Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Poznańska maszyna słuchowiskowa

- Umiejętności szybkiego pisania plus umiejętności analizowania kryminału doprowadziły do tego, że stanąłem przed wyborem: dziennikarstwo czy kryminał? - o słuchowisku "Nikt nie jest doskonały", które zdobyło Nagrodę Publiczności podczas Festiwalu Dwa Teatry, opowiada Ryszard Ćwirlej, poznański autor bestsellerowych kryminałów.

Pisarz jest starszym panem, ma siwe włosy i okulary w jasnej oprawce, siedzi w studiu radia przy radiowym, dużym mikrofonie. - grafika artykułu
Ryszard Ćwirlej, fot. Grzegorz Dembiński

Po dekadzie przerwy do finałowej szesnastki Festiwalu Dwa Teatry zakwalifikowało się słuchowisko Radia Poznań - wiemy już, że zdobyło Nagrodę Publiczności! Jak powstał tekst do "Nikt nie jest doskonały"?

Parę lat temu w czasie wakacji miałem trochę wolnego czasu i postanowiłem napisać opowiadanko kryminalno-fantastyczne. Połączenie obu gatunków wydawało mi się interesujące. Ale nieraz tak bywa z opowiadaniami, że do niczego nie pasują, są to takie rzeczy, które gdzieś zalegają, czekają nie wiadomo na co. Właściwy moment przyszedł całkiem niedawno, gdy okazało się, że mam możliwość zrealizowania słuchowiska. Do tego potrzebny był tekst. Pomyślałem, że będzie to właśnie to opowiadanie. Dobrze bawiłem się podczas pisania opowiadania, dlatego potrzebowałem niewiele czasu (by je przystosować), bo było dobrze skonstruowane, więc łatwo było je przetworzyć na język teatru, teatru wyobraźni.

Wróćmy na chwilę do dziennikarstwa. Czy ono pomaga w byciu "kryminalistą", czyli autorem kryminałów? W jaki sposób?

Czytałem dużo kryminałów. Byłem już dosyć doświadczonym dziennikarzem, który pracował w redakcji newsowej, a to polega na tym, że się pisze tych tekstów nie jeden na tydzień, nie jeden na miesiąc, tylko codziennie po kilka. Są to jednak newsy wymagające dobrego oka i umiejętności szybkiego przelewania myśli na papier, bo jednak to jest praca na czas, żeby nie powiedzieć na akord. I gdy w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że posługuję się językiem polskim w piśmie dość biegle, zacząłem zastanawiać się nad tym, czy dziennikarstwo to jest wszystko, co chcę w życiu osiągnąć. Zależało mi oczywiście, żeby być dziennikarzem, i to dobrym dziennikarzem, żeby być dobrym rzemieślnikiem, ale chciałem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to jest to, czym zakończę swoją działalność zawodową. Te umiejętności szybkiego pisania plus umiejętności analizowania kryminału doprowadziły do tego, że stanąłem przed wyborem: dziennikarstwo czy kryminał? Postanowiłem spróbować swoich sił, więc w moim wypadku bez dobrze przygotowanego dziennikarza nie byłoby "kryminalisty". Są różne drogi do tego, choć zauważam pewną prawidłowość: wielu współczesnych autorów, dobrze piszących kryminały, to są ludzie, którzy zaczynali od dziennikarstwa. Czyli dziennikarstwo jest szkołą, takim zakładem rzemieślniczym, w którym uczymy się fachu, a później podążamy w różnych kierunkach, na przykład ku kryminałowi.

Słuchowisko "Nikt nie jest doskonały", które miało premierę na antenie Radia Poznań w ubiegłym roku, rozgrywa się w górach. Czy nie kusiło Pana, żeby jednak zrobić słuchowisko o Poznaniu, o jakiejś historii kryminalnej osadzonej właśnie tutaj?

Jest wiele takich tekstów, opowiadań, które nadają się idealnie do tego, żeby przerobić je na formę słuchowiskową. Ja praktycznie cały czas funkcjonuję w rzeczywistości poznańskiej. W Poznaniu dzieje się akcja większości moich książek. Chciałem pobyć w innej rzeczywistości. To słuchowisko, czy to opowiadanie, wydało mi się takim wyjściem na górską wycieczkę i zaproszeniem słuchaczy, żeby poszli ze mną. Od czasu do czasu trzeba próbować czegoś innego, żeby nie zostać w jednym miejscu. Choć kolejne słuchowisko, które już przygotowuję, będzie się rozgrywało w Poznaniu w latach 60.

