Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

To naturalne, że czasem tracisz wiarę

Rozmowa z Aresem Chadzinikolau o równowadze pomiędzy życiem i pasją.

. - grafika artykułu
fot. M. Pawłowski i Y. Paszkiewicz

Od 6 grudnia minionego roku jesteś prezesem poznańskiego oddziału Związku Literatów Polskich. To jak prezent na mikołajki, ale trzeba teraz coś sensownego z tym upominkiem zrobić.

Tak, wybrano mnie w dniu imienin Ojca, który był prezesem Związku przez prawie 30 lat. Oddział ZLP w Poznaniu powstał w 1921 roku, z inicjatywy Jerzego i Witolda Hulewiczów, a pierwszym wybranym prezesem był Władysław Reymont. To wielka spuścizna, tym bardziej że za parę lat będziemy obchodzić stulecie.

Co różni dawny Związek od dzisiejszego?

Przede wszystkim zmieniamy profil na bardziej współczesny. Projektujemy nową stronę internetową www.zlp.poznan.pl. Wydaliśmy też pierwszy numer pisma Kwartalnik literacki, gdzie mogą zadebiutować młodzi pisarze. Jesteśmy bardziej otwarci na współpracę z poznańskimi instytucjami, szkołami, środowiskami twórczymi i młodymi literatami. Niedawno odbyły się spotkania autorskie naszych członków z czytelnikami, a w naszej siedzibie zorganizowaliśmy imprezy Poetyckie zakochanie 14 lutego i Kobiety w poezji - 8 marca. Było też sympozjum tolkienowskie, cykl Poetycka ławeczka, a 24 marca, z okazji Narodowego Święta Grecji, pod patronatem greckiej ambasady wystąpiliśmy w poznańskim Blue Note, gdzie poeci i goście recytowali grecką poezję, śpiewali greckie pieśni i gdzie zabrzmiał grecki jazz. Równocześnie w domach kultury odbyły się konkursy dla dzieci, wystawa malarstwa, koncerty poetycko-muzyczne czy warsztaty. W tym miesiącu ruszamy z benefisami naszych zasłużonych pisarzy i wieczorami twórczości zapomnianych poznańskich poetów, jak m.in. Andrzej Babiński, Tomasz Agatowski czy Łucja Danielewska, z audycjami w poznańskich rozgłośniach radiowych i warsztatami poetyckimi. Wszystko to doprowadzi do wielkiego finału w postaci obchodów 38. Międzynarodowego Listopada Poetyckiego - największego święta poezji w Europie. Przywrócimy też bezprecedensowe lekcje poetyckie w szkołach poznańskich i w Wielkopolsce, z których tak dumny był mój Ojciec. Jestem także w trakcie pertraktacji z władzami w Grecji odnośnie do reaktywowania festiwalu poetyckiego w Chalkidzie, który zorganizowaliśmy 10 lat temu razem z Ojcem, jako grecko-polski pomost kulturowy. Tylko złączeni możemy wskrzesić poznańską bohemę artystyczną, by nie zostać z tyłu za innymi miastami Polski.

Poezja, malarstwo, muzyka... Nie można być dobrym we wszystkim.

Pierwszą płytę z utworami Liszta i Chopina nagrałem po studiach w poznańskiej Akademii Muzycznej, potem była płyta jazzowa Piano Impressions. Później napisałem rapsodie greckie, preludia i miniatury, razem ponad dwieście utworów na fortepian, tworząc szkołę pianistyczną dla szkół muzycznych, dostępną w formie nutowej. Nagrałem też dwupłytowy album Sny o Grecji. Było też reggae, bo już jako dzieciak zacząłem się interesować tym nurtem. Lubiłem jego filozofię i rytmikę, i ten luz, którego w większości nie mamy. Z zespołem Ares & The Tribe otwieraliśmy XV Woodstock i zagraliśmy kilkaset koncertów, także charytatywnych. No i przez dziesięć lat mieliśmy rock'n'rollowe życie. Ostatnio nagrałem Greek Jazz z moim Trio. Stworzenie nowego nurtu to kolejny etap w moim rozwoju. Czy zawsze można być dobrym? Można, ale trzeba mieć pasję twórczą i ciągły niedosyt.

