Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Spring Break. Nie tylko Dawid Podsiadło

Spring Break rozkręcił się na dobre. Na placu Wolności wystąpili Taco Hemingway i Dawid Podsiadło, w CK Zamek koncert dał Jazzombie, a w Blue Note Marcelina. To oczywiście tylko skromny wycinek festiwalowych wydarzeń, które odbyły się w piątkowy wieczór.

. - grafika artykułu
Koncert Dawida Podsiadło, fot. Tomasz Nowak

Taco Hemingway (czyli warszawski raper Filip Szcześniak) to niewątpliwe odkrycie ostatniego roku, choć jego "Trójkąt warszawski" został wydany przecież już dwa lata temu. Mimo to, dopiero teraz raper święci prawdziwe triumfy, a to głównie za sprawą swoich ostatnich nagrań, którymi dosłownie zawojował polski rynek muzyczny. Dość powiedzieć, że jego utwór "Następna stacja" swego czasu wspiął się na pierwsze miejsce Listy Przebojów radiowej Trójki, a rymy o tym jak podróżuje się stołecznym metrem z ludźmi, którzy "mielą mięso w pyskach", nuciło pół Polski. Nie byłoby w tym może niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że to przecież rap, a ten z założenia zazwyczaj pozostaje w cieniu. Odpowiedzialny za bity Maciej Ruszecki, który jest  drugim ojcem muzycznego sukcesu Hemingwaya, zasługuje na osobne uznanie. Tym bardziej cieszy fakt, że towarzyszył Taco na scenie podczas krótkiego występu na poznańskim placu Wolności. Występu poprawnego, acz rozczarowującego. Owszem, wybrzmiały wszystkie najważniejsze i wyczekiwane przez publiczność (pochodzące z ostatniej płyty o wiele mówiącym tytule "Umowa o dzieło") kawałki, takie jak "Awizo", "6 zer" czy "Białkoholicy", jednak czegoś w nich zabrakło. To przecież największe bolączki młodego pokolenia na bieżąco punktowane właśnie przez jednego z jego przedstawicieli. A jednak wybrzmiały bez większych emocji, nie porywając tłumów i nie pozostawiając większego śladu. Jeśli czegoś natomiast nie zabrakło, to niespodzianek, jak choćby zagranego jako jeden z ostatnich, stworzonego wspólnie z Wojtkiem Sokołem utworu "Lek przeciwbólowy".

Talent i luz

O wiele bardziej rozgrzał publiczność występujący po Taco Dawid Podsiadło, który już od pierwszych dźwięków znakomicie wpasował się w festiwalowy klimat i nastrój publiczności. Tę ostatnią uwiódł nie tylko wyśmienicie zagranymi utworami, ale i lekkimi, dowcipnymi gawędami pomiędzy poszczególnymi piosenkami. Fakt, że zadanie miał ułatwione, bo Taco wystąpił niejako naturalnie w roli jego supportu. Poza tym sprzyjała mu wieczorna aura, która zawsze ośmiela publiczność i wprowadza odpowiednią koncertową atmosferę. I bez tego Podsiadło poradziłby sobie znakomicie, a to dlatego, że mimo iż niektóre swoje kawałki wykonuje już bardzo, bardzo długo, wciąż bawi się ich formą, modyfikuje je i ostatecznie zaskakuje słuchaczy. Jak choćby w bardzo odmiennej od oryginału aranżacji "Trójkąty i kwadraty", z której zespół równie płynnie co nieoczekiwanie przeszedł do klubowego hitu "Get lucky" grupy Daft Punk. Równie mocno i świeżo zabrzmiały też "Powiedz mi, że nie chcesz", "Nieznajomy", "Forest" i wielki hit zespołu - "W dobrą stronę", odśpiewany wspólnie z publicznością.

Ogromny talent, godny podziwu profesjonalizm, a jednocześnie ujmująca skromność i niewymuszona naturalność zwykłego "chłopaka z sąsiedztwa" to elementy, które nie zawsze idą ze sobą w parze. Koncerty takie jak ten to żywy dowód na to, że to jednak nadal możliwe.

Kontrolowany hałas

Zanim Dawid Podsiadło zaczął uwodzić publiczność na placu Wolności, w pobliskim klubie Pod Minogą wystąpił zespół Protomartyr. Ich półgodzinny koncert przyciągnął określoną grupę odbiorców - fanów post punka. W małej sali klubu akurat pomieściła się publiczność, która w większości zdawała się być świadoma gatunku, jaki wykonuje amerykański kwartet. To był kontrolowany hałas. Utwory były krótkie, gitarowe, ostre. Jednocześnie przy takiej aranżacji muzycznej, wokalista prezentował coś, co plasowało się pomiędzy melorecytacją a skandowaniem. Piosenki Protomartyr kończyły się hałaśliwie i nagle - tak, jak klasyczne postpunkowe kawałki powinny się kończyć. Niestety, równie nagle skończył się cały występ zespołu. To chyba jedyny minus, bardziej logistyczny niż wynikający z winy artystów. Chciałoby się, żeby jedna z flagowych nazw znanej wytwórni Sub Pop miała ważniejsze miejsce w programie festiwalu.

Literatura bez wstydu

Wytchnienie po postpunkowym koncercie dał zespół Jazzombie, który wystąpił w CK Zamek. Jazzombie to projekt, w którego skład wchodzą zespoły Lao Che i Pink Freud. Na scenie pojawiło się więc jedenastu muzyków wyposażonych w przeróżne instrumenty - od saksofonu po trąbkę. Ich występ był dokładnie taki, jakiego można było po takim składzie oczekiwać: różnorodny, świetnie zagrany i angażujący publiczność. Jazzombie zagrali piosenki oparte o teksty polskich klasyków: Juliana Tuwima czy Czesława Miłosza. Wokalista Lao Che, Hubert "Spięty" Dobaczewski świetnie radził sobie ze śpiewaniem literatury, a zespołowi udało się uratować te utwory od skojarzeń z piosenką aktorską. Korzystali z zasobów muzyki world, aranżacji reagge i  jazzowych. Muzycy świetnie bawili się na scenie, zarażając publiczność swoim entuzjazmem. Zabrzmiała m.in. "Dziewiąta", czyli ich interpretacja szlagieru "Umówiłem się z nią na dziewiątą". Nic dziwnego, że grupa grała aż 15 minut ponad planowy czas.

Country rock o złej porze

W klubie Blue Note drugi dzień festiwalu zamknął występ Marceliny z zespołem. Marcelina ma świetne aranżacje z pogranicza folku i amerykańskiego country rocka. Ma też świetny wokal, którym operuje jak dodatkowym instrumentem. Choć teksty jej piosenek nie są najlepsze ("Nie zapuka już już już/ Nie otworzę mu mu mu"), to muzyka się broni. Jednak występować po Jazzombie, to duże wyzwanie. Muzyka Marceliny wybrzmiałaby o wiele lepiej o popołudniowej porze, przy bardziej wypoczętej publiczności.

Anna Solak, Jolanta Kikiewicz

  • Koncerty: Taco Hemingway, Dawid Podsiadło, Protomartyr, Jazzombie i Marcelina
  • Festiwal Spring Break 2016
  • 22.04