Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Zrobić przeciąg

Galeria, która otwiera, nie wywołuje obaw i łączy młodość z dojrzałością. To nowy punkt na artystycznej mapie Poznania. O pracowni i Galerii Złącze opowiadają: malarz i konserwator dzieł sztuki Maciej Fricze, Zuzanna Tetera - kuratorka i kulturoznawczyni oraz absolwent Wydziału Rzeźby na UAP-ie Piotr Owczarek.

Dwóch mężczyn i jedna kobieta stoją na tle ściany, w której ktoś wybił duży, prostokątny otwór na drugie pomieszczenie. Wszyscy pozują z założonymi rękoma. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

Kiedy pojawił się pomysł, żeby założyć galerię?

Maciej Fricze: Pomysł miałem w głowie od kilku lat, ale przez długi cały czas nie było możliwości lokalowych. W pewnym momencie zacząłem szukać pracowni razem z Piotrem i kiedy znaleźliśmy to miejsce, stwierdziliśmy, że zrobimy tutaj też galerię. Chwilę wcześniej poznaliśmy się z Zuzą, która była kuratorką mojej wystawy w Galerii kolor i kropka. Tak dobrze nam się współpracowało, że zaproponowaliśmy jej, żeby zrobiła tę galerię razem z nami.

W pierwszej części galerii stoi ogromny stół, na którym znajdują się ornamenty i putta, przez co przestrzeń wygląda zupełnie inaczej niż na wernisażu, kiedy tych elementów tu nie było. To może wpływać także na odbiór prac.

M.F.: Pomyśleliśmy, że przez to, że działamy tu także jako pracownia, będą powstawały nowe konteksty. Stwierdziliśmy, że na wernisaż przygotujemy sterylną, galeryjną przestrzeń, a później pracownia zacznie działać tak jak przed wernisażem. Teraz musimy zmierzyć się z naszym pomysłem. Po wernisażu wchodzimy w nowy świat tej wystawy, musimy dostosować się do tego, że mamy wokół siebie prace artystów.

Zuzanna Tetera: To był eksperyment, ale też wyzwanie - nie byliśmy w stu procentach przekonani, czy to wypali. Galeria kojarzy się jednak z białą ścianą i tym, że dzieła sztuki istnieją same ze sobą. Trzeba się spotkać z dziełem, żeby je zrozumieć i móc kontemplować. Tu jest odwrotnie: u nas jest trochę kurzu, są różne narzędzia, przedłużacze, akurat teraz części ołtarza, które Maciej restauruje. Musieliśmy zabudować niektóre elementy tego pomieszczenia, tak żeby nie rzucały się w oczy. To ma być przestrzeń, w której się pracuje, w której można wypić kawę. Wcześniej ściany były pochlapane farbą, to miejsce było prawdziwą, żyjącą pracownią. Teraz musimy znaleźć balans pomiędzy pracownią a samą wystawą.

Piotr Owczarek: To, że konkretne prace tu są i będą eksponowane przez dany okres, wymusi na nas pewną higienę pracy.

M.F.: Sami wybieramy artystów, których prace chcemy pokazać w galerii, więc oczywiste jest, że są one dla nas w jakiś sposób fascynujące. Patrzymy na nie prawie codziennie i towarzyszą nam w trakcie własnej pracy twórczej, więc w naturalny sposób mogą oddziaływać, niekoniecznie bezpośrednio, na nasze działania artystyczne.

Jak wyglądał proces wybierania nazwy?

P.O.: Sam proces zajął nam bardzo dużo czasu, było wiele propozycji. Zależało nam na czymś dźwięcznym, charakterystycznym, czymś, co się zapamięta.

Z.T.: Chcieliśmy znaleźć nazwę, która będzie łączyć naszą trójkę. Każdy z nas miał inne propozycje, mamy inne charaktery i styl bycia. Szukając różnych synonimów "połączenia", doszliśmy do słowa "złącze". Chodzi o połączenie naszej trójki, ale też o to, że chcemy łączyć przestrzeń galerii i pracowni. Z założenia chcemy też łączyć różne pokolenia osób, które tworzą sztukę, i robić to świadomie. Mamy też skrzynkę elektryczną po byłej siedzibie TVP, która jest złączem, chociaż o tym dowiedzieliśmy się już po wybraniu nazwy.

O czym opowiada Wasza pierwsza wystawa? Jak pracowaliście z przestrzenią?

Z.T.: Cała wystawa skupia się na powtarzalności w życiu codziennym, której często nie dostrzegamy. Postawiliśmy pytanie o to, czy jeśli zwrócimy uwagę na tę powtarzalność, to stanie się ona dla nas bardziej czy mniej istotna? Maciej wpadł na pomysł, żeby nazwać wystawę Codziennie budzi mnie... Dalsza część tytułu istnieje, ale świadomie nie chcemy jej zdradzać. Chcieliśmy pokazać, że każdego z nas codziennie budzi coś innego. Jeżeli chodzi o prace - wszystko wyklarowało się naturalnie. Na pewno dużym wyzwaniem jest skrzynka po TVP, bo okno wprowadza pewną symetrię i wymaga tego, żeby to, co znajduje się po przeciwnych stronach, jakoś ze sobą współgrało.

M.F.: W przypadku niektórych prac pomysły pojawiły się naturalnie. Mieliśmy pewność, że będą w danym miejscu. Potem do tego kompozycyjnie dostosowywaliśmy resztę.

