Twoje zainteresowanie tematem jeziora Rusałka sięga 2015 roku, kiedy w ramach projektu Rusałka Niepamięci przygotowaliście koncert L'Chaim! Żyjmy! Myślenie o Rusałce zostało w Tobie do dziś. Dlaczego?
To było moje pierwsze zetknięcie się z historią jeziora, która mnie bardzo zaskoczyła. Zapoznałem się z materiałami archiwalnymi i poczułem, że temat Rusałki jest w Poznaniu za mało popularny. Zdarzyło mi się nawet usłyszeć, że to jezioro polodowcowe. Tymczasem Rusałka jest sztucznym zbiornikiem, który został wykopany przez więźniów obozów pracy w czasie II wojny światowej. Mało tego, drugie bardzo ważne dla poznaniaków jezioro, czyli Jezioro Maltańskie, ma podobną historię. Tyle tylko, że Niemcy nie dokończyli tej inwestycji. Wydarzenia na froncie wschodnim sprawiły, że musieli się wycofać z tego pomysłu, ale budowę zaczęto. I Rusałkę, i Maltę kopali więźniowie w dużej części pochodzenia żydowskiego. To było dla mnie wstrząsem. Po latach ten temat do mnie wrócił.
Zapytam więc prowokacyjnie - dziś to teren rekreacyjny, po co do tej historii wracać?
Jako Fundacja Barak Kultury lubimy trudne tematy, których historia jest uśpiona. Realizowaliśmy Dni Kultury Prawosławnej, by zwrócić uwagę poznaniaków na to, że mają cerkiew w tym mieście, o czym duża część też nie wiedziała. Poszliśmy podobnym tropem. Mamy jezioro, o którego historii niewiele osób wie. Zadaliśmy sobie pytanie: Co zrobić, by ludzie ją poznali? To trudniejsze niż w przypadku cerkwi, bo historia okupacji jest w Polsce obarczona różnymi kontekstami martyrologicznymi. Kojarzy się z patosem. Wokół jeziora jest kilka obiektów, pomników, które upamiętniają tamte wydarzenia, ale poza tym nigdy nie mówiło się wprost, że Rusałkę wykopali Żydzi.
W moim rodzinnym domu nie chodziło się na basen przy Wronieckiej. W 1940 roku Niemcy zniszczyli synagogę i zmienili w pływalnię. W przypadku Rusałki to niemożliwe.
To jezioro ma wielkie znaczenie rekreacyjne dla Poznania i nie wyobrażam sobie, żeby nagle je ogrodzić i powiedzieć: "Słuchajcie, nie bawcie się tam, bo kąpiecie się we krwi!". Dużo jest projektów, które w ten sposób podchodzą do tematu Rusałki. Obciążają czy przerzucają winę na współczesnych. Moim zdaniem trzeba jednak znać jego historię, którą dopełnia pamięć o obozach pracy. To też wątek skrywany w Poznaniu, a przecież ci ludzie duże fragmenty naszego miasta po prostu wybudowali. Rusałka, częściowo Malta, wiele linii kolejowych, lotnisko w Krzesinach - to wszystko praca więźniów z czasów II wojny światowej. To byli ludzie z zewnątrz.
Skąd zatem byli?
Połączenia są wielowątkowe... między innymi z Łodzi, gdzie było największe getto w Kraju Warty. Myślimy obecnymi granicami Wielkopolski, a okupacyjny Wartheland sięgał znacznie dalej. Najwięcej osób do tych obozów pracy przyjeżdżało więc z Łodzi, ale też z getta we Włocławku - to w tej chwili jest kujawsko-pomorskie, z Konina, z okolic Turku, z Koła i wielu mniejszych miejscowości, skąd przyjeżdżały transporty.
Chcecie o nich przypominać również w tej edycji festiwalu?
Tak. Na ekranie w oknach Baraku Kultury przy Alejach Marcinkowskiego będzie wyświetlane 400 nazwisk wreszcie zidentyfikowanych osób pochodzenia żydowskiego, które leżą w zbiorowym grobie na cmentarzu na Miłostowie. To tylko część pochowanych tam ludzi. Chcemy opowiedzieć, skąd tu trafili, między innymi podczas przejazdu rowerowego (10.09). Tym razem odbędzie się on na nieco innej trasie niż w zeszłym roku. Start zaplanowaliśmy o godzinie 11 przy skwerze Sprawiedliwych wśród Narodów Świata przy ul. Królowej Jadwigi. Następnie przejazd obok stadionu Szyca, na którego terenie był największy tutaj obóz pracy dla Żydów, nad Jezioro Maltańskie, dalej na cmentarz na Miłostowie do kwatery żydowskiej, a powrót przy jeziorze Malta i koniec trasy na Chwaliszewie, gdzie wciąż w bruku są fragmenty macew.
Ale wcześniej - 9 września - będziecie na plaży nad Rusałką, skąd wystartuje marszobieg.
