Islandia to przedziwny kraj - choć zaludnienie jest tam niewielkie, można odnieść wrażenie, że większość mieszkańców to muzycy i to nie byle jacy! Ta mała kraina jest muzycznym ewenementem, czegokolwiek dotkną się jej mieszkańcy zamienia się w złoto, a konkretnie w złote i platynowe płyty na całym świecie. Po Bjork, Sigur Ros, Johanie Johanssonie, Olafur Arnalds i Mum przyszedł czas na Asgeira.
Zrobiło się o nim głośno dwa lata temu, gdy wydał płytę "Dyrd í dauðathogn", miał wtedy niespełna 20 lat i podbił rodzimą Islandię. Jego debiut okazał się lepszy niż Bjork i Sigur Ros, co już dało wiele do myślenia wszystkim śledzącym islandzki rynek muzyczny. Za piękne poetyckie teksty na płycie w całości odpowiada 72-letni ojciec Asgeira, Einar Geirg Einarsson, który jest poetą.
Zaskakujące jest to, że artysta zdecydował się na nagranie materiału z płyty raz jeszcze, tyle, że w wersji anglojęzycznej i wypuszczeniu krążka na inne niż islandzki rynek w takiej właśnie formie. Krok dość odważny, choć nie wiem czy do końca potrzebny. W końcu inne islandzkie formacje nie robią podobnych rzeczy, a słuchacze zachwycają się językiem, którego wcale nie pojmują, ale który brzmi tak niesamowicie, jakby był wymyślony przez elfy. Wersja angielska ukazała się w Polsce pod koniec stycznia, a sam Asgeir odwiedził od tego czasu nasz kraj parokrotnie.
W Poznaniu zagra już w najbliższy czwartek. Mam nadzieję, że podczas koncertu choć część utworów będzie zaśpiewana w jego rodzimym języku, a dzięki temu może będziemy mieli kawałek Islandii w Poznaniu.
Magdalena Brylowska
- Koncert Asgeir
- 27.03, g. 20
- Spot (ul. Dolna Wilda 87)
- bilety wyprzedane