Kultura w Poznaniu

Varia

opublikowano:

Kabaret ze zrywki

- I tak to się toczyło po amatorsku, aż przyszedł moment, w którym uznaliśmy: to jest nasza praca. To nie było tak, że założyliśmy to sobie te 20 lat temu, ale tak się to potoczyło - mówi Maciej Morze*, jeden z twórców Kabaretu Czesuaf.

. - grafika artykułu
fot. Kabaret Czesuaf

Kabaret Czesuaf świętuje swoje 20-lecie, a jak się to zaczęło? Jak trzech studentów wpadło na pomysł, że będzie opowiadać dowcipy na estradzie?

Dołączyłem do zespołu - wprawdzie bardzo szybko, bo po paru miesiącach po formalnym jego powstaniu - ale oczywiście nie było żadnego oficjalnego początku. Żadna porządna artystyczna rzecz nie zaczyna się tak, że ktoś siada i spisuje regulamin. Na początku to była zwykła studencka zabawa, byliśmy studentami poznańskich uczelni, różnych zresztą.

Gdzie się spotkaliście?

To na początek anegdota - poznaliśmy się z ogłoszenia. Założyciel kabaretu Czesuaf, Tomek Nowaczyk, miał kłopot ze znalezieniem kogoś z podobnym do swojego poczuciem humoru, rozwiesił więc na mieście ogłoszenia, tak zwane "zrywki", a więc kartki papieru z numerami telefonu, jakie się wieszało przed epoką internetu, gdy poszukiwało się stancji czy mieszkania. Jedne z nich znalazły się na moim wydziale i kolega z roku, Wojtek Kowalczyk, zerwał karteczkę z numerem telefonu i odpowiedział na to ogłoszenie. Ja też je widziałem, ale wydawało mi się to tak absurdalne, że nie potraktowałem tego poważnie. Po kilku miesiącach dowiedziałem się od Wojtka, że kabaret już działa. Pojawiłem się na kolejnej próbie, dołączyłem do zespołu i tak rozpoczęła się moja przygoda ze studenckim kabaretem.

Po raz pierwszy oglądałem Wasz kabaret w roli zwycięzców konkursu "Zostań Gwiazdą Kabaretu". Jako kierownik redakcji Programu Regionalnego OTV Poznań musiałem obejrzeć wszystkie materiały przed emisją, więc przeglądałem zapisy koncertu razem z Januszem Hojanem, redaktorem konkursu kabaretów, który Krzysztof Deszczyński zaproponował jako wspólny projekt z poznańską telewizją. II Gala, rok 2004 - to był Wasz pierwszy większy sukces?

Myśmy już wcześniej się rzucili na tak zwaną głęboką wodę i pozgłaszaliśmy się na duże festiwale kabaretowe, które 20 lat temu były całkiem prężne, takie jak FAMA czy PAKA, i tak w 2004 roku wygraliśmy Lidzbarskie Wieczory Humoru i Satyry. To był dla nas taki właściwy początek kariery estradowej.

Pamięta Pan, jaki to był skecz, który publiczność rozbawił tak, że zdobyliście I miejsce w Lidzbarku?

Absolutnie, tak po ludzku nie pamiętam, w końcu potem zrobiliśmy tych numerów setki. Kiedyś nawet próbowaliśmy policzyć, ale to nie była jedna rzecz. Zawsze bronimy się całym programem.

A był jakiś moment przełomowy w karierze kabaretu Czesuaf?

No nie wiem, to się po prostu działo. Przez wiele lat to było bardzo amatorskie, także pod względem życiowym, bo to nie była nasza praca. Najpierw trzeba było skończyć studia, każdy z nas miał też swoje równoległe plany zawodowe. I tak to się toczyło po amatorsku, aż przyszedł moment, w którym uznaliśmy: to jest nasza praca. To nie było tak, że założyliśmy to sobie te 20 lat temu, ale tak się to potoczyło.

Skąd pomysł na radykalną zmianę w zespole i zaproszenie do współpracy kobiety? I to takiej aktorki, która rozsadza wręcz scenę?

Przede wszystkim dlatego, że Olga jest bardzo utalentowana, ma wyjątkową osobowość. Przyszedł taki moment, z sześć lat temu, w którym poczuliśmy, że warto by było zrobić coś więcej, by program był jeszcze lepszy. Olgę znaliśmy już wcześniej z różnych miejsc.

