Nerwowe wyczekiwanie, które na szczęście choć trochę ukoiły występy całkiem trafnie dobranych supportów, skandowanie jego nazwiska i niewyobrażalna owacja, kiedy wreszcie pojawił się na scenie. W taki sposób w piątkowy wieczór na MTP Poznań przywitał Toma Odella, 26-letniego brytyjskiego wokalistę, który właśnie znalazł się u szczytu swojej kariery. Odkąd został zauważony przez inną brytyjską gwiazdę, Lily Allen, uhonorowany BRITs Critics' Choice Award, którą we wcześniejszych latach zdobywały m.in. Florence&The Machine i Adele i odkąd zagrał przed Rolling Stonesami, jego nazwisko nie schodzi z list najbardziej obiecujących artystów młodego pokolenia. Dowód? Mimo że bramę MTP otwarto dopiero po godzinie 19, niektórzy z polskich fanów oczekiwali przed nią już od wczesnego popołudnia. W szczytowym momencie kolejka czekająca na wejście rozciągała się wzdłuż całego budynku Targów od strony ulicy Głogowskiej. Jeśli nawet ktokolwiek w mieście nie wiedział wcześniej kto zagra tego wieczoru, ten widok rozwiewał wszelkie wątpliwości - zagra wielkie nazwisko.
Odell na scenie to wciąż "chłopak z pianinem", jednak o wiele bardziej aktywny niż na początku swojej scenicznej drogi. Być może dlatego, że na nowej płycie zdecydowanie postawił na dynamikę i eksperymentowanie z dźwiękami, wyraźnie odcinając się od etykiety melancholijnego, lirycznego songwriter'a. Liryka owszem, jest, ale tym razem wyrażona bardziej w tekstach niż w warstwie muzycznej. A jeśli nawet ktoś nadal tęskni do "starej" estetyki artysty, nie zawiedzie się. Wrong Crowd ukazała się w podwójnej odsłonie, również z piosenkami w wersji akustycznej.
Tymczasem Odell w nowym wydaniu zaskakuje. Animuje tłum - na zmianę schodzi ze sceny do publiczności i wskakuje na fortepian, by tam zakończyć swoje wykonanie. Prowokuje fanów do krzyku i miarowego klaskania, kilkakrotnie owija się polską flagą rzuconą na estradę, flirtuje z pierwszymi rzędami i idealnie współgra z wyreżyserowanym oświetleniem. Nic dziwnego, ze w takiej atmosferze każda (dosłownie k a ż d a) piosenka była odśpiewana chóralnie przez całą salę, a momentami śpiewana tylko przez tłum, przy akompaniamencie Odella. Tak się składa, że ten dzień wcześniej obchodził swoje 26. urodziny, nie mogło więc zabraknąć również głośno odśpiewanego Happy Birthday (najpierw) i jego polskiej wersji Sto lat! (później).
Na piątkowej play liście dominowały wykonania kawałków z najnowszej, czerwcowej płyty artysty, począwszy od Still Getting Used to Being On My Own które otworzyło koncert, a skończywszy na Magnetised, które zamknęło go podczas drugiego bisu. W międzyczasie wybrzmiały również rewelacyjne Here I Am, energetyczne Silhouette, melancholijne Sparrow i Somehow (ponoć ulubiony utwór autora), a także - jakże by inaczej - tytułowe Wrong Crowd, które jako jedyne Odell wykonał dwukrotnie, za każdym razem zaaranżowane nieco inaczej niż na krążku. Cały jego występ obfitował zresztą w świeże podejście do wykonań doskonale znanych przebojów, zwłaszcza jeśli mowa o kompozycjach najnowszych. Nieco bardziej zachowawczo wybrzmiały starsze, pochodzące z pierwszej płyty utwory, takie jak Heal, Grow Old with Me czy Till I Lost. Osobiście jestem nieco zawiedziona, że spośród starszych kompozycji nie usłyszeliśmy przepięknych Sirens i Sense, moich faworytów z płyty Long Way Down. Zawód osłodził nieco Another Love - utwór, dzięki któremu Toma Odella w krótkim czasie poznał cały świat. A skoro już o tym mowa...
Cztery lata, które dzielą Brytyjczyka od wydania pierwszej epki i pierwszego miliona wyświetleń na You Tube, aż do międzynarodowej trasy koncertowej, jakiej częścią stał się jedyny w Polsce koncert w Poznaniu, to pozornie niewiele. A jednak to prawdziwy kamień milowy w jego karierze. Widać to chociażby po arcyprofesjonalnej oprawie jego koncertu, z własnym, znakomicie zsynchronizowanym z muzyką oświetleniem i perfekcyjnym nagłośnieniem oraz świetnym zespołem: podwójnym basem i perkusją, wspomaganymi niekiedy przez harmonijkę ustną. Na osobne wyróżnienie zasługują niemal gospelowe chórki, bez których nowe utwory nie zyskałyby takiej głębi i wielowarstwowości, jaką osiągały dzięki charakterystycznej, aksamitnej barwie towarzyszącej mu wokalistki.
Odell przeszedł ogromną metamorfozę. Ze skromnego chłopaka nieśmiało chowającego się za klawiaturą pianina, przeistoczył się w sceniczną osobowość, porywającą publiczność w każdym tego słowa znaczeniu. To, czy się to komuś podoba czy nie, może pozostawać dyskusyjne. Pewne jest jedno - mamy do czynienia z w pełni świadomą swojej wartości gwiazdą światowego formatu, lecz - co najważniejsze - gwiazdą tworzącą wartościową, świadomą muzykę.
Anna Solak
- Tom Odell
- hala nr 2 MTP
- 25.11