Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Nie jestem smutnym klaunem

Rozmowa z Tomaszem Rodakiem*, założycielem teatru Z Głową w Chmurach i pomysłodawcą stworzenia jego stałej sceny na poznańskim Łazarzu

. - grafika artykułu
Spektakl "Rudolf Czerwononosy" fot. archiwum teatru Z Głową w Chmurach

Scena Parowozownia - pierwsza stała scena teatru akrobatycznego w Poznaniu. Skąd ta idea?

Pomysł narodził się dokładnie rok temu, w lutym. Wszyscy podeszli do niego bardzo przychylnie - począwszy od miasta, konserwatorów zabytków i wydziału kultury, a skończywszy na władzach wojewódzkich. Znaleźliśmy piękny obiekt, który jest zabytkiem - starą parowozownię na Łazarzu, która dzięki nam ma szansę zyskać drugie życie. Sam budynek ma kształt wachlarza, od razu skojarzył się nam z teatrem antycznym. Prócz samego teatru chcemy zbudować tam foyer podobnej wielkości, żeby przywołać to, co było kiedyś - tradycję rozmów, niekoniecznie o sztuce. Będzie też szkoła artystyczno-akrobatyczna i jej zaplecze. Budynek pomieści około 500 osób, ale największa widownia znajdzie się na obrotowej nastawni, która w przyszłości będzie pełnić rolę sceny letniej i która pomieści nawet 10 tys. osób. Założyliśmy wynajem na 10 lat z możliwością przedłużenia umowy. Pomysł okazał się na tyle interesujący, że mieliśmy pełną przychylność ze strony władz PKP, które są właścicielem tego budynku.

Mało kto w Poznaniu kojarzy tutejszych artystów akrobatycznych, prawda?

Rzeczywiście, na hasło "Z głową w chmurach" ludzie często reagują zdziwieniem. Kojarzą nas głównie z paradą na ul. Święty Marcin czy promowaniem jakiejś imprezy. Tego rodzaju działania wynikają z tego, że utrzymujemy się sami. Poza tym występujemy w wielu innych przedsięwzięciach, między innymi na deskach Teatru Wielkiego w spektaklach Askarian i Alicja w Krainie Czarów. Teatr Z Głową w Chmurach tworzy grupa 20 aktorów. Dotąd nie mieliśmy stałej sceny, zakładamy więc, że naszą siedzibą stanie się właśnie Scena Parowozownia. Chcemy odnaleźć miejsce, w którym moglibyśmy mieć jakąś duszę, ale i spoglądać w przyszłość od strony biznesowej. Koszt całej inwestycji szacujemy na około 20 mln zł. Marzy nam się, by projekt doprowadzić do końca w ciągu trzech lat. Mamy zamiar skorzystać z pomocy budżetu przeznaczonego na rewitalizację miejsc poprzemysłowych na cele kulturalne, Funduszu Ochrony Środowiska i wsparcia sponsorów.

Póki co jesteście teatrem wędrownym?

Zaczynaliśmy od teatru ulicznego - teatru szczudlarzy. Później przekształciło się to w teatr akrobatyczny. W 2012 roku zaczęliśmy warsztaty akrobatyki i sztuki cyrkowej, później współpracę ze szkołą baletową. Niestety w większości przypadków występujemy gdzieś poza Poznaniem, chociaż udało nam się zaistnieć w 2015 r. podczas Betlejem Poznańskiego, przedstawiając spektakl o Rudolfie Czerwononosym i paradę na uroczyste otwarcie. Zasadniczy cel jest taki, by dziecko, które uczy się w naszej szkole, mogło wyobrazić sobie siebie w naszym teatrze za parę lat. Chcemy zachować ciągłość. Mamy dużo zajęć sportowych opartych na gimnastyce, akrobatyce, tańcu czy pantomimie. Wiemy, że każdy ruch to zdrowie, a dzieci unikają lekcji wf-u w szkole. Zakładam więc, że takie miejsce jak nasze jest miastu potrzebne. Co ważne, nasze dzieci - w tej chwili mamy 250 uczniów - występują później w naszych spektaklach. Ostatnio udało nam się zdobyć dofinansowanie z Projektu Erasmus+ na zajęcia dla dzieci upośledzonych umysłowo i ruchowo. Warsztaty odbędą się na przełomie lipca i sierpnia tu, w Poznaniu.

