Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Mityczne miejsca

- Moi rodzice w ogóle nie podróżowali, więc znałem tylko rodzinne Saint-Malo. Dopiero jako fotograf zacząłem jeździć po Bretanii, aby wykonywać zdjęcia w różnych miejscach i właśnie w ten sposób poznałem swój region - mówi Yvon Boëlle*, którego wystawy Wędrowcy Drogi św. Jakuba można oglądać na Wolnym Dziedzińcu Urzędu Miasta oraz Drogi św. Jakuba we Francji i w Hiszpanii w Domu Bretanii.

. - grafika artykułu
Góra św. Michała (Mont-Saint-Michel) we Francji jest ważnym miejscem pielgrzymkowym, a także początkiem jednego z odcinków Drogi do Composteli, fot. Yvon Boëlle

Proszę opowiedzieć o związkach swojej rodziny z fotografią.

Na przełomie XIX i XX wieku w Breście mój pradziadek zajmował się fotografią. A mój ojciec odziedziczył po nim jego bardzo stary już wówczas sprzęt. Kiedy byłem mały i miałem dziesięć czy dwanaście lat, ojciec uczył mnie fotografii. Razem robiliśmy zdjęcia, a potem wywoływaliśmy je w piwnicy naszego domu.

Bardzo szybko stałem się entuzjastą fotografii. Na pierwszą komunię świętą otrzymałem aparat fotograficzny Agfa. Na kliszy mieściło się dwanaście klatek. W Saint-Malo, gdzie się wychowywałem, robiłem zdjęcia wszystkiemu wokół siebie - zarówno ludziom, jak i różnym zdarzeniom. Poszedłem do gimnazjum, a potem zatrudniłem się w Saint-Malo jako czeladnik-fotograf i zrobiłem tam dyplom zawodowy.

Proszę opowiedzieć więcej o pradziadku. Jakiego sprzętu używał?

Nie poznałem pradziadka, bo zmarł w 1942 roku. Mój ojciec był fotografem-amatorem. Zdjęcia robił dla przyjemności. Odziedziczyliśmy po pradziadku powiększalnik z 1889 roku. Choć był bardzo stary, to jeszcze całkiem dobrze działał. Mój ojciec przerobił go, by pracował na lampie elektrycznej.

Do dziś zachowałem ten powiększalnik. Na początku przyszłego roku zostanie zaprezentowany na wystawie w Musée de Bretagne w Rennes. Będzie to duża ekspozycja o tytule Bretończycy i Bretania. Przy okazji przygotowywania tej wystawy i przeglądania w biurze rzeczy po moim dziadku, trafiłem przez przypadek na stare pudełko, o którego istnieniu dotąd nie widziałem. Okazało się wspaniałym odkryciem - znalazłem w nim fotografie mojego pradziadka sprzed 1905 roku. Zeskanowałem je i rozesłałem do różnych muzeów. Musée de Bretagne wyraziło nimi zainteresowanie. Prawdopodobnie przyjmą je do swoich zbiorów i zaprezentują w przyszłości. To wszystko zdarzyło się w zasadzie dzięki pandemii, bo ta sytuacja skłoniła mnie do uporządkowania materiałów w moim biurze, w którym miałem tak wiele pudełek, że nie wiedziałem nawet, co się znajduje w niektórych z nich.

Jakim miastem było Saint-Malo, gdy był Pan młody?

Było to miasto o wiele mniej turystyczne niż obecnie, choć wtedy też przyciągało zwiedzających. Moi rodzice w ogóle nie podróżowali, więc znałem tylko Saint-Malo. Dopiero jako fotograf zacząłem jeździć po Bretanii, aby wykonywać zdjęcia w różnych miejscach - i właśnie w ten sposób poznałem swój region.

Jakim doświadczeniem była praca w laboratorium Central Color w Paryżu? I czym się Pan tam zajmował?

Pojechałem do Paryża w ramach służby wojskowej. Trafiłem w armii do wydziału fotografii. Po zakończeniu służby wojskowej zostałem w Paryżu i w 1974 roku zatrudniłem się w laboratorium Central Color. Nauczyłem się tam wykonywać kolorowe odbitki. Była to oczywiście fotografia analogowa, ale laboratorium dysponowało nowoczesnymi maszynami, które bardzo usprawniały pracę. W Central Color poznałem wiele osobistości - wielkiego fotografa mody Helmuta Newtona czy Jacques'a-Henri Lartigue'a, legendę francuskiej fotografii.

Czy mógłby się Pan podzielić ciekawostką ze spotkań z legendami fotografii w Central Color?

W latach 70. młody prezydent Francji Valéry Giscard d'Estaing chciał zrobić sobie zdjęcie portretowe. Pomijając procedury, poprosił o to Jacques'a-Henri Lartigue'a, który nie był jego oficjalnym portrecistą. To właśnie mi przypadło wtedy w udziale wywoływanie tamtych zdjęć.

Muszę przyznać, że Jacques-Henri Lartigue był bardzo uroczym człowiekiem, który zawsze ubierał się lekko - zupełnie tak, jakby szedł na plażę. Cały rok wyglądał podobnie - nosił jasne, letnie spodnie, sandały bez skarpetek i czapeczkę na głowie. Był to drobny, niski i szczupły mężczyzna.