Olga jest młodsza od was, co bezceremonialnie wytykacie jej na scenie.

A ona wytyka nam starość! Ale przede wszystkim Olga jest zawodową artystką, wykształconą aktorką po szkole aktorskiej, więc bardzo się cieszymy, że z nami występuje. Publiczność bardzo ją lubi i to jest inny rodzaj lubienia, niż my znamy.  Publiczność na naszych występach Olgę po prostu kocha.

Trzech kabaretowych muszkieterów i Ona?

Mogę śmiało powiedzieć, że od momentu kiedy Olga do nas dołączyła, jesteśmy nowym zespołem. Przyniosła świeże spojrzenie i można rzec, że było to nasze nowe otwarcie: przez 15 lat trzech smutnych facetów, a od sześciu lat kwartet, coś zupełnie nowego.

A jak wygląda praca w Waszym zespole? Ktoś jest głównym autorem skeczy?

Tak, zdecydowanie Tomek Nowaczyk, założyciel kabaretu, jest naszym najważniejszym autorem. Oczywiście czasami pomagamy, Wojtek Kowalczyk też napisał wiele dobrych numerów na przestrzeni tych 20 lat, ale to Tomek jest naszym liderem, takim trzonem zespołu i naszym motorem napędowym. Pisze dla nas teksty, nad którymi potem pracujemy. To zresztą specyfika występów estradowych, że teksty naszych skeczy żyją sobie, rozwijają się, zmieniają, czasami z występu na występ. To jest właśnie fajne w tej pracy, że tekst tekstem, ale magia, która dzieje na scenie między nami, za każdym razem jest innym fenomenem.

Kabaret Czesuaf ma jeszcze drugie oblicze, takie z przylepionym nosem.

Od prawie ośmiu lat męska część kabaretu, bo Olgi jeszcze wtedy z nami nie było, jest częścią fundacji "Czerwone Noski, Klown w Szpitalu". To jest wspaniała sprawa na wielu płaszczyznach, również tej artystycznej - to w końcu clowning, czyli dziedzina rozrywki w Polsce trochę nieznana. Bo tak się potoczyły losy naszego kraju, że clown kojarzy się z wymalowaną postacią z reklamy sieci fastfoodowej albo z cyrkiem, gdzie robi głupie miny pomiędzy tresurą wielbłąda a ewolucjami na trapezie. Natomiast w kulturze Zachodu clowning jest mocno ugruntowaną dziedziną sztuki, a my korzystamy z nauki bycia clownem, by odwiedzać chore dzieciaki w szpitalu, seniorów w DPS-ach, uchodźców, których mamy w różnych ośrodkach w całej Polsce; wszystkich ludzi, którzy znaleźli się w ciężkich momentach życia. Staramy się im przynieść trochę uśmiechu, chwilę zapomnienia od trosk.

Jak dokładnie wygląda Wasz clowning?

Od ośmiu lat co tydzień przyjeżdżamy z wizytą, choć teraz, po tych kilku latach, mogę już powiedzieć, że jesteśmy częścią szpitala dziecięcego w Poznaniu. Fundacja ma pod opieką wiele szpitali w Polsce, ale my działamy właśnie przy szpitalu, który do niedawna miał siedzibę przy ul. Krysiewicza, a teraz mieści się przy ul. Wrzoska. Regularnie odwiedzamy dzieciaki na oddziale, chodzimy po pokojach. Nie przyjeżdżamy ze spektaklem, ale robimy swoimi postaciami clownadę. Nosimy też mały czerwony nos - najmniejszą maskę świata, i czerpiąc z clowningu, wcielamy się w postaci lekarzy, pielęgniarzy i na przykład odprowadzamy chore dzieciaki na blok operacyjny. Dzięki pracy dla fundacji sam mogę się rozwinąć artystycznie, ale też jako człowiek - oczywiście przy okazji z mile łechcącym moje ego poczuciem, że mogę zrobić coś dobrego dla bliźniego. Jestem za to fundacji bardzo wdzięczny.

Rozmawiał Przemysław Toboła

*Czesuaf -doświadczony, ale ciągle jeszcze młody kabaret z Poznania. Prezentujący inteligentny, niebanalny humor dla widzów na scenach całej Polski. Trzej fajni faceci i jedna fajna babka.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023