Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Bezład zamiast żółwia

Architekturze mieszkaniowej ostatniego ćwierćwiecza w Poznaniu przygląda się Jakub Głaz.

Stracone szanse to powód do smutku. Pełno ich, gdy spojrzy się na współczesne domy mieszkalne Poznania. Ich formy są przeciętne, mieszkania - niedoskonałe. Dał je nam wolny rynek, abdykacja planistów, słabość architektów i chciwość deweloperów.

Największej stylistycznej przemianie uległa po roku 1989 architektura mieszkaniowa. Odsądzana od czci i wiary wielka płyta rozmieniła się szybko na archaiczną cegłę - Polacy łaknęli urozmaicenia i powrotu do tradycji. Wyszły jednak na jaw braki talentu i warsztatu: architekci nawykli do zestawiania modułów z fabryki domów z trudem tworzyli "normalną" architekturę. Dzikie lata 90. zaowocowały więc rożnym poziomem gry z historycznymi formami.

Sensowną ramą dla formalnych zabaw była przyjęta wtedy strategia Poznania, który postanowił zakończyć przestrzenną ekspansję. Teraz miał cerować dziury powstałe podczas urbanistycznego big bangu poprzednich dekad. Wielkie nadzieje budziły wolne hektary Łaciny i Polanki, które stać się miały pełnowartościową mieszkalną dzielnicą. Stworzono nawet zarys koncepcji zwanej roboczo "żółwiem" - od kształtu, który na planie przybrała dzielnica otoczona ulicą zbiorczą. Łacinę jednak stopniowo rozczłonkowano. W połowie lat 90. powstały dziwaczne domki przy ul. Polanka, na przełomie wieków ruszyły kolejne etapy inwestycji Atanera (proj. Arcada), do której dołączył koszarowy kompleks TBS (proj. Krzysztof Baczyński) oraz zbyt gęsta, choć formalnie udana enklawa Budimexu (Studio Lisiak) i punktowce UWI. Niespójność i pomieszanie form oraz brak porządnych dróg uniemożliwiły powstanie miejskiej dzielnicy. Łacina i Polanka to chyba największe oskarżenie pod adresem planistów i decydentów.

Formalne dziwadła

Zanim zepsuto Łacinę, symbolem nowych czasów było plombowanie miasta - przede wszystkim Jeżyc w rejonie ulic Poznańskiej, Jeżyckiej i Mylnej. To tu powstała większość kamienic zaliczanych do postmodernizmu przetwarzającego historyczne i eklektyczne formy. Budynkom zadowalającym towarzyszą formalne dziwadła, których symbolem jest ekscentryczna kamienica przy ul. Zwierzynieckiej (proj. Klimaszewska & Biedak). Wielkim plusem tych działań było jednak dopełnienie miejskiej struktury dzielnicy. Pierzejowa zabudowa z obszernymi, jasnymi dziedzińcami to udane połączenie tradycji z osiągnięciami modernizmu. Nie można tego, niestety, rzec o domach stawianych w kolejnej dekadzie. Mieszkaniowy boom, chciwość deweloperów, bierność władz oraz architektoniczna ignorancja kupujących obdarzyły Poznań kompleksami ciasnymi i niefunkcjonalnymi.

Po 1989 r. w Poznaniu nie powstało ani jedno pełnowartościowe osiedle: o właściwych proporcjach między zabudową a zielenią, z odpowiednią liczbą usług, szkołą, przedszkolem i dogodnym skomunikowaniem z miastem. Brak tej ostatniej cechy najbardziej dokucza mieszkańcom Naramowic - kolejnego wielkiego rozczarowania. Mimo planów zagospodarowania wyrósł tam niespójny i ciasny zlepek mieszkaniowych enklaw. Broni się tylko kompleks Małe Naramowice (proj. ARE Stiasny & Wacławek). Unikatowa forma budynków tworzących pierzeje dzielnicowego placu pokazuje, jak może wyglądać przyzwoita współczesna mieszkaniówka.

Wille na sterydach

Pierwsze lata nowego wieku to powolny odwrót od postmodernizmu. Daszki, łuczki i tympanoniki ustępują miejsca prostocie, która ma jednak skłonność do zachowawczych udziwnień. Takie są pierwsze budynki atanerowskiej Polanki: niby proste, ale złamane przez boniowanie elewacji, gęste osłony balkonów czy zaoblone przeszklenia klatek schodowych. Podobne kształty znajdziemy i gdzie indziej, m.in. w realizacjach UWI, która przez lata dogęszczała piątkowskie osiedla wariacjami na temat typowych bloków. Ciekawie jest też przyjrzeć się gustom poznaniaków. Nie budziły ich sprzeciwu banalne realizacje czołowych deweloperów. Wzburzył za to interesujący budynek Wstęga Warty (proj. Jerzy Gurawski i Przemysław Cieślak) tuż przy moście św. Rocha. Nie spodobała się lekka i prosta, miękko zarysowana forma o proporcjonalnym rysunku elewacji ze sporymi oknami. Większość wolała powstały prawie vis-a-vis kompleks mieszkaniowy przy ul. Serafitek (proj. Klimaszewska & Biedak), którego eklektyczne formy ich autorka wywodziła z sołackich willi. Nawet jeśli w to uwierzyć, są to wille na sterydach: przerośnięte, upacykowane jak nastolatka na pierwszej w życiu dyskotece.

Romans z moderną

Wstęga Warty to na szczęście nie jedyny dobry przykład. Uznanie budzą najnowsze plomby: u zbiegu Garbar i Wodnej (easst.com Sterzyński Sucharski), na Chwaliszewie przy ul. Czartoria (ASW Architekci) czy Wildzie (ul. Chwiałkowskiego/ Przemysłowa) autorstwa biura Insomia, które poszczycić może się też m.in. idealnie rozrzeźbionym budynkiem na skraju osiedla Stare Żegrze. Najlepszym chyba przykładem współczesnej mieszkaniówki jest za to ośmioletni już budynek przy ul. Piątkowskiej 112 (proj. Wojciech Marcinkowski). Ostatnie lata przyniosły poprawę form. Są prostsze, udanie romansują z moderną, choć już nie z jej duchem wołającym o światło i przestrzeń.

Na szczęście ominęły Poznań wielkie grodzone kompleksy typowe dla stolicy. Powrócono za to do dziewiętnastowiecznego wyciskania z gruntu maksymalnej liczby "apartamentów", nierzadko mniejszych i mniej funkcjonalnych niż mieszkania schyłku PRL-u. Wobec słabej i drogiej oferty ludzie uciekają pod Poznań do przestronniejszych i tańszych domów jednorodzinnych. O zadekretowanej 20 lat temu budowie miasta sensownego i zwartego można dziś wciąż tylko pomarzyć.

Jakub Głaz