Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Piękne dwudziestoletnie

Dla Poznania, jego mieszkańców, historii, kultury i tradycji - dwie dekady Wydawnictwa Miejskiego Posnania.

. - grafika artykułu
.

- Jeździłam na ulicę Ziębicką wiele razy, żeby przyspieszyć druk, usprawnić pracę, bo terminy goniły, a tam styl - powiedziałabym - peerelowski. Pełen luz, niejednokrotnie też podwójny gaz, na co przymykałam oczy, a nieraz - nie tylko zresztą ja - chcąc nie chcąc - dawałam przyzwolenie na coś energetycznego - wspomina Danuta Kosińska, pierwsza dyrektor Wydawnictwa Miejskiego.

Końcówka PRL-u i wielkie nadzieje związane z nową rzeczywistością. Potrzeba wydawania książek, także prasy, po czasach niedostatku i cenzury, była ogromna. U początków Wydawnictwa, którego 20-lecie właśnie obchodzimy, stał IKS, Informator Kulturalny, Sportowy i Turystyczny. Jego ojcem chrzestnym był Jan Stryjski, wówczas szef Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego, potem wieloletni wicedyrektor wydawnictwa.

- Bałem się ryzyka, ale zdecydowanie przeważały marzenia o stworzeniu czegoś nowoczesnego i pożytecznego. Zacząłem się zastanawiać komu zlecić realizację projektu. Trafiłem w dziesiątkę, dzieląc się pomysłem z koleżanką ze studiów, energiczną i zdolną prawniczką Danutą Kosińską. Wystartowaliśmy jesienią 1989 r., a regularnie IKS zaczął ukazywać się od 1990 r. - wspomina Jan Stryjski.

Od 1994 r. Danuta Kosińska kierowała już nie tylko IKS-em, ale całym Wydawnictwem Miejskim. Za sprawy kultury odpowiadał wówczas w mieście Jacek Łukomski, który przeorganizował dotychczasowe wydawnicze gospodarstwo, nieodpowiadające już ówczesnym wymaganiom. Warto przypomnieć, że działo się to wszystko w trudnych warunkach gospodarczych na początku transformacji ustrojowej. - Mieliśmy do czynienia z załamaniem finansowym i los wydawnictw miejskich był poważnie zagrożony - wspomina Jacek Łukomski i dodaje, że efekty pojawiły się bardzo szybko. - Nie tylko pokazywaliśmy nasze wydawnictwa gościom, którzy składali oficjalne wizyty w urzędzie, ale woziliśmy je za granicę. Bez zbędnej skromności mogę powiedzieć, że imponowaliśmy naszym rozmówcom, którzy traktowali nas wtedy jeszcze jak biedne, zacofane dziecko z obrzeży Europy. A tu proszę - świetnie wydawany Raport zdrowotny, który bardzo dużo mówił o mieście, IKS i ambitna, sprofilowana tematycznie Kronika Miasta Poznania. Były wiceprezydent przypomina, że redakcje wszystkich miejskich pism - w grę wchodził jeszcze Biuletyn Miejski - miały pełną niezależność i ani on, ani ówczesny prezydent Poznania, Wojciech Szczęsny Kaczmarek, nie ingerowali w prace redakcji.

Miejscy decydenci byli przekonani, że ster Wydawnictwa spoczywa w pewnych, energicznych rękach. - Bałam się oczywiście odpowiedzialności, ale lubię wyzwania, więc chciałam spróbować swych sił - mówi Danuta Kosińska. - Miałam zresztą nie tylko prawnicze przygotowanie. Pracowałam poprzednio w PAN-ie, znałam sporo ciekawych i zasłużonych osób, a poza tym byłam mocno zakorzeniona w Poznaniu. Stwierdziłam, że mogę podjąć się realizacji tego zadania. Miałam dużo szczęścia, bo trafiłam na ludzi, którzy myśleli podobnie i którzy - nie boję się tego słowa - po prostu kochali Poznań. Wkrótce kolejne pozycje Wydawnictwa były nominowane i nagradzane w wielu konkursach, ogólnopolskich i regionalnych. Albumy o secesji, budownictwie w Poznaniu w dawnych epokach i w wieku XX, książki o odnawianych zabytkach, o domach i ludziach Sołacza i Grunwaldu, wybitnych architektach, ratuszu, komunikacji, życiu miasta w latach 60. i 70. Wymieniać można bardzo długo, a przecież były jeszcze dobrze przyjęte i od dawna oczekiwane nowoczesne przewodniki po mieście, atlas architektury. Zbiorowe prace, trudne ze względu na wielu różnych autorów i konieczność zachowania dyscypliny w opisach, stylu. Januszowi Pazderowi udało się zgromadzić plejadę najlepszych specjalistów i powstały książki, którymi wciąż można się chwalić. - Zależało nam na dobrej, szlachetnej reklamie miasta - wyjaśnia Danuta Kosińska. - Merytoryczny tekst, ciekawe ilustracje, także archiwalne, i współczesne zdjęcia. Po prostu elegancka i wartościowa całość.

Oryginalnym pomysłem było zaprezentowanie twórczości Minutolego i Wyczółkowskiego. Ukazały się specjalne teki zawierające ich obrazy Poznania.