Akrobatyka kojarzy się zazwyczaj z areną cyrkową. Czy to myślenie nie pokutuje do dzisiaj?

Niestety tak. Podobne sztuki są raczej źle kojarzone w Polsce. Kiedyś uliczny kuglarz zdecydowanie zaliczał się do sztuki niskiej, dziś sprawa wygląda nieco inaczej. Zawsze w takich sytuacjach przywołuję pewien przykład z mojego życia, który powtarzam często jako żart w towarzystwie. Występowałem kiedyś jako uliczny szczudlarz, rozdając ulotki. W tamtym czasie w ten sposób można było naprawdę godnie zarobić. Górowałem nad wszystkimi, miałem piękny czerwony surdut... Przechodząc przez ulicę, stanąłem na czerwonym świetle za pewnym starszym panem. Ten najpierw obejrzał się i zerknął na mnie, przemyślał sprawę, po czym znów się obrócił i powiedział: "A było się uczyć, zamiast robić z siebie idiotę!". W Polsce nadal myślimy w ten sposób, chociaż wspomniany Cirque du Soleil powoli to zmienia. Przecież nie zostanę do końca świata smutnym klaunem. (śmiech)

Zatem karty na stół - ile w tym wszystkim cyrku, a ile teatru?

Wzorujemy się na Cirque du Soleil. Doskonale ich znamy, mieliśmy przyjemność współpracować ze sobą. Różnica polega na tym, że my tutaj mamy o wiele mniejsze zaplecze techniczne i mniej środków na reklamę i promocję. Mimo to prezentujemy równie wysoki poziom i możemy robić podobne rzeczy. Momentem, który podniósł mnie na duchu, i jednocześnie sukcesem zmieniającym mój kierunek myślenia było zaproszenie do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie zostało wybranych 112 najlepszych światowych artystów. Dwa miesiące tam spowodowały, że mieliśmy okazję porozmawiać z performerami z całego świata, m.in. Brazylii, Włoch, Hiszpanii. To było bardzo dobre doświadczenie. Mamy w Polsce naprawdę dobry poziom i kilka teatrów akrobatycznych - w Legnicy, Lublinie czy Warszawie. Agencje z Kanady, Słowacji czy Czech bardzo często posiłkują się naszymi performerami.

Dążycie do renesansu?

Teatry uliczne też się zmieniają i raczej nie wrócą już do dawnej formy, to oczywiste. Niektóre z nich nadal nawiązują do tej "uliczności", ale nie wiem, czy to dobry kierunek. Chcemy, żeby u nas widz mógł przeżywać nie tylko wrażenia związane z imponującą akrobatyką. Nie jest to proste z uwagi na to, że nie każdy aktor może być sportowcem i nie każdy sportowiec może być aktorem. Ale jeśli już uda się to połączyć, efekt może być naprawdę piękny. Ktoś kiedyś powiedział, że wszystko już zostało wymyślone i teraz trzeba to tylko w odpowiedni sposób połączyć, ale wydaje mi się, że nadal można widza czymś jeszcze zaskoczyć.

rozmawiała Anna Solak

*Tomasz Rodak rocznik 1973, absolwent UAM i AWF w Poznaniu, artysta-performer. Założyciel i właściciel teatru akrobatycznego Z Głową w Chmurach, z którym zrealizował m.in. spektakle akrobatyczno-baletowe Askarian (2013) i Alicja w Krainie Czarów (2014, 2015) w Operze Poznańskiej i spektakle Asocjacje, Poznań 2009-2013. Założyciel szkoły artystyczno-akrobatycznej, inicjator stworzenia teatru Scena Parowozownia na Łazarzu.