Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Gogol pod Pegazem

Do listy spektakularnych realizacji naszej sceny operowej, wystawianych po premierze zaledwie kilka razy, dołączył "Portret" Mieczysława Wajnberga.

. - grafika artykułu
fot. K. Zalewska/mat. Teatru Wielkiego

Odwieczny dylemat artystów - czy kreować sztukę autonomiczną, czystą, szlachetną, ale mało dochodową czy raczej z dobrym zyskiem sprzedawać swój talent tworząc "pod publiczkę" - to naczelny problem fabuły najnowszej premiery Teatru Wielkiego. Według opowiadania Mikołaja Gogola akcja toczy się w dziewiętnastowiecznym Petersburgu, gdzie wegetuje na krawędzi ubóstwa malarz Czartkow. W jego marzeniach pojawia się i znika Psyche - uosobienie piękna i natchnienia. Momentem zwrotnym jest nabycie przez niego obrazu przedstawiającego portret starca. Dzięki temu zakupowi malarz staje się bardzo bogaty. Czartkowa stać na opłacenie świetnej recenzji swoich prac, skutkiem czego w jego pracowni ustawia się kolejka chętnych do sportretowania. To dobrze płacący, "ważni" reprezentanci petersburskiego establishmentu, którzy żądają, by malować ich jako ludzi urodziwych, sympatycznych, pełnych dobroci. Po latach prosperity artysta zdaje sobie sprawę ze zmarnowanego talentu. Przestaje przyjmować klientów, wykupuje obrazy innych malarzy i w geście rozpaczy niszczy je. Nie udaje mu się naszkicować portretu "swojej" Psyche. Umiera w rozpaczy i osamotnieniu.

Wizja reżysera

Pountney w pierwszych dwóch aktach pozostał w zgodzie z gogolowskim oryginałem, umieszczając akcję w mocno skarykaturowanych, ale jednak petersburskich realiach. Akt III - co uważam za sztuczne i niecelowe - przeniósł w czasy sowieckiego totalitaryzmu, w nachalny sposób drażniąc widzów zwielokrotnionym portretem Józefa Stalina. Główny bohater, ucharakteryzowany na Andy'ego Warhola, umiera z przedawkowania leków, a jego ostatnie chwile - filmowane ręczną kamerą - obserwujemy na wielkim ekranie. Trzeba bardzo mocno podkreślić, że poznańska realizacja Portretu jest przeniesieniem, łącznie ze scenografią i światłami, spektaklu reżyserowanego przez Davida Pountneya w Opera North w Leeds. Nawet zamieszczone w programie (zresztą bardzo ładnym edytorsko) fotografie są rejestracją angielskiego, a nie poznańskiego spektaklu, co uważam za kuriozalne!

W świecie dźwięków Wajnberga

Muzyka zapomnianego przez lata Wajnberga przeżywa ostatnio renesans, z czego, oczywiście, należy się cieszyć. Jednakże akurat warstwa dźwiękowa Portretu, naznaczona kalkami z twórczości Strawińskiego, Prokofiewa i Szostakowicza, nie porywa. Wręcz przeciwnie - niezwykle trudna interpretacyjnie i, zwłaszcza w I akcie, nieznośnie nużąca w odbiorze, pozbawiona jest niemal całkowicie melodii-kluczy przyporządkowanych poszczególnym scenicznym postaciom. Tym większe uznanie należy się solidnie przygotowanym wykonawcom - solistom i orkiestrze pod dyrekcją Tadeusza Kozłowskiego. Śpiewacy potrafili i wokalnie, i aktorsko różnicować kreowane przez siebie, często odmienne role, np. Natalia Puczniewska była Sprzedawczynią, a później Damą, a Marek Szymański Sprzedawcą, Turkiem i Kelnerem. Bardzo dobrze zaprezentował się Michał Partyka w roli służącego Nikity, natomiast śpiewający ściśniętym, niebrzmiącym głosem Jacek Laszczkowski jako główny bohater stworzył zupełnie nieprzekonującą, papierową sylwetkę nieszczęśliwego malarza.

Czy Poznaniacy pokochają to przedstawienie? Wątpię, chociażby z tego powodu, iż w bieżącym sezonie - poza trzema spektaklami grudniowymi - operę tę będzie można oglądać jeszcze tylko dwukrotnie, w styczniu.

Teresa Dorożała-Brodniewicz

  • "Portret" Mieczysława Wajnberga na podstawie opowiadania Nikołaja Gogola
  • reżyseria: David Pountney
  • Teatr Wielkiw Poznaniu
  • polska prapremiera: 6.12, g.19