Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Królik w śnieżycy

Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu świętuje 100-lecie, a ja zapytałem siedmiu absolwentów uczelni, którzy studiowali na niej malarstwo, co przyniosła im edukacja artystyczna i dlaczego wybrali właśnie taki kierunek.

. - grafika artykułu
Kadr z serialu Deradevil, fot. Netflix

W jednym z pierwszych odcinków superbohaterskiego serialu Marvela Daredevil gangsterski boss Wilson Fisk odwiedza galerię sztuki i zatrzymuje się przed wielkim płótnem nierównomiernie pokrytym białą farbą. Podchodzi do niego pracownica galerii i mówi: "Wśród dzieci krąży dowcip. Trzymają czystą kartkę i pytają «Co to jest?». «Królik w śnieżycy» (...) Ludzie pytają, jak możemy tak wysoko wyceniać obraz przedstawiający po prostu różne odcienie bieli. Mówię im, że nie chodzi o nazwisko artysty ani o umiejętności. Nie chodzi nawet o samą sztukę. Chodzi tylko o to, jakie to budzi uczucia". W popkulturze często właśnie w ten sposób, w pretensjonalnym bądź szyderczym tonie, postrzega się sztukę współczesną i malarstwo. Z zagadkowych powodów konwencjonalny prostokąt obciągnięty materiałem pokrytym pigmentami nadal umownie reprezentuje "malarstwo". I takie obiekty zwykle zakupują zwyczajni ludzie - jeśli szukają "sztuki do domu".

Decyzje mało pragmatyczne

Właśnie też te płótna są jednym z najlepiej sprzedających się dzieł na rynku i nadal opłaca się być malarzem. Tylko czy na pewno? Na komercyjny sukces nie może liczyć większość studentów akademii sztuk pięknych - jest on dostępny nielicznym. Dlatego wybór malarstwa z perspektywy czasu absolwenci nie postrzegają jako podyktowanego myślą o utrzymaniu się ze sprzedaży obrazów. Małgorzata Szymankiewicz (obecnie wykłada na Akademii Sztuki w Szczecinie): - W 2000 roku, chcąc rozpocząć studia, ubiegałam się o przyjęcie na Wydział Edukacji Artystycznej. Pamiętam, że egzaminy wstępne to było naprawdę duże wydarzenie - trwały cały tydzień od rana do wieczora z przerwą na posiłek. Dopiero po zaliczeniu pierwszego roku zdecydowałam się na studia równoległe na Wydziale Malarstwa Grafiki i Rzeźby. Pragmatyczna była z pewnością ta pierwsza decyzja, ponieważ gwarantowała zatrudnienie w obszarze edukacji, natomiast rozpoczęcie studiów z malarstwa to było raczej podążanie za własną intuicją i zainteresowaniami. Był to wybór bardziej świadomy, choć niekoniecznie pragmatyczny. Trudno mi jakoś połączyć zajmowanie się malarstwem z pragmatyzmem, mimo to traktowałam je z pełnym zaangażowaniem.

Sebastian Krzywak (obecnie pracuje na UAP jako asystent w I Pracowni Malarstwa na Wydziale Edukacji Artystycznej): - Czasy były inne. Wtedy wydziały artystyczne były bardzo mocno oblegane, a na jedno miejsce przypadało średnio dziesięciu kandydatów. Zawsze chciałem studiować malarstwo - dostałem się dopiero za trzecim razem. Na kierunku było bardzo mało przedmiotów. Pracownie wolnego wyboru pozwalały nam na sprofilowanie własnego studiowania. Mimo że studiowałem malarstwo, przeszedłem przez praktycznie wszystkie pracownie. Bardzo mi to odpowiadało - można było na tym kierunku poszukiwać swojej drogi artystycznej. Studia były wówczas bardziej «elitarne», a na jednym roku było siedem osób.

Agnieszka Grodzińska (obecnie wykłada na Akademii Sztuki w Szczecinie): - Studia dały mi przede wszystkim kontakt z ciekawymi ludźmi, choć było to tak naprawdę kilkoro profesorów i większość studentów. Wspólna praca, przygotowywanie wystaw czy pokazów nauczyły mnie, jak to robić, na co zwracać uwagę, choć były to raczej indywidualne inicjatywy, które próbowały rozszerzyć jakoś szkolne ramy.

Dawid Marszewski (asystent w XII Pracowni Malarstwa na Wydziale Rysunku i Malarstwa): - Działania plastyczne były mi bliskie, odkąd sięgam pamięcią. Moje poszukiwania były bardzo szerokie: sztuki wizualne, teatr, szkoła muzyczna. Po liceum plastycznym wybór padł na uczelnię w Poznaniu. Zastanawiałem się nad grafiką i scenografią, ale wybór padł na malarstwo. Zaufałem intuicji i spontanicznemu wyborowi.

Gosia Bartosik (doktorantka na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu): - Na akademię przyszłam po liceum plastycznym. Wybrałam malarstwo i grafikę warsztatową, aby pójść drogą stricte twórczą i artystyczną, bez angażowania się na tym etapie w kuratorstwo i edukację. Miałam inną świadomość niż teraz. Nie chodziło wtedy o «produkowanie» sztuki. Nie aspirowałam do wielkich twórców malarstwa - chodziło mi o wypracowanie warsztatu.

