Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Od śpiewu do śpiewu

- W tradycji ustnego przekazu śpiewu jest coś bardzo silnego. Śpiew jest czymś bardzo uniwersalnym i łatwo jest odszukać podobieństwa między różnymi kulturami. Muzyka przemawia do wszystkich - niezależnie od tego czy rozumieją język w którym śpiewane są pieśni. Stąd dla śpiewu zawsze da się znaleźć publiczność  - mówi Annie Ebrel*, która 27 listopada razem z Moniką Kuś wystąpi w Domu Bretanii. Koncert będzie zwieńczeniem ich poznańskiej rezydencji artystycznej Bretońskie i polskie śpiewy kobiece. Tak odległe, a tak bliskie.

, - grafika artykułu
Annie Ebrel, fot. materiały organizatorów

Co spowodowało, że zajęła się Pani tradycyjną kulturą bretońską? Czy miało na to wpływ pokrewieństwo z Eugénie Goadec?

Nie jestem bezpośrednio spokrewniona z Eugénie Goadec. Pochodziłyśmy z tego samego regionu, a jej mąż był kuzynem mojego dziadka. Zajęłam się kulturą tradycyjną, bo wywodzę się z rodziny chłopskiej, która mieszkała na wsi. A na wsi ta kultura była zawsze ważna. W Bretanii funkcjonowały rodziny śpiewacze. Taka była właśnie rodzina Goadeców, a także Ebrelów. Działały one jak centra, które skupiały znanych śpiewaków.

W jakich okolicznościach zaczęła się Pani zajmować śpiewem?

W sumie doszło do tego przez przypadek. Miałam dobry słuch, od zawsze byłam też muzykalna i dużo śpiewałam. Pewnego dnia, gdy przechodziłam przez stodołę rodziców którzy byli rolnikami, podśpiewywałam sobie. Nie zauważyłam wtedy mechanika naprawiającego silnik traktora. Spotkał się potem z moją babcią i powiedział jej, że mam duży talent i odpowiedni głos do śpiewania tradycyjnej muzyki bretońskiej. To właśnie on zachęcił mnie do rozwijania się w tym kierunku.

Spotykałam się ze śpiewakami z sąsiedztwa, od których się uczyłam. Zaczęłam od śpiewania muzyki do tańca, potem zajęłam się tym, co w Bretanii nazywamy "melodiami". Są to wolne, melodyjne pieśni, które nie są przeznaczone do tańca.

Czy tradycyjna muzyka bretońska cieszyła się popularnością gdy zaczynała Pani karierę artystyczną, czy było wręcz przeciwnie?

W połowie lat 80. muzyka bretońska nie cieszyła się wcale wielką popularnością. Był to okres po fali jej popularności w latach 70., którą zapoczątkował występ Alana Stivella w paryskiej Olympii. W Europie nastała wtedy moda na muzykę celtycką. Ale gdy ja zaczynałam, jej popularność już spadła i ponowne popadała w zapomnienie. Rozwijałam się więc głównie poprzez kontakt z osobami starszymi, które zajmowały się śpiewem od wielu dekad. Zapłonęłam wtedy pasją do muzyki bretońskiej.

A jak jest obecnie z popularnością pieśni bretońskich i tradycyjnej kultury bretońskiej?

Nie powiedziałabym, że obecnie muzyka bretońska jest bardzo popularna. Moda na nią przychodzi raczej falami. Na początku 2000 roku, gdy grałam z Riccardo Del Fra, zainteresowanie tą muzyką było zdecydowanie większe. Potem wygasło, ale na pewno wróci jeszcze w przyszłości. Pewne zainteresowanie tą twórczością istnieje w Paryżu, w którym przebywa bretońska diaspora.

W Bretanii mamy co prawda stałą publiczność, ale słuchanie muzyki bretońskiej nie ma masowego charakteru. Trzeba jednak dodać, że istnieje u nas bardzo żywe i głębokie zainteresowanie tradycyjną kulturą, które widać zwłaszcza u młodych osób. To zjawisko jest niezmienne, a muzyka bretońska jest stale przekazywana kolejnym pokoleniom. Wielu młodych ludzi uczy się śpiewu i gry na instrumentach od starszych osób. Od lat w Rennes działa festiwal tańców i muzyki bretońskiej Yaouank, który przyciąga tysiące młodych osób. To niszowe zjawisko, które rozwija się równolegle do kultury mainstreamowej.

