Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Na dobry start

Sebastian Gabryel rozmawia z Marcinem Kostaszukiem i Michałem Wiraszko, współpracującymi przy miejskim projekcie My Name is Poznań, który właśnie doczekał się trzeciego albumu!

Fragment Poznania z lotu ptaka, widzimy szczyty budynków i bloków, w oddali Bałtyk. Budynki są pokolorowane na szaro, a niebo na pomarańczowo. - grafika artykułu
"My name is Poznan: 3.0", fot. materiały prasowe

Właśnie ukazała się płyta z utworami laureatów trzeciej edycji My Name is Poznań. Zanim jednak powiemy o niej coś więcej, chciałbym zapytać Was o początki tego projektu, bo niewiele miast może się takim pochwalić. Z jakich pobudek narodził się ten pomysł?

Marcin Kostaszuk: Rodowód tego pomysłu jest wybitnie pandemiczny. Współpracując przy festiwalu Spring Break w 2020 roku, zauważyliśmy, że nie tylko występy online, ale i koncerty organizowane w reżimie dwumetrowych odstępów między widzami nie mają sensu. Zimą 2020 roku stało się jasne, że w takich okolicznościach kolejny Spring Break nie powinien się odbyć. Jednak pod tą pokrywką sanitarnego reżimu buzowała twórczość - nagle pojawiło się więcej czasu na zakładanie nowych zespołów i pisanie piosenek. Złapanie ducha tego czasu wydawało się możliwe tylko przy uchyleniu drzwi do studiów nagraniowych, gdzie solo lub w małych grupach można było zarejestrować najbardziej obiecujące pomysły. Nie była to jednak formuła na zasadzie: "wejdź i nagraj", lecz działanie z dużym wsparciem kompetencyjnym. Bez kontaktów Michała debiutanci nie mieliby szans na pracę z najlepszymi polskimi producentami, takimi jak Marcin Bors, Marcin Macuk czy Piotr "Emade" Waglewski. Na hasło "Studio Otwarte" zgłosiło się wtedy ponad 200 zespołów, solistek i solistów, z których jury miało wybrać najciekawszą dziesiątkę. Skończyło się na trzynastce - bo tak trudny był to wybór, tak dużo dobrej, nowej muzyki powstaje w Poznaniu.

Dotychczasowe składanki odniosły spory sukces. Zastanawiam się, jakimi kryteriami kierujecie się przy doborze członków tego corocznego "dream teamu". Co jest tu najważniejsze?

Michał Wiraszko: Ten proces jest kilkustopniowy. Najpierw, by wybrać finalistów spośród wszystkich zgłoszeń, powołujemy zespół jurorski. Zasiadamy w nim jako producenci projektu, a oprócz nas znajdują się tam również przedstawiciele poznańskich i ogólnopolskich mediów, z naciskiem na muzyczne i kulturalne, przedstawiciele branży, menedżerowie, organizatorzy koncertów, a także nasz współwydawca - Kayax. Takie, zazwyczaj ośmio- dziesięcioosobowe, grono przesłuchuje wszystkie zgłoszone utwory, typuje swoją "dychę", a potem zasiada do dyskusji, w trakcie której wyłaniamy artystów, którzy trafią na album. Następnie decyzje podejmują już sami artyści, wybierając producentów, z którymi dopracują swoją piosenkę do finalnej formy albumowej i emisyjnej. Na poziomie artystycznym to ogromny walor My Name is Poznań. Po zakończeniu nagrań wspólnie wskazujemy troje artystów, których piosenki trafią na single i będą promować cały album. Do nich powstają również teledyski. Tak w skrócie wyglądają wszystkie aspekty decyzji i wyboru przez cały okres trwania projektu - od ogłoszenia naboru aż do premiery albumu.