O godzinie 11 zapraszamy wszystkich biegaczy - amatorów, zawodowców, spacerowiczów, bo nie jest ważne, kto i w jakim czasie okrąży jezioro Rusałka. Chodzi o to, by w lekkiej, rekreacyjnej formie upamiętnić tych, którzy je budowali. W zeszłym roku wyszło świetnie. Podczas marszobiegu ludzie rozmawiali o historii, dzielili się emocjami. Były osoby, które miały rodzinę związaną z Rusałką. Jedna z uczestniczek biegła dla swojej babci, która pracowała przy budowie akwenu, bo Polacy też byli w to zaangażowani. To był wzruszający moment autentycznego powiązania młodszych pokoleń z tymi, którzy żyli w czasie II wojny światowej.
Zatem podczas tego rekreacyjnego wydarzenia sporo można się dowiedzieć...
I przejazdowi rowerowemu, i marszobiegowi towarzyszą komunikaty, którymi merytorycznie zajmują się prowadzący te wydarzenia. To opowieści o historii jeziora i innych miejsc. Nie są to hermetyczne, naukowe komentarze. Próbujemy w popularnonaukowy sposób zachęcić do zapoznania się z tą historią.
Wróćmy na chwilę do Polaków i Polek, których procent wśród robotników przymusowych był niewielki, ale jednak trudno nie odnotować ich roli.
8 września w Baraku Kultury pokażemy wystawę Nenia - Irena Bobowska, artystka i wojowniczka. To jest historia dziewczyny, która przez Fort VII i kilka innych więzień trafiła do berlińskiego więzienia, gdzie zginęła. Została aresztowana za kolportowanie ulotek, a była uzdolniona artystycznie - pisała wiersze, malowała. To mało znany epizod, choć samej Bobowskiej został poświęcony skwer na Ogrodach. Wydaje mi się, że warto festiwal poszerzyć o wątki Polaków. W ubiegłych latach przypominaliśmy na przykład historię Wacława Kopydłowskiego, piekarza, który pomagał żydowskim robotnikom przymusowym, przekazując im chleb. Współdziałał z nim Leon Stróżczyński, który w obozie pracował przymusowo jako dozorca obozowy - dostał nakaz z niemieckiego Urzędu Pracy. Niestety, przypuszczalnie w wyniku donosu, gestapo zatrzymało Stróżczyńskiego, gdy odbierał kolejną partię chleba z piekarni. Obaj ponieśli straszne konsekwencje. Kopydłowski został skazany na sześć lat ciężkiego obozu pracy, a Leon Stróżczyński na karę śmierci.
Najważniejszym punktem tegorocznego festiwalu będzie jednak koncert Zalman.
Na finał, 16 września, przeniesiemy się do Krzyżownik, do szkoły, w której w czasie wojny był obóz pracy Steineck. Więzieni tam ludzie budowali jezioro Rusałka. Jednym z nich był Zalman Kłodawski i to jego imię jest tytułem koncertu. Ta postać jest dla nas bardzo ważna, to nieformalny patron festiwalu, bo uosabia ideę połączenia. Zalman Kłodawski cudem uniknął śmierci, przeżył wojnę i wyemigrował do Izraela. Po latach odwiedził jednak szkołę kilkakrotnie, do jej uczniów i nauczycieli wysyłał listy, w których opisywał swoje przeżycia. To niesamowicie pozytywna postać. Część tych listów wykorzystujemy w koncercie. Czyta je Aleksander Machalica do muzyki Tria Taklamakan. To opowieść, która łączy historię ze współczesnością. W tych listach są zarówno traumatyczne obozowe wspomnienia, jak i serdeczne zwroty do uczniów. Apel, by na wojennych zgliszczach budować pokój i tolerancję między ludźmi. Koncert odbędzie się w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 14 przy ulicy Leśnowolskiej o godzinie 17.30, a przed koncertem odsłonimy tablicę z biogramem naszego bohatera.
Będą też warsztaty i spacery w plenerze...
Chcemy zaprosić na spacery ornitologiczne wokół jeziora, żeby porozmawiać o historii i... przyrodzie. Będą też warsztaty fotograficzne dla młodzieży, która robiąc zdjęcia Rusałce i miejscom związanym z obozami pracy, będzie miała szansę zinterpretować historię na swój własny, współczesny, artystyczny sposób. O ludziach i historii dowiadujemy się coraz więcej, więc obszar naszych działań naturalnie się poszerza. Nawiązaliśmy kontakt z Fundacją Ari Ari,która robi świetne projekty na terenie m.in Włocławka, skąd pochodził Zalman Kłodawski. Jest szansa, że w listopadzie pojedziemy tam z naszym koncertem. I w ten sposób Zalman wróci do domu.
Rozmawiała Agnieszka Nawrocka
- Festiwal "Rusałka - jezioro, które łączy"
- 8-10.09 i 16.09
- różne lokalizacje
- wstęp wolny
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023