Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

NOSTALGIA FESTIVAL. Martwe tango

Tęsknota wywoływana za pomocą muzyki ma różne oblicza i zabarwienia. Tej, którą wzbudził występ Dino Saluzzi Trio, najbliżej do... niedosytu.

. - grafika artykułu
fot. M. Zakrzewski

Nauczyłam się już, że to, co zapowiadane jest w występach wielu artystów, może w percepcji odbiorcy dość znacznie mijać się z założeniem twórców (i to w przeróżnych kierunkach). Na koncert Dino Saluzzi Trio wybierałam się więc bez wygórowanych oczekiwań, choć "pochodzące z rejonu andyjskiego opowieści z nurtu magicznego realizmu" rysowały się w opisie organizatorów całkiem intrygująco. Tym bardziej, że zaproszeni muzycy mieli przywieźć ze sobą bandoneon, saksofon, wiolonczelę i nostalgię dalekiej Argentyny.

Bracia Saluzzi najwyraźniej rzeczywiście mocno związani są ze swoją ojczyzną, bowiem treść muzyczna prezentowanego projektu zdecydowanie bazowała na argentyńskiej estetyce. Nic też dziwnego w tym, że w ich żyłach płynie tango - wszak Dino Saluzzi nie od dziś uznawany jest za (drugiego po Astorze Piazzolli) czołowego bandoneonistę w swoim kraju. Zaskoczyło mnie jednak to, jak bardzo ta muzyka jest mi znana, a bynajmniej nie tego typu zaskoczeń się spodziewałam. Szczerze mówiąc, nie znalazłam w występie tria niczego odkrywczego. Właściwie wszystkie utwory składały się ze średnio dobranych, za to dobrze znanych motywów w stylu tango nuevo.

Niedociągnięć pierwszego koncertu Festiwalu Nostalgia było kilka. Mało, że Felix Saluzzi notorycznie grał za wysoko - dźwiękiem i stylem swojej gry na saksofonie wprowadzał do tej i tak niezbyt spójnej muzyki klimat niewyszukanego wesela. Ponadto musiało minąć przeszło pół koncertu, nim specjaliści od nagłośnienia zorientowali się, że kolumny w połowie kościoła stoją nieme i bezużyteczne.

Nie są to jednak główne powody, które sprawiły, że koncert nie przyniósł mi żadnej przyjemności. Najbardziej przykrym bowiem było nieopuszczające mnie wrażenie, że bracia Saluzzi (zwłaszcza Dino) zupełnie nie chcą zaangażować się w swój występ. Grali jakby bez życia, co mija się przecież z ideą wybranej przez nich stylistyki. A jeśli takie było ich - konsekwentnie wypełniane - założenie, to moim zdaniem tytuł Navidad de los Andes (Narodzenie w Andach) jest dla przeciętnego słuchacza zbyt przewrotny.

Muszę jednak zwrócić honor wiolonczelistce - pochodząca z Niemiec Anja Lechner, choć bez widocznego wsparcia kolegów, próbowała ożywić występ za trzech. Słychać było, że ma dużo do powiedzenia i doświadczenie w kameralnym graniu, czemu w pełni miała szansę dać wyraz dopiero następnego wieczoru jako jedno z ogniw Tarkovsky Quartet.

Dziwnie nie pasuje mi ten koncert do pozostałych dwóch festiwalowych wieczorów, które z kolei doskonale wypełniły idee Nostalgii, angażując i porywając słuchaczy. Występ Dino Saluzzi Trio absolutnie niczego nie wniósł w moje życie i wyszłam z koncertu prawie taka sama jak wcześniej, tyle tylko, że mocno zawiedziona. Z definicji nostalgia oznacza przede wszystkim tęsknotę za ojczyzną. A jedyny przejaw nostalgii jaki mnie opanował to dosłowna myśl, że może lepiej byłoby mi teraz w domu.

Magdalena Lubocka

  • Nostalgia Festival
  • Dino Saluzzi Trio
  • 17.10 g. 20, kościół oo. Jezuitów