Pisarz spotyka radiowca. Tak chyba można by w skrócie opisać pracę scenarzysty słuchowiska radiowego. To, co możemy przeczytać, tu musimy zamienić na dźwięk - i to jest duże wyzwanie.

No tak, bo pozbywamy się z opowiadania całej warstwy opisowej. Nie opisuje się szumiących drzew, tylko trzeba je pokazać dźwiękiem. Ja nie opisuję tego, że moi bohaterowie gdzieś idą, tylko ich kroki muszą zabrzmieć w uchu słuchacza. Słuchowisko to nic innego jak teatr wyobraźni. Tutaj wyobraźnia odgrywa główną rolę, ponieważ dostarczamy jej różnych bodźców. Tym bodźcem jest dialog, głosy aktorów, to są dźwięki przyrody, ale też wszystko to, co nas otacza. To sygnały, na które nie zwracamy uwagi podczas codziennego funkcjonowania, jak np. dźwięki, które wydają nasze kroki, gdy przechodzimy z jednego miejsca do drugiego. Nie zastanawiamy się nad skrzypiącymi drzwiami czy jęczącymi zawiasami. To wszystko trzeba opisać i zamieścić w scenariuszu. Wszystko się tam powinno znaleźć po to, żeby "oprawca dźwiękowy", czyli osoba, która zajmuje się efektami dźwiękowymi i muzyką, wiedział, co i w którym momencie wprowadzić do warstwy słownej. Dialogi nagrywa się przecież osobno, a później dopiero łączy z wszystkimi elementami obrazków dźwiękowych, które są ilustracją do całego słuchowiska. A czy to było trudne przedsięwzięcie? Jeśli już raz wyobraziłem sobie wycieczkę w góry i wiedziałem, kto tym górskim szlakiem podąża, nie było mi trudno opisać to jeszcze raz. Trzeba było po prostu dodać trochę więcej dialogów, niż to wynikało z tekstu opowiadania.

Czasami mam wrażenie, że szukanie zamiennika dla sytuacji opisanej w prozie, która może być wielokrotnie złożonym zdaniem opisującym np. stan bohatera, sprawia że, musimy wymyślić jakiś inny sposób opowiadania.

Unikałem tego, by w słuchowisku musiał wystąpić narrator. Chciałem, żeby to się jednak opowiadało dialogiem i dźwiękiem. Przeszedłem dobrą szkołę na początku lat dwutysięcznych, kiedy napisałem ze swojej powieści serial słuchowiskowy mający 75 odcinków i musiałem w nim opowiedzieć wszystko dialogami. (Był to serial "Ręczna robota" - przyp. red.). Emisja serialu odbywała się codziennie. Miałem możliwość wprowadzenia w każdym odcinku narratora, którego kwestie grał Adam Ferency. Trzeba było wciągnąć w temat tego słuchacza, który dzień wcześniej nie słuchał odcinka, aby zechciał się przyłączyć i posłuchał następnego. Było więc trochę narracji, natomiast później wszystko trzeba było rozegrać dialogiem. Na przykład: jeśli w scenie książkowej szedł milicjant i zastanawiał się nad czymś, to w scenie słuchowiskowej dodawałem mu partnera i jego myśli były wypowiedziane w dialogu. Wtedy też pracowałem pod presją czasu, jak prawdziwy newsowiec, bo gdy zamówiono u mnie to słuchowisko, wiedziałem, kiedy odbędzie się jego realizacja. Nie mogłem sobie pozwolić na ani jeden dzień straty, do ostatniego momentu pracowałem i gdy zaczęliśmy nagrywać pierwsze odcinki, ja jeszcze dopisywałem końcowe. Pracowałem, przepisując od nowa książkę, która miała 400 stron, a jako słuchowisko liczyła ich już 800. To był ogrom pracy. Na czas realizacji już zjechałem do Warszawy i mogłem wszystko obserwować. Reżyserował Janusz Kukuła, świetny reżyser, a ja wszedłem niejako w produkcję, która już się toczyła. Praca nad tym serialem nauczyła mnie tego, w jaki sposób do materii czysto literackiej podchodzić podczas konstruowania słuchowiska.

To dobry moment na to, żeby zapytać o współpracę z aktorami, o reżyserowanie. O emocje, które się wyzwalają w studiu nagraniowym.