Występowała Pani w różnych miastach na całym świecie. Czy inaczej prezentuje się repertuar pieśni bretońskich w krajach celtyckich, a inaczej w miejscach, które nie posiadają takich tradycji? Czy jednak jest to zbyt odległe dziedzictwo, aby miało to znaczenie dla publiczności?

Uważam, że posiadanie dziedzictwa celtyckiego nie ma znaczenia dla odbioru moich pieśni przez publiczność. Muzyka bretońska, irlandzka, szkocka czy walijska bardzo się różni pod względem stylu muzycznego. Nie ma wśród nich wielu podobieństw, inaczej wygląda gra i śpiew. Zależności można szukać tylko w najstarszych, najbardziej archaicznych formach śpiewu, ale są one najmniej znane i bardzo rzadko praktykowane. Nie ma dziś mody międzyceltyckiej. Śpiew jest medium uniwersalnym.

Gościła Pani w Poznaniu, w Domu Bretanii w 1999 i 2019 roku...

Poza Poznaniem byłam w Polsce dwukrotnie. Jedną z tych wizyt był koncert w Ostrołęce w 2007 roku. Śpiewałam ze starszą panią - Apolonią Nowak [zajmującą się muzyką kurpiowską - przyp. red.]. Znalazłam wtedy pewne podobieństwa między tradycyjną muzyką bretońską a polską. Na sali był obecny pewien pan, któremu bardzo spodobał się ten występ. Bogdan Klich został potem ministrem spraw zagranicznych i w 2013 roku spotkał się w Polsce, w ramach manewrów NATO, z nowym ministrem spraw zagranicznych Francji. Jean-Yves Le Drian, o którym mowa, był równolegle marszałkiem Bretanii. Przed spotkaniem Klich powiedział mu, że pamięta świetną pieśniarkę bretońską, która wystąpiła z polską śpiewaczką w Ostrołęce. Gdy więc przyjechał do Polski, Le Drian zabrał mnie ze sobą, żebym mogła ponowie wystąpić przed polskim ministrem.

W Poznaniu będzie Pani zajmowała się projektem Bretońskie i polskie śpiewy kobiece. Tak odległe, a tak bliskie. Na czym ma polegać Pani współpraca z Moniką Kuś?

Jeszcze nie wiem, co uda nam się odnaleźć podczas tego projektu. Idea jest taka, że będziemy szukać pokrewieństw między śpiewami polskimi a bretońskimi. Takie zależności znalazłyśmy już w emisji głosu kobiecego, w sposobie śpiewania a capella. Pokrewieństwa dostrzegłyśmy również w tematyce pieśni, wykonywanych w różnych momentach życia kobiet. Podczas wspólnej pracy będziemy się zagłębiać w zależności między muzyką polską a bretońską.

Czy już wcześniej zdarzyło się Pani realizować projekty, w których pieśni bretońskie zestawiane były z pieśniami z innych rejonów świata?

Często zestawiam muzykę bretońską z różnymi stylami i gatunkami muzycznymi, jak jazz i muzyka klasyczna. Właśnie na tym zbudowałam sporą część swojej twórczości. Gdy spotkałam kontrabasistę jazzowego Riccardo Del Fra, współpracowałam z nim przez długie lata. Nie wykonuję co prawda muzyki klasycznej, ale zdarzało mi się występować z orkiestrą filharmoniczną czy przy akompaniamencie aranżowanym na sposób klasyczny.

Wykonywane przeze mnie pieśni bretońskie wielokrotnie były również zestawiane z tradycjami muzycznymi z innych zakątków świata. Takim projektem był choćby album Avaz, który nagrałam z muzykami irańskimi - rodzeństwem Chemirani, Keyvanem i jego siostrą Maryam, oraz Hamidem Khabbazi. Ja śpiewałam po bretońsku, a oni dodali do tego swoją muzykę i instrumentarium, oparte  na instrumentach perkusyjnych.