Pamiętam, jak raz wywołałem dla Lartigue'a wielkoformatowe zdjęcie. Fotograf nie był zadowolony z efektu. Ośmieliłem się więc zapytać, czy mógłbym zachować dla siebie nieudaną odbitkę, na co ten się zgodził. Byłem bardzo szczęśliwy i poprosiłem, czy zgodziłby się ją jeszcze podpisać. Wtedy zainterweniowała jego żona i powiedziała "Nie ma mowy. I tak ma pan szczęście, że mąż zgodził się podarować panu nieudaną odbitkę". Aby zrozumieć kontekst tej sytuacji warto wiedzieć, że żona Lartigue'a miała bardzo silną osobowość. Była od niego znacznie młodsza - z 25-30 lat. To ona trzymała ster w tym związku.

Co spowodowało, że wyjechał Pan z Paryża?

Pobyt w Paryżu był dla mnie trudny, bo tęskniłem za Bretanią. Ostatecznie powróciłem więc do rodzinnych stron. Po powrocie przez dziesięć lat prowadziłem sklep fotograficzny połączony z pracownią, który funkcjonował do początku lat 90.

Dlaczego wybrał Pan Drogi św. Jakuba na temat fotograficzny?

W 1994 roku gazeta "Ouest-France" zamieściła ogłoszenie z ofertą wykonania fotografii Dróg św. Jakuba we Francji. Zdjęcia miały być wykorzystane jako ilustracje do powstającej książki o czterech głównych odcinkach tych dróg we Francji. Santiago de Compostela fascynowało mnie, bo było dla mnie miejscem mitycznym - podobnie, jak Las Brocéliande w Bretanii, w którym miał mieszkać czarodziej Merlin z legend arturiańskich. Bardzo zaintrygował mnie więc ten temat, choć nigdy wcześniej nie byłem w Hiszpanii, nie znałem Galicji i nie mógłbym nawet wskazać na mapie Santiago de Compostela. Zacząłem więc zbierać informacje na ten temat i zgłosiłem do "Ouest-France" swoją kandydaturę do podjęcia zlecenia, które dotyczyło francuskiej części Dróg św. Jakuba. Udało się - zostałem wybrany i tak zaczęła się moja przygoda z tym tematem.

W lipcu 1996 roku wyruszyłem w pierwszą wędrówkę z pisarzem Patrickiem Huchetem po najważniejszej trasie Drogi św. Jakuba we Francji. Wędrowaliśmy z Puy-en-Velay przez miesiąc - bo tyle mniej więcej trwa taka podróż pieszo - nim dotarliśmy do granicy z Hiszpanią. Po tej wyprawie zabrałem żonę i syna, aby przebyć inne odcinki francuskich Szlaków św. Jakuba. Tym razem zdecydowałem się jednak pojechać samochodem, aby było szybciej. Już na wiosnę miała się ukazać książka, więc miałem jeszcze jeden miesiąc na wykonanie pozostałych zdjęć.

Nad tematem Dróg św. Jakuba pracowałem w sumie przez piętnaście lat. Dwa lata po pierwszych podróżach pojechałem na Szlaki Jakubowe do Hiszpanii. Odwiedziłem zarówno te stare i tradycyjne odcinki, jak i nowe. Bo okazało się, że wędrówki Drogami św. Jakuba zyskują na popularności. Współpracując z Patrickiem Huchetem wydaliśmy zresztą na ten temat bardzo wiele książek.

Często pytałem pielgrzymów, dlaczego wędrują Drogami św. Jakuba. Ku mojemu zaskoczeniu kilkukrotnie otrzymałem od nich odpowiedź, że zachęciły ich do tego właśnie te książki, które wydałem wspólnie z Huchetem. Nasza działalność miała więc jakiś wpływ na rosnącą popularność Dróg św. Jakuba we Francji.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

Tłumaczenie z j. francuskiego: Elwira Wróbel / Dom Bretanii

*Yvon Boëlle - urodzony w Bretanii francuski fotograf. Przez kilka lat pracował w laboratorium Central Color w Paryżu, gdzie miał okazję spotkać Jacques'a-Henri Lartigue'a, Helmuta Newtona, Sarę Moon oraz inne legendy fotografii i pod ich okiem wykonywać powiększenia zdjęć ich autorstwa na potrzeby prestiżowych wystaw w Paryżu. W latach 1996-2010 podążał francuskimi i hiszpańskimi drogami św. Jakuba. Powstało wiele tysięcy fotografii, które były prezentowane w licznych książkach i publikacjach we Francji i za granicą. 4-tomowa edycja zdjęć Boëlle'a ze Szlaku św. Jakuba wydana przez Ouest-France sprzedała się w 350 tysiącach egzemplarzy.

  • Yvon Boëlle, Wędrowcy Drogi św. Jakuba
  • Wolny Dziedziniec Urzędu Miasta, Plac Kolegiacki
  • czynna do 11.11
  • Yvon Boëlle, Drogi św. Jakuba we Francji i w Hiszpanii
  • Dom Bretanii
  • czynna do 30.11
  • wstęp wolny

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021