Jesteś inicjatorem i autorem internetowego apelu o objęcie ochroną gmachu dawnej synagogi poznańskiej. Zwracasz między innymi uwagę, że stan tego obiektu - jednego z symboli wielokulturowej historii Poznania - cały czas się pogarsza. Czytając apel i przypominając sobie historię synagogi od września 1939 roku po czas obecny, naszła mnie refleksja. Czy nad tym budynkiem wisi jakieś fatum, klątwa? Na początku wojny hitlerowcy przerobili synagogę na pływalnię, aby sprofanować miejsce ważne dla społeczności żydowskiej. Funkcja pływalni utrzymywana była przez cały okres PRL-u i długo po 1989 roku. Dzisiaj bożnica stoi pusta, niszczeje i jest dewastowana. Wydaje się, że nikogo nie interesuje przywrócenie temu budynkowi godnej funkcji.
Fatum czy klątwa kojarzy mi się raczej z czymś, co jest niezależne od naszych działań. Z czymś, co i tak się wydarzy, niezależnie od tego, co byśmy zrobili. Z synagogą jest inaczej. Mieliśmy do czynienia ze świadomymi działaniami lub zaniechaniami. Towarzyszył im taki rodzaj mentalności, że "to nie my do tego doprowadziliśmy", a z drugiej strony "szkoda, żeby się dobra pływalnia zmarnowała". Okrutny pragmatyzm, który nie bierze pod uwagę, że przedłuża się profanowanie miejsca będącego kiedyś domem modlitwy. Powoływano się też na to, że nie ma już w Poznaniu społeczności, która mogłaby się tym miejscem zainteresować i zaopiekować. To nie jest fatum, a zamiatanie pod dywan, wymazywanie z kart historii. W naszej niepamięci i umywaniu rąk uważamy, że umarli się nie liczą, że nie ma już w Poznaniu ludzi, których by to dotykało.
Z czego wynika taka postawa?
Z jednej strony z wciąż żywego a często ukrytego antysemityzmu, ale także z tego, że nie chcemy się mierzyć z naszą przeszłością, z naszymi zaniechaniami. Pewna moja znajoma opowiadała mi kiedyś, że na studiach chciała pisać pracę o poznańskich Żydach, ale jej profesor stwierdził, że nie ma o czym pisać. A przecież to nieprawda. Jest o kim pisać i co badać. Nie jesteśmy monokulturowi. Często używa się argumentów, że po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku przez Polskę, większość Żydów wyjechała, wybrała Niemcy. Ale skoro tak mało było w Poznaniu Żydów, to dlaczego tak ich zwalczała międzywojenna polska prasa antysemicka? Dlaczego wprowadzano takie działania jak numerus clausus (ograniczanie liczby studentów jakiejś grupy - przyp. red.). Część Żydów, która została w Poznaniu, asymilowała się, czuła się Polakami, ale nie była akceptowana. A jeśli chcieli zachować swoją kulturową i narodową odrębność, to co się działo z ich obywatelskimi, ludzkimi prawami?
Swój apel opublikowałeś w połowie czerwca. Rozmawiamy około trzech tygodni po rozpoczęciu zbiórki podpisów. Jest ich obecnie ponad 2300. To dużo czy mało. Na jaki odzew liczyłeś?
Uważam, że to bardzo dobra reprezentacja pokazująca, iż jest wiele nieobojętnych osób. Post na Facebooku nie jest wielkim wyczynem. Poza tym dla mnie to nie jest kwestia liczby sygnatariuszy. Petycja jest wyrazem myślenia i działania wielu ludzi. Mamy ogromny potencjał tych, którzy nie chcą dopuścić do zapomnienia żydowskiej historii Poznania. Można wymienić działania chociażby takich osób jak Zbigniew Pakuła - "Dom spotkań" przy ulicy Żydowskiej oraz Stowarzyszenie i Czasopismo Miasteczko Poznań, Andrzej Niziołek z projektem FIRA, ze stroną internetową Chaim/Życie, który założył wspólnie z Haną Lasman z Jerozolimy Fundację "Tu żyli Żydzi". Działalność dziennikarza Aleksandra Przybylskiego, historyka Rafała Witkowskiego, publikacje "Kroniki Miasta Poznania". Nie powinno się tu nikogo pomijać, a w krótkiej rozmowie nie sposób tego nie zrobić, bo na przestrzeni powojennych lat to bardzo wiele osób i cennych, głównie społecznych i artystycznych inicjatyw.
Apel kierujesz do różnych instytucji publicznych - miejskich, wojewódzkich. A co, jeśli stwierdzą one, że sprawa leży poza ich kompetencjami? Czy masz plan B?
Chcę, byśmy ocalili synagogę, która jest wpisana w panoramę Starego Miasta. Jej obecny kształt jest pozostałością okaleczenia przez okupanta, ale stanowi też symbol - pamięć zapisaną w formie architektonicznej. Mogłaby pełnić taką rolę jak Kościół Pamięci w Berlinie, pozostawiony w formie zachowanych ruin, w którym jest miejsce pamięci o wojnie. To robi niesamowite wrażenie. Chcę namówić Miasto, aby włączyło się w dyskusję o przyszłości synagogi i odpowiedziało sobie na pytanie, czy widzi w niej swoje dziedzictwo historyczne, czy nie.
Twoją inicjatywę poparła Młodzieżowa Rada Miasta Poznania. W oficjalnym stanowisku wzywają do zmobilizowania właściciela dawnej synagogi, aby zabezpieczył obiekt przed kolejnymi zniszczeniami i możliwymi aktami wandalizmu. Apelują, podobnie jak ty, do władz Poznania o podjęcie rozmów z właścicielem w celu zadbania o poprawę stanu technicznego obiektu oraz podjęcie próby nadania mu funkcji edukacyjnej, przekształcenia w centrum międzykulturowego dialogu służącego całej społeczności miasta.
Cieszy mnie, że młodzi ludzie nie są obojętni na tę sprawę i wykazują wrażliwość wobec wielokulturowego dziedzictwa Poznania. Taka debata powinna się odbyć, z udziałem przedstawicieli Miasta, inwestora, społeczników. Nie chodzi zresztą tylko o ślady żydowskie, ale też niemieckie, czy związane z ruchem socjalistycznym, robotniczym, bo mówimy o wielokulturowym Poznaniu. Jeśli mieszkańcy, społecznicy o to nie zadbają, nikt tego nie zrobi.
Petycja jest cały czas dostępna na stronie avaaz.org - petycje obywatelskie.
Petycja jest i będzie dostępna.
Rozmawiał Mateusz Malinowski
*Maciej Krajewski - absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu, pielęgniarz w Wielkopolskim Centrum Onkologii, założyciel Stowarzyszenia Łazęga Poznańska. W dawnym atelier Foto-Wimar stworzył miejsce dla niezależnych inicjatyw kulturalnych oraz projektów przywracających pamięć o zapomnianych miejscach i ludziach Poznania. Zwycięzca w plebiscycie IKS-a i portalu Kultura.poznan.pl na Człowieka Kultury sezonu 2018/2019.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023