Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Fotografia (nie) zapamiętująca

Lato się nam w tym roku udało. Pogoda zachęcała do spędzania każdej wolnej chwili aktywnie, rodzinnie, na łonie natury. 

. - grafika artykułu
fot. Ł.Walaszczyk

Wakacje nad polskim morzem udane, bo słońce prażyło tak jak dawniej, tak jak w dzieciństwie, mocno i codziennie. Za granicą uroczo, a do tego już się przyzwyczailiśmy i w inne pory roku. "Piękne okoliczności przyrody", wakacyjna i rodzinna aura powoduje, że chcemy te momenty zapamiętać, uwiecznić. Wręcz odruchowo sięgamy po aparat fotograficzny i zaczynamy cykać foty. Zaczynamy dokumentować wszystko, dosłownie wszystko. Co jedliśmy, gdzie jedliśmy, co piliśmy, gdzie piliśmy, gdzie spaliśmy, jak mieszkaliśmy, gdzie leżeliśmy, jak leżeliśmy. Wszystko po kilkanaście ujęć. Koniec? Nie. To była dopiero rozgrzewka. Wstęp do 16 GB karty w aparacie cyfrowym. Następnie dokumentujemy: łazienkę w naszym hotelowym pokoju, restauracje, jeśli jest szwedzki stół - to też musi być na zdjęciach! Basen, winda, ładnie złożone ręczniki i kolejny raz: co jedliśmy, gdzie jedliśmy, co piliśmy, gdzie piliśmy, gdzie leżeliśmy, jak leżeliśmy, z kim leżeliśmy, co kupiliśmy, gdzie kupiliśmy. Jeśli zwiedzamy, to musimy zrobić co najmniej po kilkanaście ujęć jednego miejsca - krajobraz czy architektura, bez znaczenia... Przechodzi nam przez głowę nieśmiałe poczucie, że za dużo robimy zdjęć. Łagodzi nas jednak myśl: przecież to cyfrówka, karta pojemna, miejsca na dysku w komputerze dużo. Rozgrzeszamy się całkowicie stwierdzeniem: w domu się wybierze, w komputerze zrobi się selekcję zdjęć. Wracamy z wakacji, zakładamy katalog, kopiujemy na dysk, oglądamy raz, może dwa i na tym kończy się zazwyczaj nasz plan odsiewania ziarna od plew fotograficznych.

Zdjęcia określamy nie ich liczbą, lecz gigabajtami

Ile tych zdjęć utkwi nam w pamięci? Dosłownie kilka. Z zainteresowaniem i ciekawością oglądamy 100, maksymalnie 150 zdjęć. Organizując spotkania i prezentacje fotograficzne łatwo zauważyć, że nasz widz, gość czy członkowie rodziny w pewnym momencie tracą uwagę, zaczynają rozmawiać nie o tym, co oglądają (bo już nie oglądają). Dlaczego? Nasyciliśmy, a w zasadzie przesyciliśmy ich informacjami obrazkowymi. Jeśli jesteśmy autorami bądź bohaterami zdjęć, nasza tolerancja na ich liczbę wzrasta, ale nieznacznie. W pewnym momencie zaczynamy oglądać bez emocji, od czasu do czasu sprawdzając, ile zdjęć zostało jeszcze do przeklikania. Nie do obejrzenia - do przeklikania. Zamiast wykwintnego dania fotograficzno-pamiątkowego zaserwowaliśmy sobie "mięsnego jeża". Chwile wyjątkowe, pyszne kąski fotograficzne, bogate w emocje, giną przykryte gigabajtami zdjęć bez znaczenia dla naszej pamięci, bez znaczenia dla wspomnień naszych dzieci, które będą za kilka lat oglądać m.in. obiad, drinka z palemką czy nieistotny pokój hotelowy z wakacji. Fotografia to zatrzymywanie czasu, ułamka sekundy, maleńkiego fragmentu naszego życia, uwiecznienie emocji, to uzupełnianie naszej pamięci i świadectwo danej chwili, nie kubeł, do którego ładujemy wszystko, co pojawia się w naszym otoczeniu, "opstrykane" jak się tylko da. Czy potrzebne nam są gigabajty fotograficznych śmieci? Nie sądzę...

Nie robimy zdjęć - produkujemy je

Nie tak dawno sytuacja była prostsza. Kupowaliśmy na wakacje kilka negatywów. Nasze wspomnienia zamykaliśmy w kilkudziesięciu ujęciach. Bez podglądu i kilkunastu ujęć tego samego motywu - ufaliśmy sobie, że zrobiliśmy dobre ujęcie, a jeśli nie, to powtarzaliśmy kadr. Negatyw wymagał od nas dyscypliny i rozsądku. Czy tęsknię za erą analogową? Zdecydowanie nie. Jako fotograf i wykładowca fotografii jestem zachwycony możliwościami aparatu z zapisem cyfrowym obrazu. Tęsknię za umiarem i pewnego rodzaju podniosłością chwili, gdy decydowaliśmy się zrobić zdjęcie. Negatyw nierozerwalnie łączył się także z bardzo ważną kwestią robienia odbitek, tworzeniem albumów rodzinnych, wakacyjnych, pamiątkowych. Teraz tworzymy album ze zdjęciami na osobistym komputerze, po czym giną one z naszych oczu i z oczu całej rodziny. Są, ale trochę jakby nie istniały.

Dotykanie fotografii

Na zakończenie warsztatów fotograficznych, które prowadziłem na początku wakacji, jedna z uczestniczek przyniosła mi kilka pamiątkowych zdjęć z tych zajęć. Ze zdumieniem stwierdziłem, że dawno nie dostałem wywołanych zdjęć, takich klasycznych, na papierze. Wyciągając wnioski z tej sytuacji, przypomniawszy sobie przyjemność dotykania fotografii, na spotkanie z bliskimi przygotowałem prezenty w postaci wywołanych zdjęć. Wrzawa i rozmowy przy oglądaniu były nieporównywalne do oglądania tych samych zdjęć na monitorze czy ekranie telewizora. Nikt nie dyktował częstotliwości oglądania, tempa i ilości uwagi. Następnego dnia zastałem rodzinę jeszcze raz oglądającą te same zdjęcia! A emocje i dyskusje równie silne jak przy poprzednim oglądaniu! Te sytuacje przypomniały mi na nowo, że dotykanie zdjęć, obcowanie z fizyczną formą fotografii daje dodatkową przyjemność - nie tylko fotografowi. Każdemu z nas. Warto zanurzyć się w setki zdjęć z wakacji, rodzinnych spotkań, wybrać najlepsze i oprawić w ramkę, a nie ustawiać jako tło na monitorze komputera. Warto więc zrobić odbitki, wkleić do albumu - dyski bywają zawodne. Nieporównywalne doznania estetyczne gwarantowane. Nośmy zdjęcia naszych ukochanych pociech w portfelu, a nie tylko w telefonie. Fotografia pamiątkowa ma ogromną wartość, z każdą upływającą chwilą staje się cenniejsza. Oglądajmy ten skarb codziennie, nie tylko jako nazwę folderu czy tło na zimnym pulpicie monitora.

Łukasz Walaszczyk