Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nowa GaMA sztuki

Galeria Miejska Arsenał po prawie trzech latach wraca na Stary Rynek. Po przebudowie i modernizacji budynku zaprasza do doświadczania sztuki. Wita też nową nazwą GaMA. O zmianach w galerii opowiada jej dyrektor - Marek Wasilewski.

Dyrektor siedzi po turecku na środku białego, lśniącego czystością pomieszczenia, jest ubrany na czarno. - grafika artykułu
Marek Wasilewski w Galerii Miejskiej Arsenał/GaMa, fot. Grzegorz Dembiński

Historia galerii sięga lat 40. XX wieku, ale do dzisiejszego budynku trafiła na początku lat 60. Co się w nim teraz zmieniło?

Budynek jest dogłębnie zmodernizowany. Zaczęliśmy od fundamentów, które zostały wzmocnione. Przebudowaliśmy piwnice. Budynek spełnia standardy dostępności. Zainstalowaliśmy windę i panele słoneczne na dachu. Mamy też nowe toalety. Jedna z nich jest zaprojektowana dla osób z niepełnosprawnościami. Jest tam przewijak dla osób dorosłych, jedyny taki w obrębie Starego Rynku. Przebudowaliśmy i zwiększyliśmy z dwóch do trzech przestrzenie ekspozycyjne. Na parterze galeria, która była wąską kiszką, została powiększona na całą szerokość budynku. Natomiast znajdujące się tam wcześniej biura przenieśliśmy na piętro. Tam jest też nasza największa duma - bardzo spektakularna, monumentalna główna sala.

Ta, przy której suficie wisiała charakterystyczna konstrukcja. Czy udało się ją zachować?

Ta konstrukcja miała niemal 60 lat. Niestety zagrażała już zdrowiu i życiu, a odrestaurowanie jej przekraczało nasze możliwości finansowe. Ale była ona również kontrowersyjna z tego względu, że bardzo wielu artystom przeszkadzała. Dominowała nad całym pomieszczeniem. Wydaje mi się, że nie była do końca przemyślana, bo przysłaniała okna dachowe, które miały wpuszczać do galerii światło. W efekcie konstrukcja rzucała cienie na prace, które artyści chcieli pokazywać w naturalnym świetle.

Wyjdźmy jeszcze raz na zewnątrz, gdzie pojawi się "zapraszający" widzów i widzki ekran.

Ważnym elementem nowego oblicza Arsenału jest multimedialna ściana od strony Jana Baptysty Quadro, która będzie pozwalała nam informować o tym, co się dzieje wewnątrz.

Odnowienie budynku to nie wszystko, bo zmienia się również nazwa i logo instytucji. Tu pojawia się GaMA. Jak mamy teraz mówić o Arsenale? GaMA?

Bardzo długo zastanawialiśmy się nad tym, co zrobić z tą, moim zdaniem, trochę nieszczęśliwą nazwą galerii sztuki, właśnie z Arsenałem.

Kiedyś w tym miejscu była zbrojownia...

Tam nigdy nie było zbrojowni, poznański arsenał artyleryjski znajdował się u zbiegu ulic Wronieckiej i Stawnej.  Galeria jest ustawicznie mylona z Wielkopolskim Muzeum Wojskowym, bo wszystkim się wydaje, że arsenał jest tam, gdzie stoją armaty i halabardy. Moim zdaniem jest to więc dosyć kłopotliwa nazwa. Jednocześnie logotyp Arsenału był stworzony w latach 90. i odstawał już od standardów, które dziś obowiązują w świecie projektowym. A instytucja sztuk wizualnych powinna przecież być w tym obszarze dobrym przykładem. Odnowienie budynku stało się okazją, by trochę odświeżyć myślenie o nazwie i zaproponować nowy logotyp. Nazwy szukaliśmy długo, robiliśmy badania socjologiczne. Okazało się, że nasi widzowie są jednak dość konserwatywni i żadna z nazw, które proponowaliśmy, nie uzyskała dużej akceptacji. Z drugiej strony nazwa Arsenał też nie jest uznawana za dobrą, po prostu się utrwaliła. Stąd decyzja, by przy niej pozostać, ale spojrzeć na nią inaczej, nawiązując do częstego w przypadku instytucji sztuki wykorzystania akronimu. Zachowujemy nazwę, ale śladem wielu instytucji kultury na świecie tworzymy skrót z jej pierwszych liter, czyli Galeria Miejska Arsenał GaMA.

W takim razie, jako dziennikarka i widzka, mam posługiwać się skrótowcem? Mówić, że wystawa będzie w GaMie?

Liczę na to, że z czasem skrót się oswoi i ludzie będą mówili, że coś się dzieje w GaMie. Ale pamiętajmy, że do dziś wiele osób wciąż chodzi do BWA (Biuro Wystaw Artystycznych - przyp. red.). A tej nazwy nie ma od 1997 roku. Nie zamierzamy narzucać tego, w jaki sposób ludzie będą mówili o galerii.

W logotypie ukryte są fragmenty elewacji, jest nowy font. Warto mu się przyjrzeć i przemyśleć, w jaki sposób będziemy mówić o instytucji. Wróćmy jednak do wnętrza, które trzeba czymś wypełnić.

