Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

W ciernistych krzakach jeżyn

By muzyka przerodziła się w magię, naprawdę nie potrzeba wiele. Czasem wystarczy zdezelowana gitara, zużyty mikrofon i kilka innych wysłużonych instrumentów. Większość piosenek Blackberry Hill powstało na babcinym strychu...

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Jeśli jeszcze nie wiecie, gdzie spędzić najbliższy sobotni wieczór, to zaryzykujcie i zajrzyjcie do kameralnych wnętrz Meskaliny, w której odbędzie się darmowy koncert bydgoskiego zespołu Blackberry Hill. O tyle nietuzinkowego, że mimo wyraźnego zorientowania na dawno spłowiałe gatunki, takie jak indie i folk, jego twórczość opisać jako "szablonową" jest niewątpliwie trudno. A przecież w dobie renesansu melancholijnych, balladowych brzmień, to nie lada sztuka...

Na Jeżynowym Wzgórzu

Trzonem grupy jest Małgorzata Żwikiewicz i Paweł Wiśniewski, którzy odpowiadają nie tylko za muzykę i słowa utworów, ale również przepiękną oprawę graficzną, która kieruje niezorientowanego słuchacza na właściwy trop. Prowadzi na ścieżkę wydeptaną przez tajemnicze postacie, gdzieś na tajemniczym i posępnym wrzosowisku. Prowadzącą na majaczące w oddali Jeżynowe Wzgórze, na którym panuje zadziwiająca atmosfera. Mimo ponurej, deszczowej aury, co rusz słychać na nim wesoły śpiew ptaków i szepty duchów, których nie warto się bać. No, bo jak można przestraszyć się dobrych wróżek?

To oczywiście tylko metafory, jednak charakter twórczości zespołu wydają się one oddawać o wiele lepiej niż jakiekolwiek szufladkujące opisy. Blackberry Hill nie potrzebuje takich generalizujących klasyfikacji. Gośka i Paweł zbyt często uciekają się do trików i sztuczek, dzięki którym odbiorca ich muzyki tak naprawdę nie wie, po której stronie należałoby ich szukać. Czy to elektroniczny pop? Alternatywne country? A może oniryczny indie rock? Zabawa w ciuciubabkę dawno nie była tak fascynująca. No, przynajmniej jeśli chodzi o podwórko nad Wisłą...

Najzimniejsze deszcze padają na Alasce

A skoro już o nim mowa, to należałoby podkreślić, że z taką muzyką nie mamy czego wstydzić się przed mitycznym Zachodem, który może już niebawem, mam taką szczerą nadzieję, przyjmie piosenki bydgoszczan z otwartymi ramionami. Zasługują na to nie tylko ze względu na samą muzykę oraz zawarte w niej unikalne brzmienie i atmosferę. Blackberry Hill to stuprocentowy hand-made, prawdziwe "zrób-to-sam". Jego liderzy bez ogródek przyznają, że wciąż trudno im odróżnić skalę durową od mollowej, a muzycznego fachu nie uczą się z przemądrzałych, akademickich książek, ale z... YouTube'a. Ktoś może żachnie się na ich słowa, bąknie coś o ignorancji... Ale drugi wzruszy ramionami, uśmiechnie się i powie: no, i co z tego?

Krzywdzące byłoby opisywać zespół tylko i wyłącznie w kontekście jego założycieli. Na koncertach występuje z nimi jeszcze wiolonczelistka Joanna Olczyk, gitarzysta Wojtek Chmielewski, basista Piotr Szczepańczyk oraz Marcel Witkowski grający na perkusjonaliach. W Meskalinie wspólnie zaprezentują najnowsze utwory z minialbumu "House of bones". Z pewnością nie obejdzie się również bez piosenek z debiutanckiej płyty "I lied to the rain", na której Blackberry Hill sięgają inspiracjami aż po same krańce lodowców na Alasce.

Sebastian Gabryel

  • Blackberry Hill
  • Meskalina (ul. Stary Rynek 6)
  • 18.06, g. 19
  • wstęp wolny