Żeby poznać pobudki, z jakich gdański kwartet zdecydował się na tak odważny ruch, należy przyjrzeć się jego początkom. Projekt powstały pod koniec lat dziewięćdziesiątych z inicjatywy basisty Wojciecha Mazolewskiego po trzech latach intensywnych prób wydaje debiutancką płytę pt. "Zawijasy". Zawarte na niej utwory z miejsca przykuwają uwagę polskiego środowiska jazzowego, a zwłaszcza nieobliczalnej sceny yassowej. To zresztą nie może dziwić - utworzona dziesięć lat wcześniej przez trójmiejskich i bydgoskich muzyków z Tymonem Tymańskim na czele, znalazła kolejnych godnych im przedstawicieli zdolnych utrzymać ją przy życiu.
Z końską mocą
Dwa lata później na sklepowych półkach pojawił się drugi album zespołu o znaczącym tytule "Sorry music polska", dzięki któremu o Pink Freud zrobiło się głośno również zagranicą. W dalszym ciągu muzyków interesował przede wszystkim eksperyment, co w kolejnych latach zmuszało grupę do odejścia od ogranej stylistyki na rzecz choćby muzyki fusion, osadzonej nie tylko w jazz, ale i postrockowej stylistyce. Była ona zauważalna zwłaszcza na ostatniej płycie studyjnej zatytułowanej "Horse & Power", która w 2012 roku zajmowała pierwsze miejsca w wielu rocznych podsumowaniach.
Spacer po ciemnej dolinie
Nie da się ukryć, że do tej pory drogi zespołu, jak kręte by one nie były, prędzej czy później zawsze kierowały go w stronę jazzu. Tak było również i teraz, choć nie da się ukryć, że tym razem ścieżka, jaką postanowiła podążyć grupa, jest szczególnie kręta i wyboista. Warto było ją przejść, skoro zdaniem wielu słuchaczy w historii współczesnego polskiego jazzu "Pink Freud plays Autechre" jest zjawiskiem niemal bez precedensu. Co w nim takiego wyjątkowego? Przede wszystkim w pełni cyfrowy fundament, na jakim muzycy postanowili oprzeć improwizacje na "analogową" trąbkę, saksofon, perkusję i bas.
Byka za rogi!
Od chęci wykonania na żywo eksperymentalnej muzyki elektronicznej autorstwa duetu Autechre przeszli do imponujących czynów. W latach dziewięćdziesiątych "radosna" twórczość Roba Browna i Seana Bootha wprawiała w konsternację nawet zagorzałych fanów gatunku, zgodnie oceniających utwory Brytyjczyków jako muzykę wyjątkowo abstrakcyjną, a co za tym idzie, bardzo wymagającą. Zwłaszcza jeśli nie tylko staramy się ją przyswoić, ale złapać w swoje ręce...
(Nie)kontrolowany chaos
Wielokrotne zmiany tempa, zgiełkliwość, repetytywność czy wreszcie atonalność sekwencji, zmieniających się jak w kalejdoskopie - to tylko pierwsze z pozornie pejoratywnych skojarzeń towarzyszących słuchaniu rozlicznych albumów Autechre. Projektu znanego z całkowitej niezależności uwypuklonej graniem nielicznych koncertów, i to na dodatek w egipskich ciemnościach. W czwartkowy wieczór jego utwory, takie jak "Basscadet", "Montreal" czy "Laughing quarter", będzie można usłyszeć w wykonaniu Mazolewskiego, Milwiwy-Barona, Klimczuka i Goli. Zapowiada się koncert dźwiękowych osobliwości...
Sebastian Gabryel
- Pink Freud plays Autechre
- Blue Note Jazz Club (ul. Kościuszki 79)
- 13.10, g. 18.30
- bilety: 50 zł (w przedsprzedaży), 60 zł (w dniu koncertu) - dostępne m.in. w CIM-ie