Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Ethno Port. Dialog, czyli otwartość

Pełna emocji i głębokich podtekstów współpraca ormiańsko-turecka, eksperymenty polsko-pakistańskie, a wreszcie ludyczny duch Słowiańszczyzny i Karpat. W piątek na Etnho Porcie nie brakowało pięknych doznań.

. - grafika artykułu
Vardan Hovanissian & Emre Gultekin, fot. Tomasz Nowak

Dla ethnoportowej publiczności kaprysy pogodowe to nic nowego. Pojawiały się i pojawiają, nie mając większego wpływu ma przebieg festiwalu, jego program i charakter. Choć oczywiście klimat imprezy byłby zupełnie inny, gdyby w piątkowy dzień mogła funkcjonować Scena na Trawie przed Zamkiem. Niestety ulewne deszcze spowodowały, że było to niemożliwe i zaplanowany tam koncert trzeba było przenieść do Sali Wielkiej. Wszystko to nie zakłóciło jednak szczególnej atmosfery festiwalu - wielkiego święta muzyki ze świata, także miejsca dialogu, otwartości, ale też przyjaznych, uśmiechniętych ludzi i nade wszystko wspaniałych przeżyć artystycznych.

Język szlachetny

Festiwal się w swoim przesłaniu nie zmienia. Jest fiestą, rozmową, refleksją, podróżą - duchową i intelektualną. Zmienia się jednak, co podkreślali w piątek organizatorzy, kontekst. Zmienia się świat wokół. Dlatego Ethno Port nie jest już, jak przed kilkoma laty, imprezą tylko muzyczną. Stał się festiwalem idei - tak mniej więcej mówili dyrektor Zamku Anna Hryniewiecka i dyrektor festiwalu Andrzej Maszewski.

Konferencje prasowe i przemówienia inauguracyjne nie są na festiwalach najważniejsze, ale tym razem wydaje sie, że owe deklaracje są szczególnie istotne. Zresztą towarzyszyły im wielkie brawa publiczności. Ową ideą spajającą imprezę, jej myślą główną jest - być może na pozór oczywiste i banalne przekonanie - że wszyscy jesteśmy równi, wszyscy mamy równe prawa. Że, wreszcie, wszystkie kultury są sobie równe. Że, dopowiadam już według własnej intuicji, są gdzieś tam w porządku świata takie obszary, jak np. ekonomia, gospodarka, polityka, ale to w obrębie kultury, muzyki, artystycznej wymiany myśli i emocji rodzi się szczególna szansa na porozumienie. Oczywiście, nie wyłącznie tu, ale być może tu w sensie najważniejszym, najprostszym i - przy okazji - najbardziej szlachetnym.

Spięcie

Takie przekonania utwierdził w słuchaczach pierwszy dzień tegorocznego festiwalu. Były w jego trakcie koncerty o sile symbolu, ale i niemniej istotne eksperymenty - dialogi kultur. Swego rodzaju wymiana myśli natchnień, inspiracji. Był, towarzyszący festiwalowi od zawsze, dialog z tradycją (z tradycjami). Bo bez niego nie ma tego, co zechcemy nazwać folkiem, etno czy muzyką świata. Rodzi się ona bowiem zawsze z twórczego spięcia między tym, co dawne a nowoczesnością. Warunkiem jej zaistnienia jest świadomość tradycji, celem czy punktem dojścia - próba własnej opowieści (językiem bardziej czy mniej współczesnym). I o tym wszystkim też pięknie opowiadał pierwszy dzień festiwalu.

