Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Trójgłos o kaskaderze. 30. rocznica śmierci Andrzeja Babińskiego

Andrzej Babiński (1938-1984) ciągle obecny w wierszach, anegdocie, w listach do Jerzego Szatkowskiego i śnie... Tadeusza Żukowskiego. Bardzo samotny Poeta, który za każdy swój tekst gotów był się bić (chociaż bał się przemocy).

. - grafika artykułu
fot. z archiwum Domu Literatury Biblioteki Raczyńskich

W Poznaniu mieszkał w jednym pokoju z ojcem, za białym kredensem kuchennym, tuż przy wiadukcie kolejowym, Nad Wierzbakiem. Nie należał do najpłodniejszych poetów - wydał tylko 3 zbiorki: "Z całej siły" (1975), "Znicze" (1977) i pośmiertnie "Znicze i inne wiersze" (1985). 14.05.1984 r. pożegnał się z przyjaciółmi i odleciał w nocy. Leży przy iglaku, czasami przewraca się na drugi bok (jak w wierszu) na cmentarzu Junikowskim - trudno do niego trafić, tak jak wtedy, kiedy żył.

Monologi

"Jako jeden z tych, którzy ostatni widzieli tamtego dnia Andrzeja - dowiedziałem się, jak starannie obliczył swój samobójczy skok z mostu Jadwigi na wąskie pasmo nadbrzeżnego betonu, aby się zabić, nie wpaść do rzeki lub nie wylądować na trawniku i zostać tylko kaleką. Żegnał Andrzeja na cmentarzu w imieniu środowisk twórczych artysta grafik i malarz Jerzy Rybarczyk, podpisujący swoje obrazy skrótem Ryba. Andrzej godzinami przesiadywał przy jego stoliku w klubie Arsenał. Bo tylko Ryba (i Andrzej Mendyk, i Maciej Ryfa - przyp. aut.) umiał cierpliwie słuchać bełkotliwych monologów tego agresywnego i, mimo młodego wieku, prawie bezzębnego poety..." - pisał Ryszard Danecki, poeta, dziennikarz.

Niebezpieczeństwa

- Wiersze Babińskiego czytałam, mając zaledwie 14 lat. Urzekł mnie, jako wariat, samotnik i buntownik, walczący o prawa poetów i o siebie. W miarę jak poznawałam go bliżej, choć od pierwszej lektury minęło już dziewięć lat, wciąż nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: Czy naprawdę rozumiem tę poezję? Im głębiej w nią wchodzę, tym robi się trudniej, ciemniej. Czasem odzywa się we mnie jego ból, przerażenie i samotność. Jako Artysta bardziej rozumiał niebezpieczeństwa tego świata, więcej ich widział i dotkliwiej był przez nie poraniony - mówi Bogna Hołyńska, studentka filologii polskiej UAM.

Co dobre w literaturze

"Czuły przyjaciel, ale on mnie przerastał duchowo i życiowo. Bałem się go. Poznałem Andrzeja przez Stachurę. Studiowali razem na KUL-u (nie skończył tych studiów). Swoje teksty pisywali nocami na stolikach pod kuchenki gazowe w akademiku. Potem pracował trochę w terenie, jako klasyfikator buraków cukrowych. Pochodził z rodziny szlachecko-ziemiańskiej. Lubił kobiety, ale zaraz się wściekał. Przez całe życie, po przyjeździe do Poznania mieszkał z ojcem, jak ja z matką. Nazywał go Zwierzem, bo ojciec niewiele rozumiał z tego, o czym pisywał. Wieczory z jego udziałem były dynamiczne. Czasami szły w ruch nawet krzesła, połowa sali wychodziła, a on zostawał sam i recytował. W poezji cenił tylko romantyków i zaraz potem Stachurę. Nie wchodziłem mu nigdy w drogę. Wspólnie wiedzieliśmy o tym, co jest dobre w literaturze..." - wspominał Witek Różański, poeta.

Teraz czeka przy iglaku, czasami przewraca się na drugi bok (jak w wierszu) na cmentarzu Junikowskim - trudno tam do niego trafić, tak jak wtedy, kiedy żył.

Andrzej Sikorski

W pracy nad tekstem skorzystałem z poniższych źródeł: R. Danecki, Od Smakosza do Fregaty. Na szlaku poznańskiej cyganerii artystycznej, Oficyna Wydawnicza G&P, Poznań 2011. P. Kępiński i A. Sikorski, Któż to opisze, któż to uciszy - rozmowy z Wincentym Różańskim, Obserwator, Poznań 1997.