gdy śpiewał w Marillion. Publiczność powinna więc usłyszeć także "Kayleigh", "Laveder" czy "Incomunicado".
Fish to barwna postać. W internecie bez kłopotu odnajdziemy jego biografię, łącznie z wykazem zajęć, którymi się parał, takich jak obsługa dystrybutora paliw, ogrodnik czy pracownik leśny. Zresztą, już sama jego postura nie pozwala wątpić, że mamy do czynienia z drwalem...
Urodził się nieopodal Edynburga w 1958 roku jako Derek William Dick. Z pracy bywał ponoć zwalniany z przykładowym zarzutem: "nieustanny marzyciel, niezdolny do zmierzenia się z rzeczywistością". Od młodości kochał art rockowych czy progresywnych wykonawców w rodzaju Genesis, Pink Floyd, Van Der Graaf Generator. Jego marzenie, by na poważnie stanąć na scenie, spełniło się, gdy w 1981 roku dołączył do zespołu Marillion. W okresie, uważanym przez wielu za najlepszy w historii zespołu nagrał z nim m.in. studyjne płyty "Script for a Jester's Tear", "Fugazi", "Misplaced Childhood" oraz "Clutching at Straws".
Od roku 1988 - po rozstaniu z grupą - artysta z powodzeniem kontynuuje karierę solową. Wielokrotnie, gorąco witany, gościł w tym czasie w naszym kraju. Fonograficznie zadebiutował wydaną w 1990 roku płytą "Vigil in a Wilderness of Mirrors". Jego dyskografia zawiera dziś dziesięć płyt studyjnych, a także kilkanaście albumów koncertowych i kilka kompilacji. Studyjnym poprzednikiem tegorocznego "A Feast of Consequences" był album "13th Star" z 2007 roku.
Tomasz Janas
- Koncert Fisha
- Eskulap (ul. Przybyszewskiego 39)
- 10.10, g. 20
- bilety: 140 zł