"Jesteśmy. Chodźcie bo sala piękna ale wieeelka" - napisał Pablopavo na trzy godziny przed poznańskim koncertem na swym facebookowym profilu. Niepotrzebne obawy. Wierna publiczność w piątkowy wieczór wypełniła zamkową Salę Wielką. Wypełniła nie na tyle, by zabrakło wolnych miejsc, ale tak, by artyści mieli przed kim toczyć swoją pasjonującą muzyczną opowieść. A przyjęci zostali przez słuchaczy naprawdę gorąco.
Pablo jest wspaniałym opowiadaczem historii, kimś właśnie na kształt barda, choć sam dystansuje się od takiego określenia. Tworzy niewesołe opowieści, z wielką sympatią do swych bohaterów, często pogubionych, pechowych, niespełnionych. Tych "z miast małych jak pinezka / wbita w korkową tablicę dań" i tych ze stołecznych dzielnic oraz przedmieść. Przylgnęła do niego łatka artysty nawiązującego do najlepszych tradycji folku miejskiego (szczególnie charakterystycznego folkloru warszawskiego), ale to tylko jedno ze skojarzeń. W jego twórczości słychać bowiem bogactwo inspiracji czy natchnień, które przekładają się na bardzo własną, oryginalną muzyczną opowieść.