Przygotowanie do zawodu i miejsce spotkań

Choć moglibyśmy też podejrzewać, że studia z malarstwa to nauka technik, rzemiosła, to większość absolwentów tę wiedzę zdobyła już wcześniej. Szymankiewicz: - Wiele zależy do samodzielnej pracy, wyzwań, jakie sobie stawiamy, i problemów, jakie widzimy. Myślę, że zawsze unikałam relacji opartej na hierarchii mistrz-uczeń, wybierałam pracownie, w których panowała większa dowolność i gdzie student był traktowany bardziej po partnersku. Miałam za sobą edukację w liceum plastycznym i szkolenie warsztatu nie interesowało mnie już za bardzo. Szansę rozwoju widziałam raczej w pracowniach, które mobilizowały do samodzielnej wypowiedzi i podjęcia eksperymentu.

Grodzińska: - Studia na malarstwie były dość konserwatywne, oczywiście nie tak bardzo jak rzeźba, ale jednak dużo bardziej niż multimedia. Praktycznie nie było tam mowy o współczesnym malarstwie. Tak wyglądały wszystkie pracownie oprócz jednej - pracowni prof. Jerzego Kałuckiego i Wojtka Łazarczyka, których wybrałam i gdzie zostałam przez pełne pięć lat studiów. Na końcoworocznym podsumowaniu, kiedy pracownie pokazują prace z całego roku, ta pracownia jako jedyna prezentowała coś, co wyglądało jak prawdziwa galeryjna wystawa (co też nas przygotowało do późniejszych prezentacji), a nie zbiór szkolnych aktów i martwych natur. Nie było też możliwości wyjazdów, ale sporo się działo w obrębie samej pracowni - robiło się galerię (wtedy Enter na Mielżyńskiego), wystawy w pustostanach, mniejszych galeriach (Starter, Pies, Stereo), w Inner Spaces. Ciągle było coś, nie było czasu, by się nudzić.

Krzywak: - Wybory dotyczące studiów nie były jeszcze w pełni świadome - a wtedy rynku sztuki nie było w ogóle. Traktowaliśmy to jako przygodę, otarcie się o sztukę. Nikt nie projektował swojej kariery. Zresztą uczelnia w ogóle nie przygotowywała do działań promocyjnych.

Szymankiewicz: - Faktycznie być może zabrakło zajęć, które pozwalałyby na profesjonalizację zawodu artysty - zajęć mówiących o tym, jak przygotować profesjonalne portfolio, jak prezentować i mówić o swojej działalności, skąd pozyskiwać fundusze, jak ubiegać się o stypendia, jak zaistnieć na rynku sztuki itd. Prawdą jest, że wówczas rynek sztuki w Polsce raczkował, a wiedza ta przekazywana była raczej drogą pantoflową. W tej chwili mam wrażenie, że jest to właściwie podstawa każdej uczelni artystycznej oraz położenie nacisku na połączenie praktyki z teorią. Cieszę się, że aż tyle się zmieniło.

Marszewski: - Studia przerosły moje oczekiwania. Otworzyły moją świadomość i patrzenie na sztukę. Zacząłem poznawać siebie i świat. Na początku musiałem wyjść ze swoich schematów i wyobrażeń na temat sztuki. Jako pracownię wolnego wyboru wybrałem pracownię działań przestrzennych, co było bardzo cenne.

Bartosik: - Na początku studiów cały czas się zastanawiałam, czy jeszcze nie dobrać innych pracowni, żeby mieć dodatkowy fach w ręku i więcej możliwości wypowiedzi. Realizowałam tematy na wszystkich swoich pracowniach tak, by z każdej nich móc zrobić dyplom. W czasie po dyplomie mniej wiedziałam, jak człowiek powinien sobie radzić na ścieżce artystycznej bez szkolnego wsparcia. Dopiero w zeszłym roku akademickim, już jako doktorantka, wzięłam udział w gościnnym projekcie Fundacji Sztuki Polskiej ING Artysta Zawodowiec, jako słuchaczka. To pigułka: co studenci powinni wiedzieć, żeby już w czasie edukacji na uczelni przygotowywać się do pracy jako artysta. Te wykłady i spotkania potwierdziły tylko moje intuicyjne działania.

Gdzie są kobiety?

Grodzińska tak wspomina czasy studiowania: - Nie było tam żadnej kobiety - profesorki - wykładowczyni, a na rysunku były trzy lub cztery. To było dość dziwne - gdzie się nie poszło, tam starsi panowie i ich asystenci, którzy karnie wykonywali polecenia, ale też walczyli o uwagę i pozycję. Bardzo często ich prace też były podobne. Więc nie było tam nikogo ciekawego - właśnie poza pracownią Kałucki-Łazarczyk. Gdzieś między tym Piotr Kowalski. Bardzo chciałam wtedy poznać artystki malarki. Musiały być gdzieś jakieś, współczesne i szalone, może bardziej wrażliwe i oporujące męskiemu szowinizmowi na uczelni. Ale niestety nie dano nam tej możliwości, nie było żadnych na malarstwie podczas moich studiów.

Sprawdzając dziś skład osobowy pracowni malarstwa na UAP, to uderzy nas pewna prawidłowość: ich kierownikami są wyłącznie mężczyźni, a kobiety, jeśli są zatrudnione, to pełnią funkcję ich asystentek.

(...)

Cały artykuł dostępny w październikowym numerze IKS-a - już w sprzedaży!

Marek S. Bochniarz

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019