Naszym statutowym zadaniem jest pokazywanie aktualnie tworzonej sztuki. Nowa infrastruktura daje nam lepsze narzędzia do realizacji ambitnych projektów. Jesteśmy instytucją, która z jednej strony patrzy na świat krytycznie, a z drugiej empatycznie. Musimy znajdować środki wyrazu, by opowiadać o problemach bliskich ludziom, którzy przychodzą do galerii. Oprócz przestrzeni ekspozycyjnych mamy księgarnię, salę wykładowo-warsztatową. Działania prospołeczne, edukacyjne, organizowanie debat, współpraca z organizacjami pozarządowymi i instytucjami kultury oraz z uczelniami - to wszystko będziemy mogli robić w o wiele większej skali. Liczę też na efekt kuli śniegowej, który już obserwujemy. Proponujemy program i przyciągamy propozycje z zewnątrz. Nie jesteśmy instytucją zamkniętą i hermetyczną, ale otwartą i poszukującą.

Zaczynacie wystawą Luz Maríi Sánchez.

Luz Maríi Sánchez to artystka z Meksyku, która tworzy fotografie, grafiki, prace dźwiękowe, obiektowe i realizowane za pomocą internetu, ale także działania performatywne i filmowe. Te wszystkie prace łączy zaangażowanie społeczne i polityczne. Wystawa to krytyczny ogląd sytuacji, która obecnie panuje w Meksyku - analiza państwa, które wycofuje się pod naporem karteli narkotykowych, korupcji politycznej i brutalności policji. Skala przemocy jest dla nas niewyobrażalna. To ważna lekcja dla nas. Bo to nie są egzotyczne problemy, tylko takie, które czają się za rogiem. Cały czas zastanawiamy się przecież nad tym, jak budować naszą demokrację, jak ważne jest bezpieczeństwo ekonomiczne i fizyczne, jakie są obowiązki państwa wobec obywatela. To są pytania, które nas dotyczą. Wystawa nazywa się Pod nieobecność państwa. Zmusi do zastanowienia nad tym, jak łatwo rezygnujemy z roli pewnych mechanizmów w naszym życiu, jak lekceważymy rolę więzi społecznych, relacji międzyludzkich. Jesteśmy na Starym Rynku w Poznaniu, na środku publicznej agory, w miejscu, gdzie tradycyjnie mieszkańcy spotykają się, by dyskutować o tym, co jest dla nich ważne, jak powinno wyglądać ich życie, co trzeba zmienić, jak urządzić naszą rzeczywistość. Widzę rolę galerii miejskiej jako miejsca spotkań. Chciałbym, by za pomocą sztuki, która nie jest językiem wykluczającym, nie jest językiem stricte walki politycznej, ale jest językiem politycznym, można było rozmawiać o tym, co dla nas ważne.

A to nie wszystko, co przygotowujecie.

W tym roku planujemy także pokazanie wystawy malarstwa Agaty Bogackiej. Będzie też wystawa niemieckiego artysty Michaela Kurzwelly'ego, który w latach 90. mieszał w Poznaniu. Po opadnięciu żelaznej kurtyny przyjechał tu, by tworzyć międzynarodowe centrum sztuki i organizować międzynarodowe życie artystyczne. Później podjął działalność na pograniczu polsko-niemieckim, we Frankfurcie nad Odrą. Wystawa będzie opowiadała o jego doświadczeniach transgranicznych, tworzeniu nowych tożsamości, pracy z migrantami i budowanua nowych społeczności. Myślę, że to będzie naprawdę ciekawe. A na koniec roku planujemy dużą wystawę z naszej "bratniej/siostrzanej" galerii białostockiej, czyli galerii Arsenał, znanej z tego, że posiada znakomitą, tworzoną przez wiele lat kolekcję sztuki. Składa się ona z wielu prac artystek i artystów zza naszej wschodniej granicy, z Białorusi, Ukrainy czy Gruzji.

Pod Wasze skrzydła trafia również kolekcja prof. Jarosława Kozłowskiego. Gdzie będzie dla niej miejsce? Podpytuję w kontekście informacji medialnych, że chciałby Pan przejąć budynek Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego.

Faktycznie. Ta kolekcja to absolutny ewenement w skali krajowej i międzynarodowej. Jarosław Kozłowski w latach 1972-1990 prowadził w Poznaniu Galerię Akumulatory 2, która była jednym ze światowych ośrodków sztuki konceptualnej. Często w nieoficjalny, nieuzgadniany z ówczesnymi władzami sposób pokazywał rzeczy, o których decydenci kultury w ogóle nie wiedzieli - prace światowej klasy artystów. Te dzieła w archiwum prof. Kozłowskiego zostały, a teraz będą depozytem naszej galerii. To dla nas wielkie zadanie i zobowiązanie. Wielki dar dla miasta wspaniałego artysty i pedagoga. Kolekcja wymaga opracowania, właściwego przechowywania, wejścia na poziom profesjonalizmu, o którym dotychczas w galerii się nikomu nie śniło.

Trochę muzeum...

Tak, muzeum sztuki nowoczesnej, którego w naszym mieście nie ma. Musimy więc podjąć się zadania opieki nad historią sztuki nowoczesnej w Poznaniu. Idealnym narzędziem, które pozwalałoby mu sprostać, byłoby połączenie zaprojektowanego kiedyś jako całość kompleksu budynków z powrotem w jedną całość. Drugi budynek poświęcony byłby kolekcji i służyłby także polskim i międzynarodowym badaczom sztuki.

To jest marzenie realne do spełnienia?

Wybitna polska artystka Katarzyna Kozyra powiedziała kiedyś, że w sztuce marzenia stają się rzeczywistością, i ja uważam, że jeśli mówi się o nich, to stwarza się fakt społeczny, który przybliża nas do ich spełnienia.

Rozmawiała Agnieszka Nawrocka

  • Wernisaż wystawy Jerzego Sadowskiego Zapis A.
  • 29.04, g. 18
  • Wolny Dziedziniec
  • czynna do 20.05
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024