Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Sonda, którą wysyłam w świat

- Codziennie w sposób naturalny właśnie prowadzimy dialogi i monologi, funkcjonujemy w przestrzeni z naszymi ciałami. I codziennie coś wydarza się w pewnym czasie. Chyba właśnie one - kategorie czasu i ciała - są dla mnie wyróżnikami formy dramatycznej - mówi Anna Wakulik, laureatka Poznańskiej Nagrody Literackiej - Stypendium im. Stanisława Barańczaka.

Kobieta w rozpuszczonych włosach i okularach mówi coś do mikrofonu gestykulując. Uśmiecha się. - grafika artykułu
Anna Wakulik, fot. M. Kaczyński © CK ZAMEK

Poznańska Nagroda Literacka w tym roku powędrowała do dramatopisarek. Zyta Rudzka, uhonorowana Nagrodą im. Adama Mickiewicza, to przede wszystkim wybitna prozaiczka, ale też bardzo ceniona autorka sztuk. Stypendium trafiło w Twoje ręce. Nie kusiło Cię, żeby poflirtować z innymi gatunkami, jak to robi choćby Rudzka? Krótko mówiąc: chciałabyś przebić bańkę teatralną?

Ciekawe, że o to pytasz, bo ostatnio akurat myślę, co dalej. Ja tę bańkę teatralną wybrałam dość wcześnie, a w zasadzie jej podbańkę - literaturę dramatyczną. Operuje ona dialogami, monologami, specyficznie rozumianą przestrzenią, akcją, skrótem, kondensacją. Przede wszystkim jednak posługuje się kimś, kto nie jest mną, ale kogo nie mogę napisać bez bycia sobą - bohaterem. Człowiekiem, innym, którego muszę pokazać jako postać o żywym wnętrzu, nawet jeśli nie opiszę go słowami, tylko gestem.

Nie jestem dwudziestolatką, debiut literacki mam już dawno za sobą. Chyba nie mam siły na rozpoczynanie kariery na nowo - napisanie czegokolwiek, byle prozą. Także żeby wchodzić w środowisko literackie, w mozolny proces poznawania ludzi, którzy są branżą, zorientowanie się, kto gdzie i czego jest dyrektorem. Jestem od tego specjalistką w teatrze, tam pracuję na co dzień. Martwię się więc i dbam o to, co nasi wspaniali aktorzy w Teatrze Wybrzeże będą grali, jaką literaturę im podsunąć, na co poświęcić ich czas. Prawdopodobnie jeśli napiszę coś nie w formie dialogów, to tylko wtedy, kiedy będę tego absolutnie pewna i przekonana, że ma to sens. Że jest taką literaturą, jaką sama chciałabym przeczytać - gęstą, dramatyczną, nieoczywistą.

I dostrzegasz taką literaturę? Wracasz ostatnio do jakichś lektur?

Męczy mnie proza, z jednej strony, przezroczysta, nieskondensowana, opisująca, co kto zrobił, gdzie poszedł i co zobaczył, zapominająca o dramaturgii - konflikcie, celu, spotkaniu kogoś z kimś. Z drugiej strony, podejrzane są dla mnie narcystyczne zabawy z językiem w stylu: "Patrzcie, jak umiem to robić! I jeszcze zdanko podkręcę, i dodam coś do rytmu". O co chodzi, jak się w tym odnaleźć - nie wiadomo. Mamy tylko podziwiać formę, ekwilibrystykę językową, dla mnie, gdy ta pozbawiona jest uruchamiających myślenie znaczeń - jednak pustą.

Ostatnio wróciłam do Obsoletek Justyny Bargielskiej, do Utworu o Matce i Ojczyźnie Bożeny Keff, zachwyciło mnie też Szczelinami Wita Szostaka. To formy pomiędzy, prozy różnego rozmiaru, raczej o życiu wewnętrznym bohaterek/narratorek, w których monologi są bardzo dramatyczne. To nie są opisy modnego tematu, ale książki, użyję tego słowa, mądre, wewnętrznie dialogiczne, pełne pytań, nieoczywistości i braku prostych odpowiedzi.

"Uważam, że dramat jest najnaturalniejszą formą pracy z językiem" - powiedziałaś w rozmowie z Piotrem Dobrowolskim na łamach "Czasu Kultury". Czym jest "kategoria" naturalności?

Przecież codziennie w sposób naturalny właśnie prowadzimy dialogi i monologi, funkcjonujemy w przestrzeni z naszymi ciałami. I codziennie coś wydarza się w pewnym czasie. Chyba właśnie one - kategorie czasu i ciała - są dla mnie wyróżnikami formy dramatycznej. Planując swoją opowieść jako coś, co może rozegrać się kiedyś w przestrzeni sceny, wpływam na ekonomię zarządzania słowami. Czasem, owszem, używam wielu, ale tylko wtedy, kiedy ma to sens w kontekście całości kompozycji.