Prace pokazywane w ramach wystawy są wynikiem open calla. Dlaczego zdecydowaliście się na takie rozwiązanie?

Z.T.: Po studiach kuratorskich mam wyobrażenie idealnej wystawy, którą chciałabym stworzyć, i idealnych narracji, które chciałabym prowadzić. Bliższe mojemu sercu było stworzenie wystawy, która łączy różne pokolenia i pokazuje różnych artystów. Obracamy się wokół konkretnego zagadnienia, ale nie chcemy pokazać tylko doświadczonych i starszych twórców. Mieliśmy artystów, których chcieliśmy zaprosić do wystawy, byli to: Piotr Bosacki, Agnieszka Grodzińska, Martyna Jastrzębska i Grupa Azorro. Ale wraz z nimi chcieliśmy też pokazać artystów młodych, którzy wnoszą nowy kontekst. Skłaniam się ku wyszukiwaniu wartościowych rzeczy wśród tych mniej popularnych.

M.F.: Każdy musi kiedyś zacząć. Jako artysta wiem, jak trudno zaistnieć w świecie sztuki.

Z.T.: Fajnie jest to powiedzieć głośno. My też zaczynamy od zera, a mimo to mamy na wystawie prace wspomnianych Grupy Azorro czy Piotra Bosackiego. Wymagało to odwagi, żeby odezwać się i zapytać, czy chcą się u nas pokazać. Jest mi bliska perspektywa zaczynania, bo sama jestem na początku. Przelewanie swojego doświadczenia albo jego braku, pokazywanie osób z mniejszym bagażem też jest potrzebne. Warto przełamywać schematy.

P.O.: Uważam, że środowisko artystyczne się hermetyzuje, zamyka we własnym gronie. Prace, które wybraliśmy, gdzieś to przełamują. Kwestia doświadczenia, wrażliwości artystycznej, osiągnięć - te wszystkie rzeczy i różnice między nimi zawsze będą wartością dodaną. Dla mnie ważne jest to, żeby zrobić gdzieś przeciąg.

Z.T.: Chcę, żeby Złącze było miejscem, do którego zawsze można zgłosić się, by coś pokazać, żeby ludzie nie bali się do nas napisać. To, że ktoś działa od roku, wcale nie oznacza, że nie zostanie zaproszony do wystawy. Liczy się to, co robi, a nie ile czasu i jaką pozycję zajmuje w świecie sztuki. Open calle to jeden z najlepszych sposobów, żeby zachęcić młodych artystów do zgłoszenia. Każdy może wziąć w nich udział, to także sposób na oderwanie się od hermetycznej formy. Taka formuła pozwala też poznać osoby spoza Poznania, o których nigdy byśmy nie usłyszeli.

Wasz tekst kuratorski nie jest hermetyczny, wręcz przeciwnie.

P.O.: Sztuka, galerie, mają w sobie jakiś pierwiastek, który sprawia, że ludzie się boją. Boją się czegoś nie rozumieć. A wystarczy przecież, że sztuka spełnia funkcję piękna. Jeśli ktoś w niej dostrzeże drugie, trzecie, czwarte dno, to jest wartość dodana. Chcemy przełamać ten strach. Chcemy, żeby ludzie przychodzili na organizowane przez nas wydarzenia, zobaczyć coś, co może być dla nich w pewien sposób atrakcyjne.

Z.T.: Wystawa nie istnieje bez odbiorcy. Problem zaczyna się w momencie, kiedy jest się ze świata sztuki, odwiedza wystawy, czyta tekst i go nie rozumie. Rozmawialiśmy wcześniej o tym, że ludziom się często wydaje, że właśnie nie rozumieją. Bo jest jakaś praca, ktoś przeczyta tekst, patrzy na dzieło i wydaje mu się, że tam powinno być coś jeszcze, a często nic więcej być nie musi. Wystarczy się spotkać z taką pracą. W galerii też mogą być rzeczy, które są brzydkie, nudne czy oklepane. I ktoś ma prawo uważać, że jakaś praca jest beznadziejna.

M.F.: Wszystkim nam zależy, żeby przedstawiać sztukę w przystępny sposób. Ludzie muszą mieć świadomość tego, że coś może im się nie podobać. Najczęściej jednak wydaje się im, że jeśli coś się nie podoba, to dlatego, że tego nie rozumieją.

Planujecie oprowadzania kuratorskie, dodatkowe wydarzenia?

P.O.: Chcemy rozwijać ideę galerii. Myślimy o oprowadzaniach, wydarzeniach towarzyszących. Jesteśmy na początku, wciąż szukamy środków adekwatnych do tego, czym dysponujemy.

Z.T.: Chcielibyśmy pokazać ludziom, że tu jesteśmy. Szkoda jest mieć takie miejsce i nie robić wydarzeń towarzyszących. Myślałam o tym, żeby skupiały się bardziej na działalności pracowni, a nie samej wystawy. Chcielibyśmy zaznajomić odwiedzających z naszą przestrzenią.

Jakie macie plany na bliższą i dalszą przyszłość?

M.F.: Mamy pomysł na kolejną wystawę, ale nie chcemy nic zdradzać.

Z.T.: Wystawa będzie ważna, zupełnie inna od Codziennie budzi mnie..., na pewno wieloaspektowa w kontekście głównego tematu. Otworzymy ją za dwa miesiące.

Rozmawiała Klaudia Strzyżewska

  • Galeria Złącze
  • al. Niepodległości 30

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024