Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Hipnotyczne bel canto

Podczas koncertu z cyklu "Gwiazdy Światowych Scen Operowych" Simone Kermes, wspólnie z Orkiestrą Poznańskiej Filharmonii, uwiodła i zaczarowała słuchaczy do tego stopnia, że bisowała aż trzykrotnie.

Fot. materiały organizatorów - grafika artykułu
Fot. materiały organizatorów

Tym samym potwierdziła to wszystko, co wydaje się na wyrost patetyczne, a co po jej występach pisuje prasa. Jest królową muzyki wokalnej. I, bezsprzecznie, jest królową sceny.

Podczas piątkowego koncertu Kermes zaśpiewała najbardziej popisowe i wzruszające włoskie arie sopranowe z oper Rossiniego, Belliniego, Donizettiego, Verdiego i Mercadantego - repertuar wprost ze słonecznej Italii, stolicy bel canto. Włoski klimat programu doskonale pasował do południowego temperamentu solistki, która od pierwszej chwili na scenie, odkąd pojawiła się na niej w niezwykle zdobnej i oryginalnej kreacji, całkowicie zawładnęła publicznością. Słuchacze, jak zahipnotyzowani, poddali się jej urokowi, żywiołowo oklaskując kolejne numery.

Nie ma w tej reakcji nic dziwnego, bo Kermes udowodniła, że jest artystką nie tylko wybitnie uzdolnioną, ale też obdarzoną wyjątkową charyzmą i osobowością. Jeśli śpiewała, to całą sobą, z rozmachem gestykulując, tańcząc i niekiedy odwracając się od widowni w stronę orkiestry. Jeśli różnicowała utwór dynamicznie, jej piano było śpiewane szeptem, a od mocnego forte aż wibrowało powietrze. Jeśli, wcielając się w Normę, Semiramidę lub Amalię, okazywała rozpacz, skarżyła się lub żartowała - publiczność wiedziała o tym doskonale, mimo że nie znała tekstów arii. Emocjonalność i ekspresyjność Kermes zdawały się niekiedy bliskie przerysowaniu, karykaturze. Kermes zaskakiwała humorem i dystansem - wobec muzyki, którą wykonywała (niecałkiem poważnie) i wobec samej siebie, jako znakomitej diwy. Bo czy diwa prowokuje ze sceny rozmowę z publicznością? Czy diwa potrafi śmiać się w głos i żartobliwie kokietować dyrygenta? I, co ważne, czy potrafi przy tym wszystkim pozostać bezpretensjonalna?

Wobec mistrzostwa Kermes i jej technik zaczarowywania publiczności, piątkowy koncert mógłby się wydawać pozbawiony słabszych punktów. Te jednak, jak zawsze, warto odnotować. Wątpliwość, którą, walcząc o niepoddanie się hipnozie bel canto, mógłby zgłosić uważny recenzent, dotyczy wykonywanych przez orkiestrę uwertur (aż ośmiu!). Przepełnienie programu nie przysłużyło się dynamice występu. Konsekwentne przerywanie popisów Kermes partiami instrumentalnymi (choć świetnie wykonanymi) nieco niecierpliwiło i sprawiło, że koncert przeciągnął się niebezpiecznie do trzech godzin.

Piątkowy wieczór w filharmonii pozostawił jednak jak najlepsze wspomnienia. Poznańska Orkiestra wraz z, świetnym w tej roli, dyrygentem, Łukaszem Borowiczem, doskonale i z dużym wyczuciem towarzyszyła śpiewaczce. A w Kermes po prostu można się było zakochać - jako w śpiewaczce o wybitnej muzycznej wyobraźni i wrażliwości, i jako w artystce świadomej swojego talentu.

Agata Szulc

  • Simone Kermes z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej
  • Aula Uniwersytecka
  • 11.10, g. 19