Początek zapowiada się obiecująco. Na kurtynie wyświetlone i zestawione ze sobą zostały dwa portrety Mozarta. Jeden z nich to dobrze znany wizerunek młodego twórcy, drugi to projekcja ucharakteryzowanego Bobò, jednego z czołowych aktorów Compagnie Pippo Delbono, obraz starca, którego być może przypominałby kompozytor, gdyby dożył późnych lat. Wybrzmiewający z offu głos Pippo Delbono przeprowadza paralelę pomiędzy biografią Mozarta i historią don Giovanniego, wpisując obecność kompozytora w stworzoną przez niego postać. Reżyser buduje opowieść o wczesnej śmierci Mozarta i jego pogrzebie, zarysowując obraz pochówku w zbiorowej mogile, zasypywanej wapnem. Ułożone na ziemi, w ciasnym szeregu, ciała aktorów wizualizują dobiegającą z głośników narrację. Po chwili umarli powstają i odchodzą, a na scenie pojawiają się pierwszoplanowe postaci w białych makijażach, krynolinach, gorsetach i perukach, z twarzami podświetlonymi od dołu światłem latarek, tworzącym efekt trupiej maski (...).