Dialog na saz i duduk

Owym wyraziście symbolicznym wydarzeniem, chyba nie przypadkiem rozpoczynającym tegoroczny festiwal, był koncert duetu Vardan Hovanissian & Emre Gultekin. Artyści z Armenii i Turcji spotkali się w projekcie "Adana" (z tak samo zatytułowaną płytą), by szukać twórczej nici porozumienia miedzy zwaśnionymi narodami - w muzyce pełnej lekkości, subtelności, czasami przeszywającej melancholii, ale i chwilami skłonnej do żywiołowych, zgoła tanecznych temp. Adana to nazwa regionu i miasta, gdzie doszło do rzezi Ormian. Ale, jak podkreślano ze sceny, zdarzyło się to już w 1909 roku, na kilka lat przed wielkim ludobójstwem z 1915 roku. Twórczość duetu można więc odczytać też jako swego rodzaju memento: by zatrzymać się zanim nastąpi kataklizm. Ich muzyka jest jednak jak wspomniałem harmonijna, pełna szlachetności, uroku i jasnych barw. Pięknie brzmiał w Sali Wielkiej saz (lutnia długoszyjkowa) Gultekina, który ogniskował wokół siebie brzmienie całości i zachwycał granymi przez siebie partiami. W kilku utworach również śpiewał. Hovanissian towarzyszył mu na duduku uzasadniając przekonanie wielu słuchaczy, że to jeden z najpiękniejszych instrumentów świata. Subtelnie wspierali ich jeszcze dwaj belgijscy muzycy na kontrabasie oraz bębnach ramowych i darabukce.

Bez granic

Nasza sytuacja jest luksusowa. Nie musimy bowiem wyjeżdżać z Poznania, by odbyć daleką podróż - mówił aforystycznie w piątek Andrzej Maszewski. I taką podróż, taki kolejny niecodzienny dialog zaproponowali nam Karolina Cicha i Shafqat Ali Khan oraz towarzyszący im muzycy. Ali Khan w swej twórczości odwołuje się do mistycznego nurtu qawwali i pieśni miłosnych ghazal. Było to słychać i w piątek. Artyści postanowili pokazać, że możliwe jest coś na pozór niemożliwego. Spójny, pasjonujący koncert, który jest owocem zdumiewająco naturalnie brzmiącego dialogu dwóch odległych kultur. Może to nawet więcej niż dialog, artyści zdawali się bowiem mówić dosłownie jednym językiem, a ich głosy i instrumenty tak się w siebie zaplotły, że sprawiały wrażenie prawdziwej jedności. I przeplatały się wątki muzyki pakistańskiej, polskiej, chasydzkiej, środkowoeuropejskiej.

Składu zespołu poza śpiewającymi liderami (Cicha grała też m.in. na akordeonie) dopełniali dwaj muzycy pakistańscy - obsługujący tablę i sarangi oraz dwaj polscy instrumentaliści. Oni to - świetnie znani na folkowych scenach Bart Pałyga (m.in. elektryczna wiolonczela) i Mateusz Szemraj (gitara, rubab, cymbały) w znaczący sposób decydowali o charakterze brzmienia zespołu. Brzmienia rewelacyjnego. Także w chwilach, gdy prowadzili publiczność uniesieni zbiorową improwizacją. Warto podkreślić, że koncert związany był z oficjalną polską premierą wspólnej płyty artystów "Music without borders".

Źródła

Były też w piątkowy wieczór twórcze dialogi z tutejszą tradycją - polską, słowiańską, karpacką. Potwierdzające, że może to być inspiracja do świetnej muzycznej zabawy, bardzo podobającej się publiczności.

Oto w Sali Wielkiej Zamku (to właśnie ten koncert przeniesiony ze Sceny na Trawie) wystąpił zespół Gramy! - grupa piętnastu młodych i doświadczonych muzyków góralskich. To, jak ktoś żartem powiedział, potrojona kapela góralska - a nawet trochę więcej: trzech kontrabasistów, trzech akordeonistów, dwóch cymbalistów i siedmiu skrzypków. A muzyka? Raczej nie podhalańska. Artyści wędrują wzdłuż łuku Karpat przez Spisz, Słowację, Węgry, Rumunię. Proponują zbiorowe, dynamiczne granie, mocno zrytmizowane, melodyjne i trafiające w gust publiczności. Ową żywiołowością, dynamizmem i gęstością grania mogli przypominać jedną z gwiazd festiwalu sprzed kilku lat, wielkich Taraf De Haidoiks. Pod względem siły artystycznego przekazu, charakteru i oryginalności polskim muzykom jednak sporo jeszcze brakuje.

Pierwszy dzień festiwalu zakończyło jeszcze jedno własne autorskie spotkanie z tutejszą, polską muzyką. Poznański Dom Tańca i zespół Lautari (z nowym programem Dżezbandyta) zaprosili na zabawę taneczną na dziedzińcu zamkowym.

Tomasz Janas

  • Ethno Port Poznań - dzień pierwszy
  • CK Zamek
  • 17.06