Logoree na scenie są nieznośne, jestem neurologicznie dość typowym widzem, z ograniczeniami percepcyjnymi. Jeśli mój mózg zatrzymuje się na skomplikowanym zdaniu i rozszyfrowuje je, a kolejne pięć w tym czasie już padło, ale ich nie zarejestrowałam, coś jest nie tak. W tym sensie dramat ma dla mnie dużo wspólnego z muzyką, z rytmem - o czym można zapomnieć, kiedy pisze się prozę do czytania bez użycia głosu.

Zależy Ci na wiarygodności postaci, na skomplikowaniu psychologicznym postaw. Wspominasz, że chcesz je zrozumieć i obronić. Ważny jest dla Ciebie człowiek "w relacji, w byciu z innymi". I uczucia: wstyd, ból, namiętności, pragnienia, lęki, a także relacje. Zatem: przed czym chcesz bronić swoich bohaterów?

Lubię bohaterów niewygodnych, niepewnych swoich racji, wahających się, zbuntowanych, ale też rozmemłanych w codzienności, niezadowolonych z życia. Chcę bronić w znaczeniu pokazania ich świata, prawd, wiar, pomyłek, potknięć, rozwoju, zmian - prześledzenia życiorysów, zrozumienia, jacy są i dlaczego właśnie tacy.

Proces tworzenia bohatera ma dwa wektory. Pierwszy - do wewnątrz mnie samej, kiedy próbuję uporać się z jakąś wątpliwością, nieprzyjemną, godzącą w mój wizerunek myślą. Poddaję to potem analizie niejako przez bohatera. I drugi - na zewnątrz. To z kolei sonda, którą wysyłam w świat, próbując wyłapać to, czym ludzie dzielą się ze mną słowami lub zachowaniami. Zadaję wówczas pytania. Na przykład: jak to jest, że ktoś, kto odniósł sukces i ma władzę, jest arogancki w najdrobniejszych ludzkich sytuacjach? Jak to jest, że ktoś milczy, choć powinien krzyczeć? Czy ja mam coś wspólnego z tym pierwszym i z tym drugim? Dręczy mnie to i relaksuje jednocześnie. To bardzo wyzwalające, nie zajmować się jedynie swoim życiem.

Magdalena Rewerenda w "Tygodniku Powszechnym" pisze tak: "Postaci z dramatów Anny Wakulik angażują się (...) w ważne kwestie polityczne, jednak ich przekonania i postawy nie są w żaden wyraźny sposób wartościowane przez samą autorkę". Czy nie kusiło Cię opowiedzieć się po którejś ze stron w naszym rozpolitykowanym i "dwubiegunowym" świecie?

Chcę poznawać ludzi o różnych poglądach. Tych, którzy na co dzień nie pracują w moim środowisku, myślą inaczej. W tym sensie interesuje mnie reporterskie, ciekawskie spojrzenie, chęć usłyszenia głosu, który niekoniecznie jest moim i którego być może w środowiskach artystycznych czy akademickich się boimy. A on jest, nie zniknie, ponieważ komuś się nie podoba. Chcę zrozumieć, jakie mechanizmy kształtują ludzkie emocje, decyzje, co doprowadza do tego, że działamy i jak działamy.

Masz na myśli jakieś konkretne sytuacje?

Choćby jak wyglądał dzień pielęgniarki w szpitalu, która zaleciła ciężarnej kobiecie w moim wieku leżenie z uniesionymi nogami i czekanie na śmierć z rozwijającą się sepsą. Kto i co na nią wpłynęło? Miłość do reguł, niechęć do kobiet? Ktoś wydał jej polecenie? Sama na to wpadła? Co dzieje się ze słabo opłacanym, przemęczonym pracownikiem służby zdrowia, że przestaje widzieć przed sobą drugiego człowieka? I tak dalej.

Czy gdyby do redakcji pewnego branżowego czasopisma nie przyszedł młody mężczyzna, tylko kobieta w średnim wieku, z zabezpieczoną materialną stroną życia, szczęśliwa w życiu prywatnym - to czy redakcja pisałaby dziś rozpaczliwe oświadczenia? Jak czuje się nowy naczelny, gdy zapada zmrok - walecznie czy słabo, wykorzystany w politycznej walce czy spełniony, bo zauważony?

Czuję się organicznie niezdolna do nietropienia, niedrążenia, nieszukania drugiej strony jakiegoś fenomenu w mojej pracy, czyli w tworzeniu tekstu. W życiu prywatnym i przy urnie muszę wybierać jak każdy, ale nie mam potrzeby dzielenia się tym z publicznością.

Rozmawiał Karol Francuzik

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023