Tworzy się tam prawdziwa świątynia sztuki, kiedy aktorzy stają na scenie. Ja i realizator Paweł Kretkowski jesteśmy od nich oddzieleni szybą, ale tak naprawdę współuczestniczymy w tym, co się rozgrywa przed nami. Widzimy, jak stają przed mikrofonem, jak przechodzą obok siebie. I jakby sterujemy ruchem. Po próbie aktorzy już doskonale wiedzą, w którym momencie powinni wejść, jak się zachować. Wydaje się, że w słuchowisku nie ma ruchu scenicznego, a on tak naprawdę odgrywa bardzo dużą rolę, bo przecież nie nagrywa się wszystkiego "na setkę". Nie może być tak, że aktorzy stoją w jednym miejscu i się nie ruszają. To jest prawdziwa żywa scena i to jest piękne, bo to teatr, który rozgrywa się w wyobraźni słuchacza. Dobrze jest, kiedy mamy do czynienia z aktorami, którzy czują słuchowisko. Studio radiowe to miejsce, w którym rolę trzeba zbudować swoim głosem i to nie jest proste, nie wszyscy to potrafią.

Dlatego cieszę się, że tutaj występowali aktorzy z najwyższej półki, z poznańskich teatrów. Mieciu Hryniewicz, Kasia Węglicka, Oliwia Nazimek, Paweł Binkowski, Zbyszek Grochal i Jan Romanowski. Bez dobrych aktorów nie byłoby dobrego słuchowiska. Później wszystko było już w rękach realizatora, który to doprawił i oprawił w taki sposób, że efekt jest, mam nadzieję, interesujący. To pewnie sprawiło, że grupa jurorów doszła do wniosku, że warto, żeby to słuchowisko znalazło się wśród tych 16, które jeszcze nie są wyróżnione, ale już nominowane, a to naprawdę duży zaszczyt.

Słuchowiska wracają po długiej przerwie...

Nie było słuchowisk, a przecież poznańskie radio to słuchowiskowa kolebka od lat 20. XX wieku, odkąd w 1927 roku powstało Radio Poznań. Jeden z założycieli tej rozgłośni, Emil Zegadłowicz, to twórca słuchowisk, reżyser, wybitny pisarz. To on sprowadził do Poznania maszynę słuchowiskową. Było to specjalne urządzenie, które, gdy się pociągnęło za sznurek, beczało jak koza, gdy się kręciło korbą, padał deszcz. Ono potrafiło wyczarować różnego rodzaju dźwięki, i nie było to urządzenie elektroniczne. Było używane podczas grania słuchowisk, które emitowano na żywo. Aktorzy byli w studiu, zmieniali się miejscami, i był człowiek, który zajmował się dźwiękiem i obsługiwał maszynę słuchowiskową. Pierwszą w Polsce, właśnie w Poznaniu. Szkoda, że te słuchowiska się nie zachowały. Bardzo nieliczne były nagrywane na płyty, ale to, co zarejestrowano, zostało zniszczone podczas wojny. Szkoda tego dorobku. Natomiast później słuchowiska cały czas były obecne w poznańskim radiu. W latach 60., 70., 80., aż do współczesności. O ile wiem, teraz znowu wracamy do słuchowisk, bo przez ostatnie osiem lat one nie funkcjonowały. Nie było ich w ogóle. Nikt nie myślał o tym, żeby inwestować w wysoką kulturę. Mam nadzieję, że to jest trend, który został definitywnie zakończony, i teatr wyobraźni wróci do radia poznańskiego.

Czego w takim razie życzyć Ryszardowi Ćwirlejowi?

Jak najwięcej słuchowisk! Życzmy sobie tego, żeby w Radiu Poznań powstawały przynajmniej cztery słuchowiska w miesiącu. Byłoby idealnie, gdyby coś takiego się wydarzyło i żeby tworzyła się grupa ludzi, którzy czują i kochają słuchowiska. To jest misja radia publicznego, żeby promować dziedziny sztuki, które są niszowe, które wymagają nakładów finansowych, a takie są właśnie słuchowiska.

Czy ma Pan w głowie jakieś tematy, które Poznań mógłby przepracować? Czy są jakieś historie, które się wybitnie do tej formy nadają?

Pewnie nie będę oryginalny, ale powiem tak, że kiedy brałem się do pisania poznańskiego kryminału, w ogóle o kryminale w Poznaniu nie słyszano. Wydawało się, że Poznań jest miastem, w którym nie ma kryminalnego życia. Stałem się specjalistą od kryminałów i wiem doskonale, że można tworzyć tu kryminalną scenę. To jest też doskonałe miejsce do tego, żeby tworzyć słuchowiska przybliżające ciekawe historyczne wydarzenia, które tu się działy. Są w Poznaniu dobre pola słuchowiskowe, które można by obrabiać, obsiewać i zbierać plony.

Rozmawiała Anna Szamotuła 

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025