Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Likwidowanie barier

- Istotne wydaje mi się to, by próbować jak najmocniej zasypywać przepaść, która powstaje między dziećmi w największych miastach i tymi w regionie. Oczywiście, nie jesteśmy jedyną instytucją, która stara się to robić. Fantastyczną pracę wykonują lokalne domy i ośrodki kultury. Jeśli możemy im pomóc, to jest to właśnie realizowanie misji mediów publicznych - mówi Jan Józefowski, dziennikarz, od 2024 roku pełniący obowiązki dyrektora TVP Poznań.

Elegancko ubrany mężczyzna pozuje do zdjęcia w swoim gabinecie. Ma założone ręce, dyskretnie się uśmiecha. Po lewej, na ścianie, wiszą dwa duże plakaty. - grafika artykułu
Jan Józefowski, fot. Adam Jastrzębowski

Mają talent dzieciaki z "TalentAsów"?

Oczywiście, mnóstwo talentów! Znaleźliśmy Amelię, która nie tylko gra na gitarze i śpiewa, ale również sama pisze sobie teksty. Nikolę, początkującą fryzjerkę z niesamowitym głosem.  Młodą raperkę, która rapuje o swojej depresji i problemach swoich kolegów i koleżanek - trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej autentycznego, kto może o tym opowiadać.

Nigdy nie miałem wątpliwości że znajdziemy talenty, ale też że to szukanie jest bardziej potrzebne w regionach niż w Poznaniu. Program typu talent show, który ma popularną formułę, ale jest realizowany w domach kultury nie tylko większych miast, jak Konin czy Leszno, był daniem szansy tym dzieciakom, które w inny sposób mogłyby po prostu nie mieć szansy na przebicie się do mainstreamu. Ich rodzice zwracali nam uwagę, że każdy wyjazd na casting do telewizji to dla nich koszt - dojazdu, noclegu czy wzięcia wolnego w pracy. To, że tym razem to telewizja przyjechała do nich, było olbrzymim ułatwieniem. Oni i tak sporo wydają na pasje swoich dzieci i nie zawsze stać ich jeszcze na to, by jeździć po Polsce na kolejne przesłuchania. Moją jedyną obawą było to, że nasze jury te wszystkie dzieciaki chwali. Ale później doszedłem do wniosku, że to też jest ważne, by tym zdolnym i mądrym dzieciom mówić, że są zdolne i mądre.

Nie uniknie pan porównań do "Idola", "Mam talent" i innych, znanych z ogólnopolskich anten programów tego typu. Tak jak i oni szukaliście następców Kamila Bednarka czy Darii Zawiałow?

Nie szukaliśmy kolejnych gwiazd showbiznesu. Tym niech się zajmuje show-biznes, a nie media publiczne. Ten program miał troje zwycięzców: pierwszym było zdolne dziecko, drugim jego nauczyciel, trzecim - dom kultury. Tych troje zwycięzców dostało od nas równorzędne nagrody finansowe. Bo chcieliśmy pokazać widzom pracę nauczycieli w niewielkich miejscowościach i w domach kultury. Młodzi twórcy przychodzili do programu ze swoimi nauczycielami, była przestrzeń żebyśmy mogli o tej pracy opowiedzieć. Nagrywaliśmy też w domach kultury. Nie staraliśmy się wyłowić najbardziej barwnych i budzących kontrowersje postaci. To nas odróżnia od tych czysto komercyjnych programów.

Nie boi się pan posądzenia o festiwalizację kultury? O to, że "TalentAsy" będą meteorytem, który przeleci i nic po nim nie pozostanie?

Nasze działania nie będą incydentalne. Ci, których odkryliśmy w trakcie "TalentAsów" będą przez nas promowani i zapraszani na kolejne organizowane przez nas wydarzenia. Zresztą sam program wróci jeszcze w tym roku z drugim sezonem. Ponadto stworzyliśmy projekt pod nazwą "Scena Telewizji", w ramach którego produkujemy ciekawe spektakle grup teatralnych pochodzących z Wielkopolski. Emitujemy je w dni robocze, w godzinach pracy szkół i przedszkoli. Powiadamiamy te wszystkie wielkopolskie placówki o której godzinie przedstawienie będzie transmitowane na żywo z naszego studia tak, by nauczyciele mogli włączyć je dzieciom. I dostaliśmy już informację zwrotną, że wielu z nich chętnie telewizory włączyło.