My Name is Poznań to nie tylko lokalność, ale i eklektyzm. Dla mnie to spojrzenie na poznańską muzykę z lotu ptaka, pozwalające dostrzec nowości, które często pozostają niesłusznie niezauważone. Jak postrzegacie młodą muzyczną scenę w Poznaniu, nie tylko na tle innych polskich miast, ale również w skali Europy? Pytam, ponieważ słuchając niektórych projektów, mam wrażenie, że niczego im nie brakuje, by mogły wyjść ze swoją muzyką poza granice naszego regionu.

M.K.: Dobrze, że zwróciłeś uwagę na tę różnorodność. Szyld My Name is Poznań jest sygnałem lokalnej perspektywy, rozumianej jednak bardzo szeroko, bo mieszczą się w niej artystki i artyści powiązani z Poznaniem, zarówno od urodzenia, jak i tacy, którzy związali się z naszym miastem np. podczas studiów. Nie mamy aspiracji do zawłaszczania ich formalnej przynależności, po prostu oceniamy szanse na zaistnienie ich propozycji szerzej niż na lokalnym podwórku. Dlatego na naszych składankach nie znajdziesz jakichś utworów "ku czci" Poznania - takie wylatywały od razu! (śmiech) A czy nasza młoda scena zasługuje na uwagę? Jak najbardziej, choć w dobie setek premier płytowych tygodniowo na uwagę słuchaczy i mediów trzeba bardzo ciężko pracować. O sukcesie decyduje połączenie talentu, determinacji i szczęścia - my na start chcemy pomóc przedstawicielom tej sceny w szybszym wyrobieniu sobie wysokiej jakości muzycznych wizytówek, jakimi zwykle są piosenki z My Name is Poznań.

Pod koniec października odbyła się premiera płyty My Name is Poznań 3.0 - to 13 utworów zwycięzców, tym razem wybranych spośród 144 zgłoszeń. Co znajdziemy na płycie?

M.K.: Muzycznie nie ma przechyłu w żadnym kierunku - słychać, że dla wchodzącego w dorosłość pokolenia rapowanie jest dziś równie naturalne, co śpiewanie, więc rapuje zarówno wildecki prawilniak Szygenda, jak i wywodzący się z nurtu poezji śpiewanej Przybył. W tekstach mamy cały katalog obaw młodego pokolenia - czasem na gruncie wewnętrznych kryzysów (Młody Żmija) i poszukiwania tożsamości jak najdalszej od "wpisania się w ramy i kopii swej mamy" (Gabi Marszał), a czasem całkiem realistycznych "rozkładanych pał" w rękach sąsiadów Szygendy. Trudno rozstrzygnąć, co gorsze, ale te piosenki są jak soczewki, które w swojej piosence zakłada Valerka, by zobaczyć świat ze szczegółami umykającymi naszej zawsze rozproszonej uwadze.

Jak wspomnieliście, od początku projektu współpracujecie z Kayaxem. Dla każdego debiutanta praca z ludźmi tworzącymi tak cenioną wytwórnię to nie tylko szansa na zaistnienie w szerszej świadomości, ale i okazja do nauki. Utwory są rejestrowane i opracowywane pod okiem doświadczonych producentów. Co w tym kontekście warto podkreślić?

M.W.: My Name is Poznań to kompleksowy projekt, pozwalający młodym twórcom zetknąć się ze światem profesjonalnej branży muzycznej. Dbamy o to na każdym kroku - od doboru jurorów aż po działania promocyjne przy wydaniu albumów. Mając odrobinę dobrych chęci, przy tym projekcie młodzież może się naprawdę sporo nauczyć - pracy w studiu, współpracy z producentem, pracy na planie teledysku oraz z mediami przy premierze materiału. Dobrym przykładem tej współpracy na poziomie artystycznym, ale i edukacyjnym są kolejne etapy karier Kathii i Zuty. Oczywiście warto tu położyć akcent również na talent i pracowitość obu dziewczyn, ale myślę, że równie sprawiedliwie byłoby dodać, że współpraca z My Name is Poznań pozwoliła im wykonać świadome kroki na ścieżce profesjonalnej kariery muzycznej.

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024