Wzięłam też udział w bardzo ciekawym projekcie, w którym spotkały się śpiewaczki z czterech stron świata. Wzięły w nim udział: śpiewaczka z Mali Mah Damba, Yngchen Lhamo z Tybetu, Toto La Monposina z Kolumbii oraz ja, z Bretanii. Miałam również interesujące doświadczenie związane z kulturą północnej Norwegii - muzyką Samów. Taki charakter miał też projekt Od morza do morza z Compagnie Rassegna z Marsylii, z którą wystąpiłam w Poznaniu. Było to spotkanie muzyki bretońskiej z muzykami obszaru Morza Śródziemnego.

Niedługo będzie Pani świętowała czwartą dekadę aktywności artystycznej. Czy w związku z tym ma Pani jakieś plany?

Celebrowałam trzydziestolecie twórczości artystycznej, ale na czterdziestolecie nie planuję robić uroczystości i świętować kolejnego jubileuszu. Ważne jest dla mnie to, że jestem artystką aktywną na scenie i szukam projektów, które są innowacyjne i świeże.

Cieszę się również ze swojego najnowszego przedsięwzięcia. Właśnie ukazała się płyta Lellig, poświęcona twórczości Anjeli Duval, wiejskiej poetki bretońskiej. Ten projekt również jest owocem spotkania z Ronanem Pellenem, który gra na cytrze i wiolonczeli i jest blisko związany z tradycyjną muzyką bretońską. Ale na tym albumie pojawia się również dwóch muzyków pochodzących z innych środowisk. Co prawda Daravan Souvanna i Clément Dallot od pewnego czasu grają muzykę bretońską, ale wywodzą się ze świata popu i soulu. Ciekawe jest dla mnie w tym autorskim projekcie spotkanie różnych estetyk i mam nadzieję, że spotka się z zainteresowaniem jak największej publiczności.

Czy posiada Pani muzyczne spadkobierczynie czy uczennice, które będą kontynuować Pani działalność artystyczną?

Wiem, że wpłynęłam na kilka młodych osób. Czasami bywa tak, że ktoś usłyszy jeden z moich projektów muzycznych, który go zainspiruje w twórczości, bądź wręcz do rozpoczęcia przygody ze śpiewem. Sposobności do wspólnego śpiewania przydarzały się na scenie na fest-nozach, czyli potańcówkach bretońskich. Gdy razem z kimś wystąpiłam, to czasem było to dla tej osoby bardzo silnym przeżyciem - na tyle mocnym, że okazywało się decydujące dla podjęcia kariery śpiewaczej.

Miałam też uczniów śpiewu, jak na przykład Yann-Ewen L'Haridon. To co prawda przede wszystkim instrumentalista, ale kiedyś usłyszałam jego śpiew i powiedziałam mu, że ma świetny głos, który nadaje się do wykonywania muzyki bretońskiej. "W życiu bym się na to ośmielił, to zupełnie nie dla mnie" - zareagował. Ale że takie słowa usłyszał ode mnie, to dał się przekonać. "Chodź do mnie pośpiewać w domu" - powiedziałam wtedy.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

Tłumaczenie z j. francuskiego: Elwira Wróbel, Dom Bretanii

*Annie Ebrel - śpiewaczka bretońskojęzyczna. Współpracowała z wieloma wybitnymi muzykami, m.in. włoskim kontrabasistą Ricardo del Fra, rodzeństwem Chemirani z Iranu, czy artystami bretońskimi takimi jak Jacky Molard, Erik Marchand, Nolùen Le Buhé, Marthe Vassallo, Jacques Pellen, Jean-Luc Thomas, duo Hamon-Martin, czy Ronan Pellen. W ostatnim projekcie Lellig podąża śladami bretońskiej poetki ludowej Anjeli Duval. Była gościem Domu Bretanii w Poznaniu w latach 1999 i 2019.

  • rezydencja artystyczna Annie Ebrel (Bretania) i Moniki Kuś (Poznań) Bretońskie i polskie śpiewy kobiece. Tak odległe, a tak bliskie
  • 25-27.11
  • koncert: 27.11, g. 18
  • Dom Bretanii
  • online

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021