Przy pierwszym spektaklu widownię stanowiły dzieciaki z poznańskich przedszkoli. Przy kolejnych produkcjach będziemy już zapraszali przedszkolaki z regionu, przywieziemy je na nasz koszt do studia. Zresztą pytanie o pokrycie kosztów przyjazdu było pierwszym, które usłyszałem. To pokazuje, że pierwszą barierą w dostępie do kultury, w tym dostępie dzieci, są po prostu pieniądze.

Dostęp do kultury jest dla dzieci mocno ograniczony geograficznie i ekonomicznie. Mieszkając w dużym mieście, takim jak Poznań, nie jest żadnym kłopotem pójście do Teatru Animacji, Centrum Sztuki Dziecka, na wystawę czy spektakl. Dojazd w zasadzie z każdego miejsca w Poznaniu trwa około 20 minut, w dużym mieście łatwiej też rodzicom wygospodarować na to środki, bo są tutaj większe zarobki. Natomiast mieszkając już 100 km od Poznania, w grę wchodzi czas poświęcony przez rodziców na dojazd, kwestia ceny biletów na pociąg czy benzyny. Taki wyjazd wymaga tak naprawdę dużej motywacji.

Za to spektakl w telewizji takiej motywacji nie wymaga, można po prostu włączyć odbiornik. Jest realna szansa, że dzięki temu więcej dzieci będzie miało możliwość dostępu do kultury. Samą "Sceną Telewizji" chcemy pokazać, że ciekawe mogą być nie tylko rzeczy które są bardzo szybkie, głośne i dynamiczne, w których jest stu superbohaterów, ale że ciekawa może być również muzyka fortepianu, stroje, scenografia. Jeśli nie damy naszym dzieciom szansy spotkania się z tego rodzaju sztuką, nigdy nie dowiemy się jak ona na nie zadziała. Już niedługo jeden z programów w naszym wieczornym paśmie publicystycznym raz w tygodniu będzie poświęcony bogactwu muzycznemu Wielkopolski. Gościć w nim będzie na żywo zawsze jeden z wielkopolskich zespołów.

To o czym pan mówi, to wyjście poza dziennikarstwo. Z funkcji obserwatorów kultury macie ambicje stać się jej kreatorami?

To jest pytanie o rolę mediów publicznych w regionie. Czy mają się zajmować wyłącznie serwisem informacyjnym czy odpowiadać na problemy społeczne?

A zatem - jaka jest rola lokalnych mediów publicznych według Jana Józefowskiego?

Moim zdaniem jeśli jesteśmy w stanie - a jak widać jesteśmy - powinniśmy próbować odpowiadać na problemy. Nie tylko te kulturalne, ale i społeczne. Próba likwidowania barier w dostępie do kultury w przypadku dzieci to tak naprawdę problem społeczny, ekonomiczny. To, w jaki sposób kultura będzie oddziaływać na dzieci, przekłada się na ich kreatywność w przyszłości, a ta będzie się przekładać na to, jakimi w dorosłym życiu będą specjalistami. Istotne wydaje mi się to, by próbować jak najmocniej zasypywać przepaść, która powstaje między dziećmi w największych miastach i tymi w regionie. Oczywiście, nie jesteśmy jedyną instytucją, która stara się to robić. Fantastyczną pracę wykonują lokalne domy i ośrodki kultury. Jeśli możemy im pomóc, to to jest właśnie realizowanie misji mediów publicznych

W telewizji publicznej łatwiej jest spojrzeć łaskawym okiem na kulturę niż w mediach prywatnych? Jestem przekonany, że bardziej opłacalne finansowo byłoby wysłanie tych kamer na mecz Lecha zamiast do domu kultury.

To jest pytanie o cel naszego istnienia. Telewizja komercyjna ma generować zysk, za to publiczna tworzyć ofertę, która odpowiada na rozmaite potrzeby społeczeństwa. Jeśli media publiczne miałyby działać tylko w ekonomicznych ramach, to równie dobrze mogłyby je zastąpić media prywatne. A ja chciałbym na odwrót: abyśmy środki które zarobimy - również organizując przedsięwzięcia komercyjne - wydawali na tworzenie kolejnych spektakli i naszą "misyjną" działalność. Ostatni rok pokazał, że to działa.