Kolejnym powodem do chwały jest nieprzerwana, dobra passa Kroniki Miasta Poznania. Profesor Jacek Wiesiołowski, niemal ćwierć wieku temu zaproponował nowy kształt wydawanego już w międzywojniu periodyku, a wspomagało go konsekwentnie kolegium redakcyjne. Nie sposób nie wymienić tutaj Danuty Książkiewicz-Bartkowiak, sekretarza redakcji Kroniki, która do dziś koordynuje pracę całkiem sporego grona oddanych autorów.

Oprócz kwartalnika ukazują się jeszcze - Biblioteka Kroniki, kierowana przez prof. Jana Skuratowicza, seria Zabytki Poznania, najczęściej autorstwa Zofii Kurzawy i Bolesławy Krzyślak, monografie poszczególnych ulic, cenne wznowienia, jak choćby Przechadzki po mieście Marcelego Mottego, niegdyś nie do zdobycia, oraz może nie tak popularne i szeroko znane, ale niezwykle cenne Kroniki Staropolskie.

W ciągu 20 lat powstał też wcale bogaty dział książek dla dzieci i młodzieży. Autorzy tacy jak: Bohdan Butenko, Wanda Chotomska czy Eliza Piotrowska ukazali Poznań jako miasto tajemnicze, pełne dziwów i nadzwyczajnych zdarzeń. - Przywołajmy jeszcze album Edwarda Dwurnika - dodaje Kosińska. - I nie zapominajmy o atrakcyjnych kalendarzach, seriach pocztówek.

Publikacje i różnorodne pamiątki można nabyć w Salonie Posnania, do którego już poznaniacy zdążyli się przyzwyczaić. Odbywają się w nim promocje książek, spotkania z autorami, wydarzenia edukacyjne. Na co dzień można w Salonie przysiąść przy kawie i poprzeglądać upatrzone książki. Poznaniacy i turyści chętnie korzystają też z usług Centrum Informacji Miejskiej i jego filii na Starym Rynku, MTP, Ławicy, a od niedawna na nowym Dworcu Głównym. Najnowszym polem aktywności Wydawnictwa jest CYRYL - nowoczesny projekt digitalizacji, ktorego celem jest ratowanie i upowszechnianie najcenniejszych zbiorow archiwalnych poznańskich instytucji kultury.

Wydawnictwem - z małą przerwą, kiedy szefował mu Dariusz Jaworski - rządzą panie. Przez kilkanaście lat Danuta Kosińska, od 2012 r. - Katarzyna Kamińska. Czy teraz łatwiej niż Danuta Kosińska kilkanaście lat temu kierować taką różnorodną i skomplikowaną machiną? Z pewnością inne są obecnie wyzwania i problemy niż 20 lat temu, ale niezależnie od tego zespół Wydawnictwa stara się wykonać swoje zadania jak najlepiej i ciągle stawia przed sobą nowe. Z wielkim zainteresowaniem spotkał się konkurs na opowiadanie fantastyczne o Poznaniu, którego druga edycja właśnie się zakończyła, a trzecia już została zapowiedziana. Ostatnio na horyzoncie pojawił się zabytkowy fotoplastykon, który Miasto chce przywrócić mieszkańcom, a zadanie to zlecono właśnie Wydawnictwu. Dwadzieścia lat minęło... Nie jak jeden dzień, ale jednak bardzo szybko...

* Dariusz Jaworski, obecnie zastępca prezydenta Poznania, był dyrektorem Wydawnictwa od kwietnia 2011 r. do lutego 2012 r. Przyszedł w momencie przełomowym i musiał nadać instytucji inny kierunek. Oto jak wspomina ten czas:

- Największym wyzwaniem jest spotkanie z ludźmi. Oni tworzą każdą instytucję, realizują jej cele, ale mają też swoje marzenia i ambicje. Wydawnictwo było wtedy w trakcie poważnych zmian. Jego dyrektor i twórca, Danuta Kosińska, odchodziła z pracy, ale nie ukrywała, że chętnie dalej pozostałaby na tym stanowisku. Prezydent chciał jednak zmiany. Przekształceniu ulegała także forma organizacyjna. Należało formalnie zlikwidować Wydawnictwo jako gospodarstwo pomocnicze i stworzyć - miejską instytucję kultury. Na to nakładał się jeszcze moment zwrotny w moim życiu. Wróciłem do Poznania po trzech latach nieobecności. Z poprzednich miejsc pracy wyniosłem nawyki związane z charakterem pracy w firmie prywatnej, a teraz zetknąłem się z innym modelem zarządzania.

Będąc dyrektorem Wydawnictwa, przede wszystkim postawiłem sobie pytanie: na ile jest ono zdolne kreować pewne dobra dla miasta? Taki podmiot nie może być jedynie zakładem pracy. Jeśli jest instytucją kultury, to jego działania powinny być twórcze, skierowane do mieszkańców. Wydawnictwo zastałem jako strukturę składającą się z części, które słabo ze sobą współpracowały, z pracownikami zaszufladkowanymi w swoich redakcjach i działach. Moim pierwszym zadaniem było stworzenie poczucia wartości współpracy w ramach jednego organizmu. Ten kierunek udało się osiągnąć bardzo szybko, ponieważ umożliwił to potencjał ludzki. Odchodząc z Wydawnictwa zaproponowałem na stanowisko dyrektora osobę, która dawała największą gwarancję, że obrany model działania zostanie utrzymany. Uważam, że nie pomyliłem się, a pod nowym kierownictwem Wydawnictwo staje się jeszcze bardziej kreatywne.

Grażyna Wrońska, mat