Wielu ludzi mówi, że ją ma.

Tak, ale być może niektórzy tkwią tylko w jednym nurcie i przez to stają się nudni, sztampowi. A jeśli masz szersze zapatrywania na dokonania artystyczne, mobilizujesz wszystkie siły. Zamykasz się w studiu i nie wychodzisz z niego, dopóki nie skończysz. Kiedy tłumaczyłem Imaret Jannisa Kalpuzosa - 600-stronicową rzecz o XIX-wiecznej Grecji, pracowałem nad tym pół roku. Podobnie było z doktoratem o translatoryce. Cała reszta po prostu czekała na swoją kolej.

A co z codzienną pracą?

Jeżeli masz większą potrzebę komunikowania się ze światem, to spełniasz się na wielu płaszczyznach. Właśnie dlatego prowadzę Galerię Grecką, a i praca w poznańskiej Akademii Muzycznej mnie pochłania, bo współpracując z młodymi dyrygentami, mogę grać opery czy symfonie, czyli to, na co inaczej nie miałbym czasu. Spełniam się wtedy jako pianista i kameralista. Wciąż uczę. Stworzyłem własną szkołę pianistyczną, w moim AristonRRStudio przy ul. L. Staffa, bo zachwycają mnie młodzi ludzie, potrafiący kreować własną tożsamość i zdobywający nagrody na licznych konkursach pianistycznych w Atenach, Neapolu, Paryżu czy Wilnie.

Nie bywasz tym najzwyczajniej w świecie zmęczony?

Paderewski mówił, że twórca nie ma wakacji, więc ciało odpocznie sobie w grobie, a dusza przejdzie na inny poziom. W tej chwili jestem zmęczony podróżą do krajów arabskich i Izraela. Mam sokratejskie podejście do życia, więc wszędzie, gdzie jestem, rozmawiam z miejscowymi. Chcę poznać ich problemy, muzykę, filozofię i codzienność. Oczywiście zawsze są wahania. Czasem tracimy wiarę w sens tego, co robimy, potem ją odzyskujemy. To naturalne, ludzie tacy są. Tym bardziej teraz, kiedy społeczeństwo na całym świecie ma jeden problem - chce za dużo. Ale brak mu determinacji i wszystko staje się płytkimi marami. Podziwiam ludzi żyjących biblijnie, bez cywilizacyjnych wygód. Kiedyś były drogowskazy, prawdziwe autorytety, zupełnie inny styl życia, bez takiej pogoni. W Polsce wychodziły czasopisma literackie, które wtłaczały krew w żyły, takie jak Nurt. Wydawano wartościowe tomy poezji, istnieli wyrafinowani krytycy. Nie było też internetu, więc dużo więcej czytano. Dzisiaj komunikacja nas zalewa, każdy może coś wydać, nagrać i jest galimatias.

To źle?

Należy wydawać. Ale jednocześnie podnosić sobie poprzeczkę, nie trwać w ułudzie własnej wielkości. Nie istnieje instytucja, która finansowałaby twórców i jednocześnie trzymała poziom czy wyławiała nieoszlifowane diamenty. Wszędzie trzeba się samemu dobijać i udowadniać swoją wartość.

Talent show nie są żadnym rozwiązaniem?

Nie, bo są tworzone po to, żeby zarabiał ktoś inny. Brakuje u nas solidnego menagementu, jak w USA. Tego typu programy mają przyciągnąć ludzi przed telewizory, a wygrani potem i tak stają się przegranymi, choć to w sumie ciekawe doświadczenie.

rozmawiała Anna Solak