A czy przypadkiem nie przekłada się to na mniejszą oglądalność? Czy za parę miesięcy nie okaże się, że statystyki spadły na łeb na szyję i trzeba będzie się z tych pomysłów wycofywać?

"TalentAsy" miały kilkukrotnie większą oglądalność od programów pokazywanych w tym samym czasie parę miesięcy wcześniej. To zadziałało. Tak jak i wymyślony przez nas program dla seniorów, do którego seniorzy mogą zadzwonić i się po prostu wygadać. W tym programie są eksperci udzielający konkretnych porad. Telefon od widzów nieustannie dzwoni - okazało się, że jest to program, którego potrzebują...Wystarczyło stworzyć program adresowany do konkretnej grupy odbiorców, która ma powody, by go obejrzeć.

Skoro jesteśmy przy tematach społecznych: środowe rozmowy dnia oddaliście dwóm - wydaje się na pierwszy rzut oka - przeciwstawnym grupom. Raz prowadzącym jest redaktor naczelny "Przewodnika Katolickiego", innym razem członek Grupy Stonewall.

Chcieliśmy oddać głos środowiskom które są liczne i pozwolić im samym zrealizować ich program. Sami wybierają tematy, sami zapraszają gości. I to po prostu działa, te rozmowy mają sporą oglądalność.

A czy ten telewizyjny pluralizm nie spotkał się hejtem?

Najpierw był oczywiście protest pod naszą siedzibą, ale potem było spokojnie. Może pierwszy odcinek prowadzony przez Grupę Stonewall faktycznie spotkał się z różnymi komentarzami, ale potem nastąpił proces "spotykania się i oswajania". Nie powstało zjawisko stałego hejtu, atakowania tych rozmów - tak przez jednych, jak i przez drugich. Te programy pokazują i omawiają realne problemy. Są omawiane spokojnie, nie ma w nich niczego kontrowersyjnego. Jest tylko, albo aż, merytoryczna dyskusja. Mam tu na myśli zarówno odcinki prowadzone przez osoby ze środowiska LGBT, jak i te, których gospodarzem jest ksiądz Wojciech Nowicki z "Przewodnika Katolickiego". Obie społeczności mierzą się po prostu ze swoimi problemami.

To budujące, że jedną antenę mogą dzielić przedstawiciele dwóch, zdawałoby się skrajnie różnych, grup społecznych i... nic się nie dzieje.

Po prostu trzeba próbować. To jak z obecnością kultury w mediach. W wielu komercyjnych mediach redakcje kultury się likwiduje, bo "ludzie nie chcą o tym czytać". Ale skoro się o kulturze nie pisze, to jak ludzie mają o niej czytać?

Odnoszę wrażenie, że otworzyliście się w ostatnim roku na działania spoza Poznania. Coraz chętniej wyjeżdżacie poza granicę stolicy Wielkopolski.

W Poznaniu jest dużo mediów, które mogą opowiadać o wydarzeniach z naszego miasta. A w regionie są dziesiątki innych, mniejszych miast i miasteczek, równie interesujących. Poznań sobie poradzi, a w regionach możemy znaleźć i ciekawych twórców i ważne problemy, nad którymi również warto się pochylić. Tam publiczne media są dużo bardziej potrzebne niż w Poznaniu. Oczywiście, dużo łatwiej jest nagrać "setkę" po drugiej stronie ulicy i szybko wrócić do ciepłej redakcji, ale przecież nie po to istnieje telewizja publiczna.

Rozmawiał Adam Jastrzębowski

Jan Józefowski - dziennikarz, menadżer, wykładowca akademicki. P.o. dyrektora TVP Poznań od stycznia 2024. Wcześniej dyrektor w komercyjnych projektach medialnych. Autor artykułów o tematyce ekonomicznej i politycznej w ogólnopolskich mediach. Autor programu edukacji medialnej "Projekt Obiektyw", w którym w latach 2017-2023 w niewielkich miejscowościach prowadził zajęcia z odróżniania informacji od propagandy. Polonista i psycholog biznesu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025